
O "Klerze" nie dało się nie słyszeć - cztery twarze aktorów z plakatu prześladują nas na niemal każdym kroku, a kolejne skandale tylko zachęcają do kupna biletu. Film Wojtka Smarzowskiego podzielił Polaków na długo przed premierą. O filmie mówią wszyscy i napisano już wszystko. I większość przekazów medialnych faktycznie pokrywa się z ostatecznym dziełem.
Po krótkim zwiastunie internauci porównywali film do kina Patryki Vegi (choć tak naprawdę jest przecież odwrotnie) i ich przypuszczenia nie były do końca nietrafione. "Kler" jest skumulowanym zbiorem anegdot, ale bez pierwiastka chaosu. Smarzowski mądrze miesza klocki prostej układanki, które nawet po seansie trzeba będzie dopasować w głowie.
Temat, który wziął na warsztat, to jedno. Drugi, równie ważny aspekt, to grono dobranych aktorów, bez których ten film nie miałby takiej mocy - i nie chodzi tu tylko o przyciągnięcie większej liczby ludzi do kin. Cała czwórka, którą kojarzymy z niesławnego plakatu, to absolutne crème de la crème "kina smarzowskiego" i mistrzowie w swoim gatunku.
"Ile?" – to pytanie pada w filmie najczęściej. Kościół przedstawiany jest jako organizacja skorumpowana. Żądza pieniądza to największy grzech Kościoła ukazany u Smarzowskiego (i na artystycznym plakacie Andrzeja Pągowskiego). To wokół niego wszystko się obraca i przez niego ta instytucja jest nie do ruszenia. Może sobie pozwalać przez to krycie księży-pedofilów. Ten wątek też jest mocno zaznaczony w filmie.
