Rosjanie ogrodzili teren katastrofy, ale nie dlatego, że chcą coś ukryć. Chodzi o wycieczki rozgrzebujące ziemię, na której zginęli ludzie – mówi naTemat jeden z przewodników. W jego głosie słychać z trudem ukrywane zgorszenie. Nie wypada mu krytykować turystów, bowiem wyjazdy do Smoleńska to jedna z ofert jego biura. Pielgrzymki, jak nazywają niektórzy te wycieczki, to biznes. Chociaż zdaniem przewoźników lepiej "kręcił" się tuż po katastrofie.
Przejrzałem oferty wyjazdów turystycznych do Smoleńska. Można się zdziwić, bo zamiast wycieczki na miejsce katastrofy rządowego samolotu, często spotka się z określenie "pielgrzymka". Co jeszcze bardziej zaskakujące, zabrane z miejsca przedmioty to relikwie. Takie cenne artefakty przechowuje się w specjalnej gablocie, jak chociażby w Kościerzynie. Ich relikwia była tam jeszcze do niedawna...
– Nie oddali nam – Kazimierz Mszak z Kościerzyny skarży się na prokuraturę. Śledczy zabrali z pamiątkowej gabloty fragmenty metalu, który z innymi uczestnikami wycieczki przywiózł ze Smoleńska. Prokuratorzy chcieli ustalić, czy to fragment rządowego samolotu. Artefakt był wyeksponowany obok pomnika Chrystusa Króla. Kazimierz Mszak jest znanym w Kościerzynie przedsiębiorcą. To on był inicjatorem odbudowy pomnika, a także tablicy, na której upamiętniono ofiary katastrofy smoleńskiej.
A po wycieczce w 2015 roku w Kościerzynie przybył ważny eksponat. – Parafia zorganizowała wycieczkę – wspomina. Gdy uczestnicy chodzili po lesie przy smoleńskim lotnisku, jeden z uczestników zauważył wbity w pień drzewa przedmiot. Udało się go wydobyć. Pod koniec ubiegłego roku zainteresowała się nim prokuratura. A wrażenia Maszka z wycieczki? – Przejmujące miejsce – kwituje krótko, natomiast bardziej interesuje go inna kwestia. – Samolot rządowy zaczął rozpadać się kilometr od miejsca upadku. To jest bardzo zastanawiające – twierdzi Maszk.
Zamachowa teoria ciekawości
– Gdzie jest ta słynna brzoza? O to turyści często pytają – opowiada Waldemar Ławecki, właściciel warszawskiego Biura Turystycznego Bezkresy. Brzoza jest dalej, obok obwodnicy. Zdaniem właściciela Bezkresów, uderzenie w tak potężne drzewo mogło spowodować upadek samolotu kołami do góry. Można sprawdzić to osobiście. Najbliższa wycieczka na miejsce katastrofy będzie we wrześniu.
Najchętniej zbierają zamówienia od większej grupy czy nawet instytucji, jak ostatnio zrobiła Naczelna Rada Adwokatów. Są też oczywiście parafie. Koszt takiego wyjazdu to 1079 zł. Cena wycieczek wzrosła, bo do Smoleńska trzeba jeździć okrężną drogą przez Litwę. – Rosjanie traktują granicę z Białorusią jak ich wewnętrzną. Nie ma możliwości przejazdu najkrótszą drogą – opowiada. W jego ocenie apogeum zainteresowania wycieczkami do Smoleńska już minęło. – Przede wszystkim do wyjazdu ludzi głównie pcha ciekawość. Oczywiście są wyjątki. Na naszych wyjazdach byli członkowie rodzin, których bliscy zginęli w katastrofie – mówi Ławecki. – Pcha ich ciekawość, czy doszło do zamachu? – pytam. – Tu już wchodzimy na wątki polityczne – odpiera z uśmiechem właściciel Bezkresów.
Rosjanie zrobili porządek
W związku z licznymi wycieczkami i rządowymi wizytami obok miejsca upadku Tu-154 powstał niewielki pomnik i miejsce do mszy. Bezkresy często kontaktują się z miejscową parafią katolicką i ksiądz chętnie odprawia nabożeństwo dla uczestników wycieczki. – Kiedyś, aby dostać się na ten teren, trzeba było przedzierać się obok stacji benzynowej. Obecnie jest tam droga dojazdowa z płyt, ale bardzo równa – przyznaje Waldemar Ławecki.
Rosjanie ogrodzili miejsce upadku Tupolewa z Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Nie chodziło jednak o ukrycie miejsca zamachu, jak chce Antoni Macierewicz. – Ogrodzili, bo uczestnicy wycieczek rozgrzebywali ziemię – mówi jeden z przewodników oprowadzających wycieczki. A w jego głosie słychać ukrywane zgorszenie zachowaniem turystów.
Oni zapraszają Polaków
– Możemy porozmawiać, ale krótko – mówi Wojciech Leszek, właściciel Biura Turystycznego Wilejka z Łodzi. Odprawia właśnie dwie grupy, ponad 150 osób autokarami z Poznania i koleją – 140 z Warszawy. Pierwsza jedzie do Katynia. Druga, z powodu decyzji władz rosyjskich o zamknięcia przejazdu granicy białoruskiej dla obywateli UE, skierowana została do Kijowa. Wojciech Leszek od lat przygotowuje te wyjazdy. – W Poznaniu funkcjonuje fundacja byłego Sybiraka, Wincentego Dowojny. Działa na rzecz pojednania polsko-rosyjskiego – wyjaśnia. To grupy młodzieży, które jadą, co warto podkreślić, na zaproszenie władz Smoleńska.
– My przygotowujemy ten wyjazd. Oczywiście zawsze przy tej okazji jest wizyta na miejscu katastrofy – dodaje Wojciech Leszek. Czy poleca zwiedzić sam Smoleńsk? – Warto. To typowe rosyjskie miasto, z licznymi cerkwiami i zachowanymi umocnieniami – opisuje.
Tu można poczuć się jak Macierewicz
W tym mieście szczególnie godna polecenia jest restauracja "Szafran". Jak napisał kiedyś były dziś europoseł Marek Migalski, to tutaj Antoni Macierewicz, w otoczeniu licznych posłów i senatorów Prawa i Sprawiedliwości miał spożywać obiad, a w tym czasie ekipy ratunkowe dogaszały ogień, zbierały szczątki rządowej ekipy z prezydentem Polski na czele. Minister MON zamiast na smoleńskie lotnisko, ruszył na dworzec kolejowy, skąd pojechali do Warszawy. Z restauracji na lotnisko jest ok. 8 km.
Senator Jan Filip Libicki ustalił dokładniej, co 10 kwietnia 2010 roku, spożywali ludzie, którzy dziś dowodzą zamachu: – Obiad składał się z 3 dań, a na deser podano coś, co w swym składzie posiadało truskawkową galaretkę. Sprawdziliśmy kartę dań. Menu restauracji robi wrażenie. Chociaż w ofercie nie tylko strawa.
Jak czytamy, specjalnością zakładu są steki. "Przygotowujemy je z wybranym świeże mięso: jagnięcina, cielęcina lub wieprzowina z kością, polędwica" – zachęcają.
Po przejrzeniu menu i zdjęć sali, na której siedzieli pisowscy politycy, wciąż pozostaje aktualny wpis Marka Migdalskiego i jego uwaga: – Mam do nich tylko jedno pytanie – smakowało?
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl