
Reklama.
Ten film po prostu miał udowodnić tezę o bombie i udowodnił. Prezentacja odbyła się 10 kwietnia na wojskowej uczelni – zrobiono z tego wielki show, bez możliwości zadawania pytań bez dziennikarzy. Wiele tez postawionych w tej prezentacji i fachowcy, i laicy obalili bardzo szybko. Ale nawet wówczas chyba nikt się nie spodziewał, że materiał ten został przygotowany na podstawie przekłamanych ekspertyz specjalistów z Wojskowej Akademii Technicznej. Ci zaś ustalili i przekazali te wyliczenia podkomisji smoleńskiej (zresztą na jej zlecenie), że prezydencki Tupolew po stracie części jednego skrzydła nie był w stanie dalej lecieć.
Obrót samolotu w takich warunkach był czymś oczywistym. "Żeby samolot nie mógł się obrócić, to na jego prawym skrzydle trzeba byłoby postawić 6-tonową ciężarówkę" – opisywał obrazowo ustalenia ekspertów reporter TVN24 Piotr Świerczek, który dotarł do tych analiz. Tymczasem wnioski przedstawione w 7. rocznicę katastrofy smoleńskiej przez tę podkomisję były zupełnie odwrotne. W filmie mowa jest o tym, iż samolot się nie obrócił i leciał dalej. Lot zaś został przerwany, gdy na pokładzie doszło do wybuchu bomby termobarycznej.
Tuż po projekcji tego filmu minister Macierewicz dziękował uczelni za "niebywały wkład" w badania podkomisji, na podstawie których powstało rzeczone nagranie. Dlaczego zatem w filmie nie tylko pominięto, ale wręcz odwrócono sens ustaleń naukowców WAT? – Zamówiono ekspertyzę u fachowców, oni to wykonali. Ale ich wynik pracy przekłamano. To jest coś strasznego, tak się nie postępuje – komentował w materiale szef "Przeglądu Lotniczego" Krzysztof Krawcewicz.
Ustalenia dziennikarza programu "Czarno na białym" każą postawić pytanie: czy właśnie dlatego w maju ministerstwo obrony w ostatniej chwili odwołało konferencję na Wojskowej Akademii Technicznej? Już wtedy pojawiały się sugestie, że do spotkania specjalistów na WAT nie doszło, bo ministerstwo obrony bało się, iż ktoś podważy to, co pokazano na filmie podkomisji.