Podczas spotkań z suwerenem, na konferencjach czy wystąpieniach sejmowych, zarówno politycy PiS, jak i przedstawiciele rządu, powtarzają, że wdrożą wszystkie pomysły i reformy, jakie sobie założyli. Tłumaczą, że będą to robić z żelazną konsekwencją i nikt (a już w szczególności opozycja totalna) im w tym nie przeszkodzi. To nie mogło się jednak udać, żelazna konsekwencja musiała ustąpić przed społecznym naciskiem.
Oto 7 przykładów na to, że społeczny opór i zaangażowanie w sprawy państwa mogą się nam opłacać:
1. Dwukadencyjność wsteczna
We wczorajszej rozmowie na antenie TVP Kraków, wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki przyznał, że Prawo i Sprawiedliwość zrezygnuje z dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast rozumianej wstecz. W pierwotnym projekcie, rządzący obecnie w samorządach dwie lub więcej kadencji, nie mogliby już ubiegać się o reelekcję. Do tej pory, Prawo i Sprawiedliwość nie miało do tego zapisu żadnych zastrzeżeń. Pomogły jednak nie tylko głosy opozycji, konstytucjonalistów i mieszkańców małych ojczyzn, lecz także krytyka ze strony samorządowców PiSu, bo to w nich także uderzyłyby zapisy nowej ordynacji.
2. Wielka Warszawa
Na początku lutego, Jacek Sasin, stale pretendujący na stanowisko kandydata Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Warszawy, przedstawił projekt ustawy metropolitalnej. Nie byłoby w tym nic dziwnego (bo pomysły poszerzenia metropolii pojawiały się już od lat), gdyby nie zakres proponowanych zmian. Według projektu Sasina, Warszawa miałaby być większa od Berlina, Paryża czy Londynu. Uzasadnienie było takie: uporządkujemy kwestię metropolii, damy nowy impuls do rozwoju dzisiejszych gmin ościennych i zaczniemy sprawiedliwie rozdzielać unijne fundusze między Warszawę i resztę województwa mazowieckiego. W rzeczywistości chodziło o zmianę kształtu okręgów wyborczych i zwiększenie tym szans polityków i samorządowców PiSu na sukces w wyborach samorządowych.
Jednak na takie zmiany bardzo stanowczo zareagowali mieszkańcy Warszawy i sąsiadujących ze stolicą gmin. Nie raz Jacek Sasin na spotkaniach z mieszkańcami został wygwizdany i wybuczany, a władze samorządowe błyskawicznie podjęły decyzję o referendach lokalnych. Do tej pory odbyły się dwa: w Legionowie i Nieporęcie. W obu pomysł „wielkiej Warszawy” został przez mieszkańców zmiażdżony, a PiS z podkulonym ogonem musiał wycofać się z proponowanego projektu.
A o porażce projektu niech świadczy wypowiedź jego pomysłodawcy w dzisiejszym "Politycznym Graffiti": „Jestem przeciwnikiem tego, żeby w tej chwili do tego tematu wracać. Tak wiele złych emocji wokół tego tematu zbudowano, że nie ma to w tej chwili najmniejszego sensu”.
3. Lex Szyszko
Nowelizacja przepisów o ochronie środowiska weszła w życie 1 stycznia tego roku, ale w marcu osiągnęła apogeum swojej niszczycielskiej siły. Prawie wszystkie media i portale społecznościowe pokazywały wielkie połacie ogołocone z drzew, wycinki na miejskich skwerach i ogromne kolejki do firm zajmujących się wycinką drzew. Minister Jan Szyszko bardzo długo utrzymywał, że to dla dobra obywateli i tak właśnie wygląda wolność i prawo do prywatnej własności. W obronie drzew stanęli nie tylko ekolodzy i naukowcy, lecz także politycy opozycji, a przede wszystkim zwykli obywatele, którym w zastraszającym tempie spod okien zaczęła znikać jakakolwiek roślinność.
Co prawda parlamentarzyści partii rządzącej nie spieszyli się ze zmianami, jednak na początku kwietnia doczekaliśmy się ich. Choć nadal są bardzo poważne zastrzeżenia, rzeź drzew została zatrzymana.
