Jego wyborcy w sieci wytykają mu, że czują się oszukani, bo głosowali na polityka Platformy Obywatelskiej, a nie Prawa i Sprawiedliwości. Senator Andrzej Misiołek w rozmowie z naTemat swoją decyzję tłumaczy tak: – Gdy mnie wybierano, to w okręgu PO miała poparcie na poziomie około 30 proc., w tej chwili ma około 15 proc., czyli można powiedzieć, że idę za częścią moich wyborców, którzy zmienili swoje przekonania.
Na tak postawione pytanie odpowiem tak: otóż artykuł 104 Konstytucji RP mówi, że posłowie i senatorowie są przedstawicielami narodu i nie wiążą ich instrukcje wyborców. A zgodnie ze ślubowaniem mamy strzec suwerenności i interesów państwa. Jeżeli byłem w organizacji, która uważam, że nie wypełnia tego we właściwy sposób, to wiąże mnie wówczas zarówno treść ślubowania, jak i Konstytucja.
Czyli to by pan powiedział wyborcom, którzy oddali na pana głosy?
Ja nie mogę zdradzić interesów Polski, ponieważ zobowiązuje mnie do tego Konstytucja, chcę wykonywać obowiązki wobec narodu, bo w tym celu zostałem wybrany.
Nie obawia się pan, że nie pociągnie za sobą dotychczasowych wyborców, że powyższa argumentacja do nich nie trafi? Oni jednak głosowali na polityka PO, a nie PiS, partii, która – zdaniem wielu – zasadza się na niezależne sądy.
Gdy mnie wybierano, to w okręgu PO miała poparcie na poziomie około 30 proc., w tej chwili ma około 15 proc., czyli można powiedzieć, że idę za częścią moich wyborców, którzy zmienili swoje przekonania.
Czyli poszedł pan do PiS za wyborcami, którym bliżej na prawo?
Proszę zauważyć, że Platforma Obywatelska sprzed pięciu a nawet dwóch lat i ta dzisiejsza, to dwie zasadniczo różne partie. Przypomnę, że jeszcze kilka lat temu grupa konserwatywna w PO liczyła ponad 80 osób. I ja byłem jej częścią, czego zresztą nigdy nie kryłem. A w tej chwili – może poza dwoma czy trzema osobami – trudno jest mi się doszukać wśród senatorów PO tych o konserwatywnych poglądach.
W jednym z wywiadów wspomniał pan, że jesteście z senatorem Piechotą "ostatnimi Mohikaninami środowisk konserwatywnych w PO", czyli w przeciągu tych 12 lat, kiedy jest pan w PO, ta partia mocno się zmieniła?
Tak, partia zmieniła swoje ideowe oblicze. Przypomnę, że w 2007 roku opublikowano program PO, gdzie pod 75-80 proc. treści z czystym sumieniem byłem w stanie się podpisać. Np. jeśli chodzi o gospodarkę, tam było 3x15, czyli PIT, CIT i VAT po 15 proc. A ponadto większa wolność gospodarcza. Dzisiaj już nikt o tym nie mówi. To odeszło gdzieś daleko. Władze Platformy zdecydowanie skręcają w lewo.
A pan w prawo.
Tak, mnie bliżej do prawicy, czego nigdy nie ukrywałem. Mój rodowód polityczny wywodzi się z Unii Polityki Realnej, gdzie działałem 15 lat.
Poseł Borys Budka powiedział, że od dawna robiliście panowie wszystko, by z PO odejść. Zgodzi się pan?
Nie. Myśmy w sierpniu napisali oświadczenie, gdzie jasno ogłosiliśmy nasze stanowisko. Mieliśmy nadzieję, że zarówno pan poseł (Borys Budka – red.) jak i władze PO jakoś zareagują. Niestety tak się nie stało. Kolejną rzeczą, która nas poróżniła, było głosowanie w Parlamencie Europejskim, gdzie sześciu eurodeputowanych PO zagłosowało za rezolucją. Warto przypomnieć, że w tym głosowaniu była dyscyplina klubowa, która jasno mówiła, że mają się wstrzymać od głosu. A tak się nie stało. Czekaliśmy jeszcze (z senatorem Piechotą – red.) kilkanaście dni na reakcję PO, a ponieważ takiej nie było, to miara się przebrała. I podjęliśmy decyzję.
W piątek w Senacie odbyło się głosowanie nad ustawą o KRS i Sądzie Najwyższym. Zagłosował pan tak, jak senatorowie PiS?
W debacie publicznej, zarówno w PiS, PO, PSL, Nowoczesnej, wszyscy mówią o tym, że zmiany w sądownictwie są konieczne.
Tak, społeczeństwo też tego oczekuje.
Właśnie tak. Chodzi np. o przewlekłość procesów, które trwają latami. Tak nie może być. I co do tego wszystkie partie polityczne się zgadzają. Proszę również zwrócić uwagę, że te zmiany zapoczątkowała PO, a konkretnie Jarosław Gowin, gdy był ministrem sprawiedliwości. Potem przestał być ministrem i to wszystko zostało zastopowane.
Więc jeżeli dziś partia rządząca podejmuje próbę dokonania jakichś zmian, próbę wyjścia naprzeciw oczekiwaniom społecznym, to należy się z tym zgodzić.
Ale przecież KRS będzie wybierana przez posłów, ciężko będzie mówić o niezależności sędziów.
W większości krajów europejskich takie instytucje, jak nasza KRS wyłaniane są przez ciała polityczne. Poza tym, bardzo niedobrze jest, gdy jakaś grupa sama się wybiera, rozlicza i wszystko ustala.
Więc lepiej, jeśli będą to robić politycy?
