Reklama.
Na świecie jest milion lepszych miejsc do radości niż Polska, bo nigdzie śmiech nie urasta do takiej rangi. Gdzie bywa tematem tabu albo wręcz przestępstwem. A mimo to prezes Kaczyński pozwolił sobie na radość w miejscu dla swoich wyznawców najświętszym, gdzie niezbędna jest martyrologiczna powaga. Na swoje szczęście lider PiS na miesięcznicach smoleńskich funkcjonuje niczym faraon. Czołobitni poddani nie widzą jego prawdziwych emocji, odbierają tylko wyreżyserowany przekaz.
Jednak żałoba musi się w pewnym momencie skończyć. Nie można nią (i w niej) żyć do śmierci. Kończy się to tym, że w pewnym momencie stajemy się ludźmi, którzy nie głoszą życia, ale śmierć. Kończy się to tym, że wydaje się nam, iż brnąc w jeszcze większą żałobę "wskrzesimy" zmarłego. Tak się jednak nie dzieje, a nasza frustracja powiększa się. Wtedy każdy napotkany człowiek, który cieszy się życiem, i nie podziela naszego stanu staje się wrogiem. Ludzie, którzy sprzeciwiają się naszemu stanowi (również dla naszego, ale i ich dobra) stają się rozdrażnieni. Żałoba, która miała nam pomóc staje się zarzewiem kolejnej śmierci.