Gdy kilka lat temu doradca i jeden z najbliższych współpracowników premiera Donalda Tuska dostał synekurę w zarządzie PKN Orlen, politycy PiS grzmieli o wielkim skandalu, politycznej korupcji i nepotyzmie. Po fali zmasowanej krytyki Igor Ostachowicz zrezygnował z zasiadania we władzach paliwowej spółki. – Nareszcie w polskiej opinii publicznej zadziałał syndrom skandalu - komentował ówczesny szef klubu PiS Mariusz Błaszczak.
Teraz jedna z najbliższych współpracowniczek Andrzeja Dudy, szefowa jego kancelarii, w której była "oczami i uszami” prezesa Jarosława Kaczyńskiego ma zostać wiceszefową PZU. Politycy PiS nie widzą w spodziewanej nominacji Małgorzaty Sadurskiej niczego złego. Nie razi ich nie tylko własna hipokryzja, ale też brak kwalifikacji Sadurskiej do kierowania wielką państwową spółką.
"Chce się sprawdzić w biznesie"
Pamiętacie Stanisława Dobrzańskiego? To w latach 90. wpływowy polityk PSL. Ten były minister obrony narodowej po odejściu z polityki w 2001 r. został szefem Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Jego kolega z rządu – Wiesław Kaczmarek z SLD, ówczesny minister skarbu powiedział wówczas słynne zdanie tłumaczące decyzję Dobrzańskiego: "Staszek chciał się sprawdzić w biznesie”.
Podobną ścieżką awansu przeszło od tego czasu wielu nominatów różnych opcji politycznych. Oficjalnie politycy zarzekają się, że takie praktyki są naganne, ale faktycznie "załatwiactwo" kwitnie, a "posad dla znajomych królika" przybywa w zastraszającym tempie. – Nie ma przyzwolenia na to, żeby przechodzić do spółek skarbu państwa tylko dlatego, że ktoś kogoś zna - mówiła obecna szefowa kancelarii premier Szydło Beata Kempa, gdy posadę w Orlenie dostał Ostachowicz.
Najczęściej jedyne kwalifikacje takich nominatów, to legitymacje PiS w kieszeni. Ale przy okazji takich awansów - poza układaniem politycznych puzzli - liczy się przede wszystkim dostęp do prawdziwych konfitur władzy. Urzędnik wysokiego szczebla w rządzie czy w kancelarii prezydenta może liczyć na kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, a w zarządzie któregoś z państwowych kolosów Sadurska będzie zarabiała nawet kilkadziesiąt tysięcy. Przez rok można zarobić milion, a może i dwa.
"Typowy mechanizm nomenklatury"
W sieci drwią już z transferu Sadurskiej. "Nie wiedziałem, że pani M. Sadurska zna się na ubezpieczeniach. Do tej pory nie radziła sobie z funkcją Szefa Kancelarii Prezydenta RP, to dlaczego ma sobie poradzić w PZU ?" – pytają internauci. "Typowy mechanizm nomenklatury (jak w PRL). Nie radziła sobie w Kancelarii Prezydenta to dostała kopa w górę do zarządu PZU. A kwalifikacje przy tym zerowe!" - czytamy.
To nie pierwsza w ostatnich miesiącach zmiana na najwyższych stanowiskach w PZU. Wcześniej z fotelem prezesa pożegnał się Michał Krupiński. W kwietniu zastąpił go - kojarzony z Mateuszem Morawieckim - Paweł Surówka. Kilka dni temu z funkcji wiceprezesa PZU zrezygnował b. poseł PiS Andrzej Jaworski, w związku z tym Sadurska może zająć jego miejsce w zarządzie spółki. Prywatnie to bliski znajomy Sadurskiej, razem zakładali parlamentarny zespół do spraw przeciwdziałania ateizacji Polski.
Odejście Sadurskiej byłoby już kolejną zmianą w Kancelarii Prezydenta. Na początku maja rezygnację złożył dyrektor biura prasowego Marek Magierowski. Zastąpił go Krzysztof Łapiński. Magierowski został wiceministrem spraw zagranicznych, gdzie odpowiada za dyplomację ekonomiczną w relacjach z krajami Azji.
Kim jest Sadurska? Urodziła się w Puławach, pochodzi z Końskowoli. Jest absolwentką Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Nie zrobiła jednak aplikacji. Odbyła natomiast studia podyplomowe w Lubelskiej Szkole Biznesu na kierunku Zarządzanie i Organizacja.
