Prezydent Andrzej Duda w czasie swojej wizyty w Nowym Dworze Gdańskim przekonywał, że obecna Konstytucja RP jest "konstytucją okresu przejściowego”. Na Twitterze zalała go po tych słowach fala krytyki, bo przecież składał przysięgę właśnie na tą ustawę zasadniczą i "stoi na jej straży”. Tymczasem - jak zwracają uwagę Internauci - coraz częściej zdarza mu się łamać i dyskredytować nie tylko jej ducha, ale także poszczególne zapisy. "To pan jest przejściowym prezydentem” – m.in. takie komentarze czytamy w sieci.
"Żeby Polski nie dało się wymazać z mapy jak w 39 r."
– Najwyższy czas pomyśleć o jej zmianie, o tym, żebyśmy mieli konstytucję na miarę XXI wieku. Na miarę Polski, która chce się rozwijać, która chce być Polską silną, której nie będzie się dało tak wymazać z mapy, jak dało się ją wymazać z mapy w roku 1939. Która będzie umiała budować swój potencjał i z której wszyscy będziemy mogli być coraz bardziej dumni – mówił prezydent Duda.
Wyjaśnił, że "chce by Polacy mieli poczucie, że konstytucja jest ich, że została stworzona według wzoru, który oni podyktowali”, a nie tylko przez prawników. Zaapelował przy okazji o udział w proponowanym przez siebie referendum konsultacyjnym ws. nowej ustawy zasadniczej, które miałoby się odbyć 11 listopada przyszłego roku przy okazji 100-lecia polskiej niepodległości.
Przypomina, że prace nad obecną ustawą zasadniczą trwały ponad 4 lata, uchwaliło ją Zgromadzenie Narodowe, czyli Sejm i Senat na wspólnym posiedzeniu, a później Polacy przyjęli w ogólnonarodowym referendum - przy odpowiedniej większości i frekwencji - i dopiero wówczas konstytucja została wprowadzona w życie. Ma już 20 lat, ale przez ten czas wszyscy, niezależnie od opcji politycznych ją stosowali.
"Obecna konstytucja jest dziełem bardzo wielu osób"
– To nie jest też tak, że obecną konstytucję napisali prawnicy. Było kilkanaście projektów, powołano Komisję Konstytucyjną Zgromadzenia Narodowego. Ta komisja składała się z prawie 60 osób, wchodzili w jej skład różni ludzie, z różnych środowisk, choć oczywiście jako wsparcie wewnętrzne pracowali nad nią także prawnicy – tłumaczy prof. Chmaj.
– Później uwagi zgłaszały rząd, prezydent i szereg innych podmiotów, odbyły się prace w parlamencie. Ta konstytucja jest wspólnym dziełem bardzo wielu osób - dodaje
Rozmówca naTemat zwraca uwagę na to, że prezydent Duda występuje z krytyką obecnych rozwiązań, ale w zamian prawie nic nie proponuje. – Nie mówi jaka jest jego wizja, co źle funkcjonuje, co należy poprawić. To jest dialog ślepego z głuchym – podkreśla konstytucjonalista. – Nie słyszymy argumentów, które wykraczałyby ponad szeroko pojmowany populizm - dodaje.
Aktywność prezydenta Andrzej Dudy na polu konstytucyjnym może mieć więc pragmatyczne, czy wręcz egoistyczne podstawy. To ograniczeniami obecnej konstytucji szef państwa zdaje się tłumaczyć swoją polityczną pozycję. Z przyklejeniem mu lekceważąco-kpiącej łatki Adriana z "Ucha Prezesa” na czele.
Ale przecież prezydenci Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski funkcjonowali w ramach tej samej konstytucji, a ich rola, znaczenie i ciężar polityczny w ich obozach były dużo większe niż Dudy. Potrafili o to zadbać.
– Prezydent Duda nie wykorzystuje swoich wszystkich uprawnień, prerogatyw, które daje mu konstytucja. Mamy do czynienia z typowym, biernym sposobem sprawowania prezydentury. Nie sądzę, żeby cierpiał na konstytucyjny kompleks, ale może ten kompleks na punkcie obecnej konstytucji jest głęboko schowany i ma bardziej podłoże emocjonalne - przekonuje prof. Chmaj.
Prezydent przekonywał, że ma mandat społeczny do zmian, bo głosowało na niego więcej osób niż na konstytucję. – Za konstytucją padło niecałe 6 mln 400 tys. głosów, przeciw (...) - ponad 5 mln. Ja w wyborach prezydenckich dostałem 8 mln 600 tys. głosów, więc mam mocny mandat społeczny do zainicjowania takiej debaty" – mówił w wywiadzie dla tygodnika "wSieci”.
System prezydencki czy kanclerski?
Duda sam jednak podkreśla, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków. Zapewne chciałby, żeby Polacy w planowanym referendum opowiedzieli się za silnym modelem prezydenckim kosztem systemu kanclerskiego. Wiadomo, że w pierwszej opcji mandat prezydenta jest ogromny, że muszą iść za tym poważne uprawnienia. W drugiej funkcje stają się reprezentacyjne.
Jak ma wyglądać referendum, na razie nie wiadomo. Współpracownicy prezydenta zapewniają, że miałoby wskazać kierunek zmian. Polacy nie wypowiadaliby się w sprawie konkretnego projektu, ale ogólnych założeń. Czyli miałaby to być jakaś ankieta.
Z majowego sondażu IBRiS przeprowadzonego na zlecenie "Faktu" i Radia Zet wynika, że za zmianami w konstytucji opowiada się 61 proc. ankietowanych. Przeciwnych pomysłowi jest 36 proc. Polaków. Pozostałe 3 proc. zadeklarowało, że nie ma zdania. Z kolei nieco wcześniejsze badania CBOS pokazują coś zgoła odmiennego, że Polacy nie chcą zmiany konstytucji.