Misiewicza w MON już nie ma, ale skutki jego decyzji są kosztowne. Na tyle, że sprawa trafiła do prokuratury. Doniesienie składa NIK.
Misiewicza w MON już nie ma, ale skutki jego decyzji są kosztowne. Na tyle, że sprawa trafiła do prokuratury. Doniesienie składa NIK. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Zawiadomienie do prokuratury to efekt rutynowej kontroli budżetowej, jaką co roku NIK przeprowadza w ministerstwach. W resorcie obrony podejrzenia wzbudziły m.in. dwie umowy, jakie w marcu 2016 r. podpisał Bartłomiej Misiewicz. Izba nie ujawnia, co było przedmiotem umów. Stwierdza jedynie, że ich wartość "budzi podejrzenia naruszenia dyscypliny finansów publicznych". Inną nieprawidłowością wykrytą przez NIK jest brak rozliczenia ze stroną amerykańską kwestii szkoleń pilotów na maszynach C-130 i F-16.
Bartłomiej Misiewicz odszedł z MON w atmosferze skandalu. Jego kariera, w której żołnierze mu salutowali i tytułowali ministrem, jego imprezowanie, jego awanse, mimo braku odpowiedniego wykształcenia – to wszystko sprawiało, że Jarosław Kaczyński osobiście domagał się odwołania Misiewicza. W końcu specjalna komisja w PiS uznała, iż młody pracownik apteki w Łomiankach "nie ma kwalifikacji do pełnienia funkcji w administracji publicznej".
I choć już parę miesięcy minęło od jego odejścia z polityki, to wciąż wychodzi na jaw, ile nas wszystkich kosztował ulubieniec ministra Antoniego Macierewicza.
źródło: wyborcza.pl