Ten projekt miał być przeciwwagą dla bardzo silnych Niemiec i Francji – czymś, co można byłoby nazwać "dobrą zmianą" w Unii Europejskiej. Na czele miała stać oczywiście Polska, ale coraz więcej wskazuje na to, że nie będzie komu przewodzić.
"Międzymorze" to inicjatywa, która miała złamać hegemonię Niemiec i Francji, wzmocnić wspólną politykę zagraniczną Europy Środkowo-Wschodniej, stworzyć pole do wspólnych inwestycji i zapewnienia bezpieczeństwa (w szczególności tego energetycznego) dla wszystkich uczestników nowego porozumienia. Był nawet wspólny szczyt w Warszawie z udziałem Donalda Trumpa przy okazji jego wizyty w Polsce. Ale czy oprócz zdjęć, wspólnych obiadów i górnolotnych słów członków polskiego rządu coś jeszcze z tego zostało?
Do Trójmorza (wymiennie Międzymorza, choć z błędnymi nawiązaniami historycznymi) miały należeć: Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Węgry. Rząd Prawa i Sprawiedliwości i prezydent Andrzej Duda bardzo długo utrzymywali, że to świeża koncepcja, która wreszcie wprowadzi Polskę na najwyższy poziom europejskiej polityki. W ostatnich dniach i tygodniach widzimy, że były to tylko mrzonki i/lub polityczna amatorszczyzna.
Austria
Miał być to huczny wyłom z naturalnego sojuszu z Niemcami. A poszło o sprawę przymusowego przyjmowania uchodźców i imigrantów tzw. europejskiego rozdzielnika. Sprzeciw ten jednak ucichł, a od niedawna mówi się o nieformalnym sojuszu Austrii, Czech i Słowacji, którzy tworząc grupę państw chcą ściśle współpracować z Niemcami. Sam ambasador Austrii w RP w wywiadzie dla Deutsche Welle mówił o Trójmorzu jako "projekcie czysto infrastrukturalnym", który przede wszystkim ma pomóc w zdywersyfikowaniu źródeł gazu w Austrii. Sprzeciw Austriaków wobec unijnej polityki migracyjnej osłabł, a żadnych konkretnych energetycznych projektów nie widać.
Bułgaria i Rumunia
Rumunia podjęła kilka dni temu, decyzję o przyjęciu prawie 2 tysięcy uchodźców. Bułgaria otwarcie krytykowała Polskę za egoizm w momencie, gdy fale imigrantów i uchodźców przetaczały się przez terytorium tego kraju. W dodatku, kilka dni temu to właśnie Bułgarię i Rumunię odwiedził prezydent Francji Emmanuel Macron, gdzie padły słynne już słowa o samoizolowaniu się Polski. Ponadto, Bułgarzy i Rumuni są skłonni rozmawiać z Francją w sprawie reformy przepisów dotyczących pracowników delegowanych. W przeciwieństwie do Polski.
Chorwacja
W tym przypadku wydawałoby się, że dobre stosunki Andrzeja Dudy i prezydent Kolindy Grabar-Kitarović oraz cztery umowy podpisane przez polskie i chorwackie przedsiębiorstwa to dobry początek inicjatywy Trójmorza, który powinien stawiać nasz kraj w dobrej pozycji. Jednak oprócz kilku pomniejszych umów gospodarczych nie łączy nas nic. Ani polityka migracyjna, ani stosunek do największych europejskich graczy, ani gorący temat pracowników delegowanych.
Czechy i Słowacja
Jakiś czas temu to właśnie ze swoimi południowymi sąsiadami łączyło nas podejście do unijnej polityki migracyjnej. Jednak teraz oprócz granicy zdaje się nie łączyć nas nic. Oba kraje zaczęły przyjmować uchodźców (co prawda w symbolicznych ilościach, ale jednak) oraz co ważniejsze, kategorycznie sprzeciwiają się zaostrzeniu kursu na Francję i Niemcy. A dowodzi temu ostatnia wypowiedź premiera Słowacji, który mówił, że jego kraj "powinien być częścią mocno zintegrowanego jądra UE pod przewodnictwem Niemiec i Francji". To był bezpośredni strzał w Beatę Szydło i polskie szarże na zachodnich sojuszników. Premierzy Czech i Słowacji spotkali się też z prezydentem Francji i podobnie jak Bułgaria i Rumunia chcą zawrzeć z nim kompromis.
Avec mes partenaires européens au #SalzburgerGipfel : @KernChri @SlavekSobotka pic.twitter.com/ZAWtwKA0yd
Tu łączy nas tylko stosunek do Rosji. Społecznie i gospodarczo bliżej tym krajom do Skandynawii niż do Europy Środkowej. Kraje bałtyckie zaakceptowały także politykę lokowania uchodźców. Na domiar złego, trzeba jeszcze odnotować spór z Litwą o wygląd polskich paszportów oraz ciągle nie załatwioną sprawę polskich szkół i pisowni na Litwie.
Słowenia
To ostatnia "zdrada" Polski na arenie międzynarodowej. – Widzimy w Polsce procesy, które zagrażają państwu prawa. Jeśli ktokolwiek w Europie będzie próbował poważnie zagrozić praworządności, Słowenia opowie się za sankcjami – te słowa słoweńskiego premiera Miro Cerara to pocisk atomowy skierowany w polską dobrą zmianę. W tym przypadku nie ma już co zbierać.
Węgry
I na koniec teoretycznie jedyny sojusznik Polski – Węgry. Wydawałoby się, że razem "w stajni o nazwie Unia Europejska możemy konie kraść", a zapowiedź węgierskiego weta w razie ewentualnych unijnych sankcji wobec naszego kraju nie stawia nas na straconej pozycji. Jednak węgierskie weto wcale nie jest takie pewne (podobnie było z poparciem Donalda Tuska na drugą kadencję w Radzie Unii Europejskiej), a w dodatku interesy węgiersko-rosyjskie mają się jak najlepiej, o czym świadczy trwająca wizyta Władimira Putina na Węgrzech i podpisana umowa na rozbudowę węgierskiej elektrowni atomowej przez Rosjan.
Wygląda więc na to, że Polska została zupełnie sama w chwili, gdy ważą się losy zmieniającej się Unii Europejskiej, kwestii imigrantów oraz pracowników delegowanych, na których najbardziej powinno zależeć właśnie polskiemu rządowi, bo to nasze firmy są największymi beneficjentami obecnych rozwiązań, a na nowych mogą stracić najwięcej.
I tak idea Międzymorza pozostała na papierze i na zdjęciach, a realna, skuteczna i pragmatyczna polityka uprawiana jest gdzie indziej. Bez polskiego rządu.