Nie ma autorytetów, protesty nic nie dają, brakuje siły, która popchnęłaby naród. Ale coraz bardziej widać rosnące zniechęcenie z innego powodu. Wielu Polaków patrzy i nie wierzy, jak zmieniają się niektóre twarze kojarzone z opozycją lub które były ich nadzieją, jak niektórzy w ramach walki o demokrację narażają się na pośmiewisko. Te nazwiska wywołują dziś wiele negatywnych emocji, a ostatnio dołączyła do nich nawet prof. Zofia Romaszewska. I niektórzy pytają, jak mają teraz bronić demokracji, skoro nawet tacy ludzie zawodzą?
Legendarna działaczka opozycji była nadzieją dla tysięcy Polaków, którzy w lipcu – w całej Polsce – protestowali w obronie sądów. To jej przypisuje się końcowy sukces tych protestów, które zakończyły się prezydenckimi wetami. Potem prof. Zofia Romaszewska suchej nitki nie zostawiała na poprawkach PiS. Ona, legenda, osoba z ogromnym autorytetem również w partii Jarosława Kaczyńskiego. – Propozycje partii rządzącej są nie do przyjęcia. Nie można likwidować demokracji całkowicie, wprowadzać jedynowładztwa, bo chce się zmienić kilka personaliów, by odeszły osoby ze złą przeszłością – tak wtedy mówiła.
W środę, gdy Sejm zajmował się ustawami sądowymi, była na sali jako przedstawicielka prezydenta Andrzeja Dudy. Już wcześniej w "Sieci Prawdy" mówiła, że należy powyrzucać sędziów, którzy demonstrowali ze świeczkami w Warszawie. Teraz powiedziała, że sądy trzeba zreformować, bo "tam rzeczywiście jest do zreformowania bardzo, bardzo, bardzo dużo". Jej wystąpienie było krótkie, niektórzy uznali dosadnie, że o niczym. W momencie, gdy wielu Polaków poczuło się oszukanych, Zofia Romaszewska mocno ich zawiodła.
"Musiała dogadać się z Piotrowiczem"
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jej obraz w oczach wielu mocno się zmienił. Poseł Nowoczesnej, Witold Zembaczyński, przyniósł jej znicz, symbol lipcowych protestów. – Dlaczego niektórzy ludzie, niezwykle zasłużeni dla naszej wolności, znajdują się po tamtej stronie muru, po tamtej stronie historii? – pytał ją poseł PO Rafał Grupiński.
A potem pojawiło się jedno wielkie podejrzenie – legenda opozycji musiała dogadać się z prokuratorem stanu wojennego. Takie głosy padają ze strony posłów, takie wnioski wyciągają sami internauci. Nie wierząc, że to dzieje się naprawdę. "Jestem mocno zawiedziona" – podsumowała jedna z internautek.
"Jakby mi ktoś w twarz strzelił"
Takich zawiedzionych jest więcej. A takie sytuacje powodują, że ludzie są skołowani, nie wiedzą, co się dzieje. Komu ufać, a komu nie.
Twarzą lipcowych protestów była przecież Małgorzata Gersdorf, atakowana przez PiS I prezes Sądu Najwyższego. Pamiętacie, gdy przedstawiała Sejmowi sprawozdanie z działalności SN? Sala obrad była pusta, mnóstwo Polaków było oburzonych i się z nią solidaryzowało. To m.in. w jej obronie odbywały się lipcowe protesty w całym kraju. – Nie wolno się bać! – sama apelowała do sędziów.
A potem prezes Gersorf pojawiła się w Kancelarii Prezydenta na zaprzysiężeniu dublera PiS do Trybunału Konstytucyjnego. "Jakby mi ktoś w twarz strzelił", "Hańba" – tak to komentowano. Nie stanęła też w obronie sędziów zwalnianych przez ministra Ziobrę, co opisała "Wyborcza", a za nią prawicowe media.