Posłowie, senatorowie, radni są wybierani, podlegają ocenie, natomiast sędziowie nie podlegają żadnej ocenie. Oni sami siebie oceniają i nadzorują.
Czy te ustawy się sprawdzą, czy dadzą pozytywny efekt, to okaże się dopiero w praktyce. Nikt nie robi żadnego zamachu na niezawisłość sądów. Nie ma takiej drugiej grupy, która ma dożywotni immunitet, sędziowie mogą odpowiadać tylko przed sobą, nikt nie może ich kontrolować, nadzorować. A ten nadzór jest jednak potrzebny.
A minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro nie będzie miał zbyt dużej władzy?
Pani mówi o ministrze Ziobro, ale jeśli ustawa wejdzie w życie, to będzie dotyczyła każdego ministra, który będzie kiedyś tym ministerstwem kierował. A sędziowie ani nie tracą immunitetów, ani swojej niezawisłości, nie tracą również możliwości podejmowania niezależnych decyzji. Trzeba mieć też do nich zaufanie. Jeśli ktoś zostaje sędzią, to trzeba wierzyć, że jest osobą, uczciwą, rzetelną, sumienną, na której nie da się z zewnątrz wywierać nacisków.
Ludzie zgromadzeni przed Senatem wygwizdują "nowe nabytki PiS", czyli panów. Senator Borusewicz w czwartek mówił, że nawet przez zamknięte okna słyszycie ich głosy. Co pan wtedy czuje?
Żyjemy w państwie demokratycznym, gdzie każdy ma prawo do wyrażania własnych opinii. I jak widać ci, którzy są niezadowoleni to robią. Ci zadowoleni nie przychodzą, by wykrzyczeć pochwały. Nie ma jednolitego społeczeństwa, ci którzy są przeciwni dokonującym się zmianom, osoby temperamentne, przychodzą i skandują. I nikt im tego nie zabrania.
Ignoruje pan te głosy?
Nie ignoruję, liczę się z tymi głosami, liczę się z wszystkimi głosami. Ale – jak powiedziałem – ci zadowoleni nie przychodzą i nie skandują z tego powodu.
Mam wrażenie, że w ostatnich kilkunastu latach na ulicach nie było aż tak wielu niezadowolonych ludzi: nie stało ich tylu przed Pałacem Prezydenckim, Senatem, Sejmem, nie prosili prezydenta o weta i nie krzyczeli "senatorze, jeszcze możesz". Owszem, w czwartek czy piątek przed Pałacem, Sejmem było kilkaset osób, ale w lipcu na ulice wyszły tysiące niezadowolonych.
Na całe szczęście żyjemy w kraju, gdzie ludzie mogą wyrażać swoje poglądy oraz opinie i to robią. I nikt z tego powodu nie robi im żadnych problemów. Mogą wyjść, mogą demonstrować, dopóki oczywiście nie dochodzi do aktów przemocy czy wandalizmu, to nie ma żadnego problemu.
Senatorze, a czy Obywatele RP, siedzący na ulicy podczas miesiącznicy smoleńskiej, dopuścili się aktu przemocy czy wandalizmu? A za to siedzenie teraz stanęli przed sądem.
Nie zarządzam ani służbami porządkowymi, ani sam nie zasiadam na ulicy. Ludzie mają różne temperamenty, różne poglądy. O ile nie burzy to ładu społecznego, nie jest to niestosowny akt, jak wandalizm czy używanie przemocy, to nie widzę nic złego w protestach.
Ma pan teraz kontakt z senatorami Rulewskim, Klichem czy Borusewiczem?
Jesteśmy w tej chwili w Senacie, nasi koledzy z Platformy nie odnoszą się do nas w negatywny sposób. Normalnie się witamy, nie sprawiają też wrażenia obrażonych.
Zrozumieli panów decyzję?
Myślę, że tak. Tak samo jak ja rozumiałem decyzje innych parlamentarzystów. To nie jest powód do parlamentarnego ostracyzmu.
Transfer do PiS to koniunkturalizm? Prawu i Sprawiedliwości w sondażach ciągle rośnie.
Decyzję o odejściu z PO podjęliśmy teraz, ale ten proces trwał dużo dłużej.
Proces podjęcia decyzji, tak?
Tak. Było nasze sierpniowe oświadczenie, ale były i wcześniejsze powody, których nie artykułowaliśmy publicznie, ale mówiliśmy o nich kolegom z władz PO. Niezrozumienie tego, co chcieliśmy realizować w ramach idei, które kiedyś PO miała, ale zaczęła od nich odchodzić, spowodowało, że nasze drogi się rozeszły.
Nasza pozycja jako parlamentarzystów w tej chwili się nie zmieniła, mamy te same obowiązki i prawa. Chcemy służyć ojczyźnie.
Gdy już wiedzieliście, że z PO wam nie po drodze, to dogadywaliście się z PiS?
Nie, gdy złożyliśmy to oświadczenie i odeszliśmy z PO, to koledzy z PiS zaproponowali nam wstąpienie do swojego klubu.
Kto konkretnie?
Pan marszałek Karczewski. I po pewnej dyskusji, którą odbyliśmy, stwierdziliśmy, że wstąpimy do klubu PiS.
Jak rozumiem, dyskusji między sobą?
Tak. Stwierdziliśmy, że to zrobimy. Poza tym w Senacie są tylko dwie partie, PiS i PO, więc nie ma wielkiego pola manewru. A założenia polityczne, które chce się realizować dla dobra państwa i ludzi wykonywać trzeba wspólnie. Politykę uprawia się wspólnie, a nie w pojedynkę. Więc chcąc działać dla dobra Polski i Polaków podjęliśmy taką decyzję.