4. Ustawa antyaborcyjna
Co jakiś czas, jak bumerang, w polskim parlamencie wraca sprawa aborcji i majstrowania przy kompromisie aborcyjnym z 1993 roku. W październiku zeszłego roku postanowiono ponownie wrócić do sprawy. Przez chwilę rozbłysło światło ultrakatolickiej działaczki pro-life Joanny Banasiuk z Ordo Iuris, która projekt obywatelski radykalnie zaostrzający prawo aborcyjne przedstawiała z mównicy sejmowej. To wyraźnie rozsierdziło nie tylko środowiska lewicowe i feministyczne, lecz także większość opinii publicznej. Po raz pierwszy w naszym kraju mogliśmy obserwować takie poruszenie i sprzeciw wyrażony na ulicach przez kobiety. Słynne już czarne marsze, organizowane zarówno w największych miastach, jak i małych miasteczkach i wsiach odbiły się echem także za granicą, a ich siłę musiał uznać nawet sam Jarosław Kaczyński, który podczas sejmowej debaty przyznał, że „reakcja społeczna skłoniła nas do namysłu”.
Pod naciskiem obywatelek, PiS porzucił kontrowersyjny projekt i przynajmniej na razie nie wystawia się na kolejne utarczki z kobietami.
5. Frankowicze
To chyba najbardziej poszkodowana grupa, której w kampanii wyborczej politycy Prawa i Sprawiedliwości obiecali wszystko co się dało. Zmiany ustawowe korzystne dla kredytobiorców frankowych, zwrot spreadów, czy wreszcie przewalutowanie kredytów po kursie z dnia ich zaciągnięcia. Prym w składaniu obietnic bez pokrycia wiódł ówczesny kandydat na prezydenta Andrzej Duda, który to zrobił z „rozprawy” z bankami swój sztandarowy pomysł na początek prezydentury. Jednak bardzo szybko okazało się, że zdrowy rozsądek reprezentowany przez ekonomistów i osób obciążonych kredytami w innych walutach wygrał z populizmem ekonomicznym i potwierdził twarde prawa rządzące systemem bankowym. Obecnie sprawy frankowiczów prawie nie ma, a Kancelaria Prezydenta w tej sprawie milczy od wielu miesięcy. Tylko ludzi żal.
6.. Sytuacja w Ministerstwie Obrony Narodowej
Chyba jeszcze nigdy to akurat ministerstwo, nie rozpalało takich emocji opinii publicznej jak za obecnej kadencji rządu. To prawda, że specjalistyczne informacje o śmigłowcach dla wojska, wymagania ofertowe co do samolotów dla VIPów, czy zawiłości w postępowaniach przetargowych rozgrzewają raczej polityków, wojskowych i prawników, ale „sprawa Misiewicza”, wysokość jego zarobków, liczby stanowisk i niejasnych powiązań z ministrem Macierewiczem już tak. Sąd partyjny nad ministrem obrony i Bartłomiejem Misiewiczem oraz usunięcie tego ostatniego z MONu i rad nadzorczych, w których zasiadał to nie tylko zasługa działań opozycji (głównie polityków Platformy Obywatelskiej), ale także opinii publicznej, dla której, to co się działo w ministerstwie odpowiadającym za nasze bezpieczeństwo było wręcz zagrożeniem dla niego. Spadający i tak niski poziom zaufania do Antoniego Macierewicza, a wraz z nim poparcie dla całej partii zaważyły na radykalnych działaniach prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
7. Pigułka „dzień po”
Sprawa pigułki „dzień po” żyła wraz z zaostrzeniem ustawy aborcyjnej, jednak nie zakończyła się tak szybko jak ta druga. Minister Konstanty Radziwiłł w jednym z wywiadów mówił o tym, że „ są dziewczynki, które przyjmują tego typu środki kilka razy w ciągu miesiąca”, a pigułki „dzień po” to tak naprawdę środki wczesnoporonne, co zagraża zdrowiu pacjentek, dlatego wszystkie tego typu pigułki powinny być dostępne tylko na receptę. Nowelizacja ustawy przez długi czas grzęzła w komisjach sejmowych, by kilka tygodni temu zostać usunięta z harmonogramu obrad Sejmu. To prawdopodobnie obawa przed otwieraniem kolejnego frontu (obok konfliktu z sędziami) walki politycznej oraz strach Jarosława Kaczyńskiego przed powtórką z czarnych protestów spowodowały, że jak na razie nie wszystkie tabletki będą dostępne wyłącznie na receptę. Co nie oznacza jednak, że ich dostępność będzie łatwiejsza niż do tej pory.
Jak widać, opór Prawa i Sprawiedliwości przed słuchaniem nie tylko swojego twardego elektoratu, ale też całego społeczeństwa można przełamać. I nie mogą tego dokonać wyłącznie politycy opozycji, ale przede wszystkim społeczeństwo obywatelskie. Nie tylko to działające w formalnych strukturach, lecz także to zwoływane spontanicznie i w określonym celu. Jak pokazują powyższe przykłady, to właśnie siła portali społecznościowych, forów internetowych i zwoływanych poprzez nie demonstracji i protestów może zdziałać naprawdę wiele.