Pierwszą pracę podjęła w Miejskim Urzędzie Pracy w Lublinie, gdzie od 2000 roku była referentem w wydziale finansowo-księgowym. Z czasem zmieniła też otoczenie i awansowała do działu prawnego, a przez moment pełniła nawet funkcję rzecznika prasowego.
Kim jest Sadurska?
W 2005 dostała się pierwszy raz do Sejmu. Była najmłodszą posłanką PiS. Wielu posłów wspomina pierwsze sejmowe wystąpienie Sadurskiej, które dotyczyło owoców miękkich. W 2005 r. posłanka PiS pytała ówczesnego premiera, Kazimierza Marcinkiewicza, jak zamierza chronić ich rodzimą produkcję. Troska wynikała z faktu, że na lubelszczyźnie, skąd pochodzi Sadurska i gdzie wytwarza się większość krajowej produkcji malin, pojawiło się zagrożenie w postaci owoców miękkich importowanych między innymi z Chin.
W 2006 r. wybrano ją do Krajowej Rady Sądownictwa. Rok później przez 4,5 miesiąca pełniła funkcję sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W międzyczasie dwukrotnie kandydowała do Parlamentu Europejskiego. Bezskutecznie. W kręgi władzy w partii wprowadził ją Przemysław Gosiewski ( zginął w katastrofie pod Smoleńskiem), dzięki któremu zyskała przychylność prezesa. Głośno zrobiło się o niej jednak dopiero podczas kampanii Andrzeja Dudy, w której współuczestniczyła.
W Sejmie Wspólnie z Andrzejem Jaworskim założyli parlamentarny zespół do spraw przeciwdziałania ateizacji Polski. Sadurska była jego wiceprzewodniczącą. Zawsze charakteryzowała się radykalnymi poglądami.
Działała w Akcji Katolickiej. Była członkiem zespołu na rzecz Ochrony Życia, oraz Zespołu na rzecz Katolickiej Nauki Społecznej. Pracowała przy zespole ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Jest założycielką i członkiem Zarządu Towarzystwa Ochrony Dziedzictwa Kulturowego - Fara Końskowolska.
Często gościła w mediach o. Rydzyka. Uważa, że młodzież jest deprawowana, dzieci "seksualizowane", Kościół atakowany i prześladowany, a genderyzm groźny dla społeczeństwa.
W mediach szerokim echem odbiły się jej krytyczne wypowiedzi pod adresem konwencji antyprzemocowej, metody in vitro oraz przedstawienia "Golgota Picnic". W tej ostatniej sprawie złożyła nawet zawiadomienie do prokuratury. Od śledczych domagała się ścigania osób zaangażowanych w propagowanie tej sztuki w Polsce. Bo sztuka obraża jej uczucia religijne.
Sadurska poświęciła się całkowicie polityce. Nie ma męża, ani dzieci. W jednym z wywiadów mówiła,że lubi czytać amerykańskie thrillery prawnicze. – Ale ostatnio najczęściej czytam projekty ustaw – mówiła. Polityczna aktywność sprawia jednak, że pojawiają się inne ciekawe możliwości. – Kiedyś brałam udział w lubelskiej charytatywnej akcji "Taniec z VIP-ami". Stresu było dużo, ale zabawa dobra. No i cel słuszny – podkreślała.
Kilka lat temu – jak opisywała "Gazeta Krakowska" – w jednym z programów gościła razem z Jackiem Wilkiem z Kongresu Nowej Prawicy. Wilk mówił o wolnościowym programie, w którym to nie urzędnicy mówią, co ludzie mają robić, tylko obywatele sami o sobie decydują. Odpowiedź Sadurskiej była niefortunna. "Dobrze wyda pieniądze Polaków"?
– Rozumiem, że pan skłania Polaków, by pieniądze, które mają oszczędzane na emerytury, to pan mówi niech sobie wydają na to, na co chcą. Czyli jak chcą, to teraz oszczędzają na emeryturę, a jak nie, to pokrywają potrzeby swojej rodziny. To jest proszę pana absurd – powiedziała, za co później oberwało się jej w internecie. "Absurdem jest to, że ta pani uważa że wyda cudze pieniądze lepiej niż ich właściciele" – brzmiał jeden z komentarzy.
Teraz w nagrodę za partyjną lojalność będzie mogła zarobić i wydawać ogromne pieniądze należące do nas wszystkich. I pewnie nikogo z polityków PiS jej spodziewany awans nie zniesmaczy, tak jak niegdyś awans Ostachowicza. A może jednak?