Jak wiadomo, obecny PiS został zbudowany na fundamencie tzw. zakonu Porozumienia Centrum, czyli najbliższych współpracownikach prezesa Kaczyńskiego, jego wiernych towarzyszach politycznego boju i drogi. Ale to już w większości emeryci. Dlatego wywodzący się z PC, ale nadal metrykalnie "młody" 50-latek Joachim Brudziński, szef MSWiA i pierwszy wiceprezes PiS, buduje swój "zakon”. Tak szykuje się na objęcie schedy po schorowanym prezesie.
Drużynę lojalnych "żołnierzy” popularny w partii "Jojo" tworzy nie tylko na bazie doświadczonych parlamentarzystów i samorządowców, ale także młodych kandydatów PiS na prezydentów miast. Liczy na to, że skoro wspomaga ich w robieniu karier w polityce, to oni odwdzięczą się i wesprą go w "grze o tron” po Kaczyńskim.
Podczas sprawowania przez wiele lat funkcji wiceprezesa PiS odpowiedzialnego za kontakt z "bazą” zdążył odwiedzić każdy powiat w Polce, zna regionalnych przewodniczących PiS i ich zastępców w najbardziej odległych od centrali rejonach Polski. To on będzie więc miał niebagatelny wpływ na listy wyborcze w zbliżających się wyborach samorządowych. Także wielu młodych kandydatów PiS na prezydentów miast swoje nominacje zawdzięcza podobno Brudzińskiemu.
– Ostatnio poszerzył swoje wpływy dzięki obsadzie kandydatów na prezydentów miast. To w większości młodzi ludzie, którzy będą mu za nominacje wdzięczni. Nawet jeśli wielu z nich polegnie w wyborach, umocnią swoje polityczne pozycje, wielu trafi na wysokie miejsca na listach do parlamentu – tłumaczył jeden z polityków PiS w "Fakcie”. – Za kilka lat "młodzi Brudzińskiego” zajmą miejsce starszych działaczy – prognozował.
"Zakon" Brudzińskiego
Kto należy do "zakonu Brudzińskiego”? Już podczas kwietniowej prezentacji kandydatów PiS na prezydentów największych miast komentowano, że wielu z nich to młodzi, nieznani dotąd politycy. Z listy kandydatów, którą zaprezentowano, tylko nazwiska kilku posłów takich jak: Jaki (Warszawa), Wassermann (Kraków), Żalek (Białystok), czy kilku urzędujących prezydentów miast były jako tako znane.
Czuje się pan człowiekiem namaszczonym przez Brudzińskiego? - pytamy kandydata PiS, który startuje na prezydenta w Szczecinie, czyli w bastionie szefa MSWiA. – To była oczywiście jego myśl żeby przekonać mnie do kandydowania na prezydenta Szczecina, ale dla mnie nie ma to zasadniczego znaczenia. Będę się ubiegał o głosy wyborców, będę się starał zaproponować im jakieś dobre zmiany. Natomiast osoba Joachima Budzińskiego nie ma znaczenia dla mojego kandydowanie w kontekście, o który pan pyta – tłumaczy naTemat Bartłomiej Sochański. – Przyznaję jednak, że to on był autorem pomysłu żebym kandydował. Sam bym się z taką propozycją nie wysuwał, ale pozwolę sobie szczegółów tych rozmów zachować dla siebie.
Kandydat PiS na prezydenta Szczecina indagowany o to, czy jego przeszłość polityczna nie będzie obciążeniem w kampanii PiS, odparł, że "trudno powiedzieć, ale ma nadzieję że nie”. – Z moich spotkań z członkami PiS nie wynika żeby to miało być jakieś szczególne obciążenie. Chodzi o dość odległą przeszłość – podkreśla.
Sochański przyznaje jednak, że do partii wstąpił dopiero 1,5 roku temu. Warto przypomnieć, że ten prawnik przez długie lata związany był Kongresem Liberalno-Demokratycznym i Unią Wolności. W 2004 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski odznaczył go Złotym Krzyżem Zasługi.
Szefernaker, czyli łącznik z "nowym PiS"
Ale człowiekiem Brudzińskiego, jego łącznikiem z "nowym PiS” , jest ostatni przewodniczący Forum Młodych PiS, a obecnie wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker. To jemu nadal podlegają koordynatorzy partyjnej młodzieżówki w regionach. Jest też nadal głównym macherem odpowiedzialnym w PiS za media społecznościowe.
– Moi zdaniem nie ma potrzeby żeby snuć jakieś dywagacje na temat tego, kto miałby zastąpić w przyszłości prezesa Kaczyńskiego. Natomiast, czy w PiS-ie są młodzi ludzie... Oczywiście jest wielu młodych działaczy, jak choćby ja czy minister Szefernaker. Nie uważam więc żeby istniała konieczność odmładzania PiS-u – mówi w rozmowie z naTemat Filip Kaczyński, były poseł, a obecnie radny sejmiku małopolskiego i jeden z liderów młodzieżówki PiS.
Podkreśla, że wszystkie kluczowe decyzje dotyczące kandydatów na prezydentów miast były wypracowywane przez władze w regionach, a ostateczne decyzje podejmował komitet polityczny PiS. – Nie doszukiwałbym się więc tutaj zasług poszczególnych liderów. Ale oczywiście o pracy ministra Brudzińskiego mogę mówić tylko pozytywnie. Jeśli rzeczywiście stał za kreowaniem nowych kandydatów PiS, to dobrze. Uważam, że to jest dobry ruch, że PiS stawia w tych wyborach na młodych ludzi. Myślę, że nasi młodzi kandydaci mają dużo do zaoferowania – ocenia Kaczyński.
Po wyborze na szefa MSWiA Brudziński stracił wprawdzie stanowisko szefa komitetu wykonawczego PiS odpowiedzialnego za kampanie i struktury, ale nadal ma je pod kontrolą. W partii zastąpił go bowiem jego zaufany, wieloletni współpracownik Krzysztof Sobolewski, który podobnie jak Brudziński od lat zajmował się sprawami organizacyjnymi w siedzibie PiS przy ul. Nowogrodzkiej.
Warto zauważyć,że MSWiA to superministerstwo, swego rodzaju "państwo w państwie" (niegdyś jego szefa określano mianem "kanclerza"), więc zarządzanie nim to doskonała okazja do budowy zaplecza politycznego, co oczywiście Brudziński wykorzystuje.
"Newsweek” pisał także o tym, jak mocno Brudziński rozpychał i rozpycha się w spółkach skarbu państwa. Jego zaufany Tomasz Karusewicz jest członkiem zarządu PZU Życie. Jego były asystent, 35-letni Krzysztof Kozłowski był wojewodą na Pomorzu Zachodnim, a od stycznie jest sekretarzem stanu w MSWiA i pełnomocnikiem rzadu do spraw repatriacji. Od marca wojewodą zachodniopomorskim jest inny człowiek Brudzińskiego, Tomasz Hinc, który zrezygnował z zasiadania w zarządzie Grupy Azoty.
Jaki będzie PiS Brudzińskiego w erze po Kaczyńskim? Nikt tego nie wie. Ale nie brakuje opinii, że jeśli to on, człowiek aparatu przejmie władzę w PiS, to nie będzie chodził na żadne kompromisy, nawet te z Brukselą.