Najśmieszniejszy mimo wszystko jest Andrzej Duda. On nadal czeka, a ja weszłam do środka – mówi naTemat posłanka Nowoczesnej Joanna Schmidt, której udało się minąć legendarną pania Basię i wejść do gabinetu prezesa. W najnowszym odcinku "Ucha Prezesa" po raz pierwszy bowiem dostało się nie Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego świcie, a opozycji. Zapytaliśmy więc w poszczególnych partiach o odbiór tego odcinka.
Robert Górski vel Jarosław Kaczyński siedzi w swoim gabinecie. Jak zwykle strzeże go Mariusz, widzowie w napięciu czekają na wizytę "gościa". Kto tym razem odwiedzi prezesa? Który minister?
Dostało się wszystkim po kolei. Schetyna próbuje zrobić "deal" z Kaczyńskim, żeby odbić się w sondażach, Petru ma ten sam plan, ale nie może złożyć dwóch zdań bez językowych lapsusów, Kosiniak-Kamysz apeluje o zgodę i jedność w narodzie (czego nikt nie słucha), w końcu niemalże z pianą na ustach do pomieszczenia wpada Kukiz. Ale wściekły to się robi dopiero wtedy, kiedy widzi Liroya...
Szczęka jak z reklamy pasty do zębów
Pierwszy jest szef PO. Wizyta Schetyny budzi zdumienie i pani Basi, która tradycyjnie przyjmuje gości prezesa, i samego prezydenta Dudy, który jak co odcinek tkwi pod drzwiami. W końcu Schetyna wchodzi do środka. I błyskawicznie zaczyna eksponować... No, nie ma co pisać, to po prostu trzeba zobaczyć:
– Akt ten na pewno został dobrze odebrany, ja akurat bardzo lubię uśmiech Grzegorza Schetyny, jest bardzo pogodnym człowiekiem – mówi naTemat Kinga Gajewska-Płochocka, posłanka PO. Sam odcinek bardzo się jej podobał. – To satyra w najlepszym wydaniu – twierdzi.
A co ze Schetyną i Petru, którzy próbują się dogadać z Kaczyńskim, żeby osłabić pozycję konkurencyjnej partii? Nie zabrakło docinek politycznych, ale już odnoszących się do rzeczywistości. – Platforma Obywatelska raczej nie dogryza Ryszardowi Petru ani Nowoczesnej, ale rzeczywiście Nowoczesna skupiła się teraz na dyskredytowaniu Platformy. Ale to zostało wyśmiane, więc może zmienią strategię – mówi.
Do gustu przypadła jej bardzo scena, kiedy w biurze zjawia się Liroy w oparach. Bynajmniej nie absurdu.
Oby tylko nie skończyło się to tak, jak skończył ten odcinek prezydent Andrzej Duda, który skorzystał z "prezentu" od Liroya i miał z tego dość... duży ubaw. Kto nie wie o co chodzi, niech obejrzy.
– Najbardziej mi się podobał, jak zwykle zresztą, Mariusz Błaszczak – podsumowuje Gajewska-Płochocka. I w pewnym sensie zgadza się z "partyjną linią", bo na ten samą postać zwrócił uwagę na Twitterze sam Schetyna.
Czyli wiemy, że szef PO odcinek oglądał. To zresztą w rozmowie z naTemat potwierdza inny poseł PO – Borys Budka. – Myśmy ten 13. odcinek obejrzeli w gronie kierownictwa Platformy, wspólnie z Grzegorzem Schetyną, Sławkiem Neumannem, Rafałem Grupińskim, już w piątek (na Showmaxie, tam premiera jest wcześniej – red.), przed posiedzeniem Sejmu. Potrafiliśmy się śmiać – przekonuje.
– Każdy ma prawo do krytyki, ja niestety też widzę pewne mankamenty opozycji, więc traktuję to jako coś naturalnego. Satyrycy są od tego, żeby wypominać błędy wszystkim, również opozycji, a nie tylko rządzącym. Śmiałem się tak samo, bo potrafię się śmiać również ze swojego obozu. Tak jak śmiałem się z "haratania w gałę", tak śmiałem się z "Ucha Prezesa" – podkreśla Budka.