Za to w połowie listopada zgłosiła swój projekt zmiany ustawy o SN. "Zastanawiam się, po jaką cholerę chodziłem w lipcu ze świeczką pod Sąd Najwyższy?" – podsumował go działacz opozycji, Piotr Rachtan z "Monitora Konstytucyjnego". "Mówiąc szczerze, w sferze publicznej najbardziej w ostatnich miesiącach zawiodłam się na #Gersdorf", "Twarz juz dawno straciła", "Chyba postanowiła się ułożyć, nie wytrzymała ciśnienia" – tak jej postawę komentuje internet.
"Ale kto nas poprowadzi? Jesteśmy zmęczeni"
Po środowej "debacie" sejmowej na temat sądów Bartosz Arłukowicz rzucił na Twitterze mocne hasło, które kiedyś pewnie niejednego rodaka zagrzałoby do walki. "Wzywam wszystkich od lewa do prawa - musimy stanąć w obronie demokracji" – napisał. Ale w odpowiedzi na to wezwanie naród jakoś nie rzucił się do werbalnej walki. Wręcz przeciwnie. Zapytał wprost, jak ma to zrobić. Gdzie jest przykład z góry? Jakiś impuls od posłów? Jakiś plan?
"Owszem musimy, a konkretnie?!", "Ale kto nas poprowadzi? Jesteśmy zmęczeni", "Stoimy, tylko przywódcy stada brak!" – rozległo się pod tym tweetem.
Wpadamy w jakąś czarną dziurę niemocy? Bo przypomnijmy, co się działo w grudniu ubiegłego roku, gdy opozycja "okupowała" Sejm, gdy tysiące Polaków wyszło na ulice w obronie Trybunału Konstytucyjnego, a potem dziesiątki tysięcy w całej Polsce w obronie sądów w ogóle. Takich pytań nie było wtedy słychać.
"Nie licuje z powagą Sejmu"
Ale minęło kilka miesięcy i sporo się zmieniło. Tamte protesty miały jakąś twarz, która była pewnym odniesieniem. Kryły się za nimi właśnie Gersdorf, Romaszewska... A także choćby poseł PO Michał Szczerba, który w grudniu 2016 roku wszedł na mównicę sejmową z kartką "#WolneMediawSejmie", za co został wykluczony z obrad przez marszałka Sejmu. Od tego zaczęła się grudniowa blokada Sejmu przez opozycję, protesty na Wiejskiej, Szczerba przez wielu uważany był za bohatera.
Ale dziś śmieje się z niego pół internetu, a za jego zachowanie w parlamencie przeprasza nawet szef PO, a inni politycy tej partii mówią, że to co zrobił w środę – rzucenie projektami ustaw w stronę ław poselskich PiS – "nie licuje z powagą Sejmu". – Trzeba poważnie traktować tę sprawę. Zamach na sąd to jest poważna rzecz, to nie jest czas na jakieś tanie gadżeciarstwo – tak zareagował szef klubu PO Stanisław Neumann i zapowiedział rozmowę dyscyplinarną. Sam poseł co prawda przeprosił, ale i tak pod jego adresem wciąż pada: "pajac, cyrk...".
Wizerunkowi opozycji, której z każdej strony zarzuca się brak charyzmy i mocnych liderów, raczej to nie pomaga. Choć pojawiają się światełka w tunelu – jak ostatnia deklaracja wystawienia wspólnego kandydata na prezydenta Warszawy. I moc ludzi, którzy – mimo uczucia zawodu i zniechęcenia wielu – na pewno wciąż będą protestować w obronie demokracji.
" Należało wreszcie zainteresować się sprawą sądów. Po tym, co się tutaj dzieje widać też, że to sprawa bardzo ważna. Dlaczego państwo myślą, że wszyscy ci sędziowie będą nieuczciwi, że wybory... Skąd państwo to wiedzą? Ja bardzo poważnie traktuję swój kraj i mam nadzieję, że te sądy zreformujemy".
Prof. Adam Strzembosz
dla RMF FM
"Ja się z panią Zofią Romaszewską nie zgadzam. Szczególnie, że jej śp. mąż Zbigniew Romaszewski był bardzo ważnym współautorem tych regulacji dotyczących sądownictwa przy Okrągłym Stole, przy podstoliku, któremu miałem zaszczyt współprzewodniczyć. Prawdopodobnie on również byłby zaskoczony i oburzony tym, co się stało". Czytaj więcej