Wchodzi Rysiek, ale ktoś ewidentnie go goni
Drugi pojawia się Ryszard Petru. Lider Nowoczesnej został przedstawiony tak precyzyjnie, jak to tylko możliwe. Lesław Żurek do perfekcji opanował charakterystyczny sposób mówienia Petru, w który wkrada się swojego rodzaju "zaciąganie". Oczywiście nie zabrakło wizytówki lidera Nowoczesnej, czyli jego językowych wpadek.
Sam Petru nie byłby pewnie jednak nawet w połowie tak zabawny, gdyby nie nagła wizyta... Joanny Schmidt. Posłanka wpada do gabinetu, siada na kolanach przewodniczącego, szybko padają aluzje dotyczące "seksturystyki". Schmidt jednak pozostaje niezrażona – proponuje "Rysiowi" kolejne cele podróży ("Może Madagaskar?"). To oczywista aluzja do afery z wylotem obojga do Portugalii, kiedy inni politycy Nowoczesnej okupowali salę sejmową. Jak się okazało, protest był... rotacyjny.
Zapytaliśmy więc samą Joannę Schmidt o jej opinię na temat trzynastego "Ucha Prezesa". – Mi się podobają wszystkie odcinki, na wszystkich się śmieję, także na tym. Najśmieszniejszy mimo wszystko jest Andrzej Duda. On nadal czeka, a ja weszłam do środka – odpowiada przewrotnie.
Wizytą na kolanach szefa swojej partii się nie przejęła: – To jest satyra i komedia, te postaci są zabawne. Jedne są mniej prawdziwe, drugie bardziej. Nie przychodzi mi do głowy komentować tego na poważnie – odpowiada i... wraca do tematu Dudy. – Rozśmieszyło mnie to, z jakim impetem tam wpadłam do gabinetu, a Duda czeka. I jeszcze sobie przyjarał z Liroyem.
Sam Petru jest dzisiaj w Brukseli, więc o jego zdanie na temat odcinka jest wielką niewiadomą. Ale kto go obejrzy, ten zrozumie po tym tweecie, że szef Nowoczesnej epizod ma za sobą:
Uznanie dla Roberta Górskiego wyraża również partyjna koleżanka Schmidt – Katarzyna Lubnauer. – Bardzo ciekawy odcinek i śmieszny, chyba mój ulubiony po Szyszce i Macierewiczu – przekonuje. Scena z Petru i Schmidt za ostra dla niej nie była: – To w ogóle jest ostre, to satyra, więc wszystko jest przejaskrawiane. Ma być śmiesznie, nikt nie oczekuje tylko prawdy.
Najbardziej podoba się jej jednak scena przedostatnia – z zasypiającym prezesem. – Dla mnie najbardziej spektakularną sceną jest ta, jak Jarosław idzie spać i dochodzi do wniosku, że może spać spokojnie, bo reszta się sama załatwi – tłumaczy. A zasypia zrelaksowany, bo słyszy, jak piętro niżej opozycyjni politycy skaczą sobie do gardeł.
Snopek wagi państwowej
Krewkiego Schetynę i równie bojowego Petru oczywiście chciał uspokoić Władysław Kosiniak-Kamysz. Lider Polskiego Stronnictwa Ludowego w swoim niepowtarzalnym stylu (i z pełnym spokojem) apeluje do zwaśnionych stron o zachowanie spokoju.
Ta rola wyjątkowo przypadła do gustu samemu sportretowanemu:
– Podchodzę do całej serii z dystansem i humorem. Tak to trzeba traktować, nie należy się nigdy obrażać i na miejscu moich kolegów, nawet jeśli są uszczypliwości, to bym się nie obrażał. Trzeba podejść na luzie i z dystansem – mówi naTemat.
Gdy jednak zwracam mu uwagę, że Górski chyba trochę mu darował, bo ze wszystkich gości prezesa oberwał zdecydowanie najmniej, Kosiniak-Kamysz wpada w śmiech. Ale po chwili dodaje: – Ja z ogromną radością przyjąłem ten odcinek. Bardzo mi się podoba moja postać. Pan Bartłomiej Magdziarz odgrywał ją i jestem zafascynowany. Nie zmieściłbym się w ramce, to prawda (Kosiniak-Kamysz na początku swojej wizyty ma problemy z wpisaniem się do ramki w kajecie pani Basi – red.), od dzieciństwa mam ten problem, bo i imię długie, i nazwisko długie, i będę dalej apelował o dobre zachowania w polskim parlamencie.
Przy okazji: jak się okazuje, moment, w którym namawia prezydenta do umieszczenia w godle snopka, wcale nie jest "od czapy". – Za czasów Polski Wazów w godło orła białego właśnie był wpisany snopek. Bo "vasa" po szwedzku znaczy właśnie snopek i herbem rodowym dynastii Wazów jest snopek. To nie jest takie oderwane od naszej historii i powrotu do jakiejś tradycji – przekonuje Kosiniak-Kamysz.
I na koniec... apeluje: – Mam nadzieję, że ten obraz opozycji też będzie inny. Czasem własne ambicje gdzieś będą schowane, a tam gdzie można współpracować, tam po prostu trzeba.
Wściekły rockman kontra scyzoryk
Na koniec u prezesa pojawiają się kolejno Paweł Kukiz i Liroy. Rockman zaczyna od mocnego wejścia – rzuca przekleństwami na lewo i prawo, a kiedy widzi przedstawicieli innych partii, zachęca Jarosława Kaczyńskiego do wsadzenia ich za kratki.
Zainteresowanie Petru i spółką szybko jednak traci – bo u pani Basi melduje się ("Scyzoryk jestem") Liroy. Daje skręta Dudzie w prezencie, po czym wchodzi do środka. Co jest dalej, najlepiej obejrzeć.
– Śmiałem się. Niektóre odcinki były lepsze, niektóre gorsze, ale śmiałem się – mówi naTemat Jakub Kulesza z Kukiz’15. Z Pawłem Kukizem nie udało nam się skontaktować, ale jak przekonuje Kulesza, jego szef dobrze odebrał ostatnie "Ucho Prezesa".
– Paweł zareagował z dużym uśmiechem. Ma olbrzymie doświadczenie w pracy scenicznej, wie, że formuła kabaretu czy satyry rządzi się swoimi prawami. Są tu hiperbole, przejaskrawienia – mówi Kulesza.
Według Kuleszy Górski musi mieć swojego informatora w PO i Nowoczesnej – bo tak dobrze przedstawił sytuację między tymi partiami. –Pokazał doskonale, jak one funkcjonują, pokazał ten system, w którym niektórym nie zależy na zmianie czegokolwiek, a na odegraniu ustalonego według scenariusza teatrzyku na potrzeby swoich wyborców – twierdzi.
To czy w takim razie Kukizowi zależy tylko na "posadzeniu" innych polityków, bo na tym się skupia jego postać? – To nie jest główny cel, ale zostało to wyolbrzymione. Paweł Kukiz walczy o sprawiedliwość, której od rządów PiS obywatele nie otrzymali. Dobrze, że ten postulat został tak przedstawiony – uważa.
A przecież... tu nie ma się z czego śmiać
Najtrafniej jednak ostatni odcinek podsumowuje sam Liroy. – Widziałem oczywiście nie tylko ostatni, ale też poprzednie odcinki "Ucha prezesa". Ten serial kabaretowy zawsze mnie bawi i trzyma dobry poziom. Doceniam zwłaszcza grę aktorów naśladujących charakterystyczne cechy postaci – mówi naTemat.
I dodaje: – Jedyne, co mnie niepokoi, to że krzywe kabaretowe zwierciadło nie jest bardzo odległe od realiów polityki.
Ale też bardzo ucieszyła mnie postać Liroya i jego zachowanie. Mam nadzieję, że teraz legalizacja marihuany medycznej ruszy do przodu. Pamiętajmy jednak, że Liroy walczy o marihuanę w celach medycznych, a nie powiedzmy do konsumpcji.
Borys Budka
Można wyciągać wnioski, uczyć na własnych błędach, ale osoby, które nie potrafią się śmiać same z siebie są zgorzkniałe. My na szczęście w PO umiemy się śmiać z siebie. Grzegorz Schetyna też ten odcinek oglądał i traktuje jako rzecz normalną.
Jakub Kulesza
Każda postać została przejaskrawiona na swój sposób. Oczywiście takiej kłótni (między Liroyem a Kukizem – red.) nie ma, więc przejaskrawiona została tylko medialna rzeczywistość, ale sposób, w który to zrobiono, był bardzo komiczny.