Po zwołanej w nadzwyczajnym trybie proeuropejskiej konwencji PiS wróciły spekulacje dotyczące kalendarza politycznego na przyszły rok. Nie brakuje głosów, że konwencja, na której "Polska stała się sercem Europy” i kolejna odsłona "gry w chowanego” Pawłowicz, Macierewicza, Tarczyńskiego, a zapewne nawet samego prezesa Kaczyńskiego, może być częścią planu, który zaprowadzi nas do urn wyborczych już w połowie marca 2019 roku, albo 26 maja zagłosujemy w połączonych wyborach europejskich i krajowych.
Zresztą, podczas posiedzenie klubu PiS w Jachrance prezes pogroził palcem aż 40 narodowo-katolickim posłom, którzy lobbują w Sejmie za wprowadzeniem całkowitego zakazu aborcji i nie chcą się wpisać w nowy umiarkowany kurs polityczny.
– Gdybyśmy rozmawiali rok temu, to powiedziałbym że wcześniejsze byłyby najmądrzejszym ruchem z punktu widzenia interesów PiSu. PiS był wówczas u szczytu popularności, a premier Beata Szydło kończyła swoją misję w glorii jednego z najpopularniejszych premierów – ocenia w rozmowie z naTemat prof. Rafał Chwedoruk, politolog.
– Zauważmy jednak, że to co się stało po wyborach samorządowych, a więc w ostatnich kilku, czy kilkunastu tygodniach to jest zapowiedź dokonania korekty kursu. A żeby taka korekta się dokonała najzwyczajniej w świecie potrzeba czasu – mówi.
Tylko dwa powody
Według niego jest tylko dwa czynniki, które przemawiałyby za realnością perspektywy przyśpieszonych wyborów.
– Być może jest coś o czym nie wiemy, a więc dane gospodarcze. Wielu poważnych ekonomistów wieszczy nieuchronność słabnięcia gospodarki, czy kryzys koniunktury. Z punktu widzenia PiS za przyśpieszonymi wyborami może też przemawiać cała mozaika konfliktów po stronie opozycji – podkreśla.
W tym kontekście przestaje dziwić powstanie partii na prawo od PiS, czyli Ruchu Prawdziwa Europa- Europa Christi. Nie wiadomo jednak, czy rejestracja takiej partii jest tylko efektem ambicji albo politycznych kalkulacji ośrodka toruńskiego, czy cichego porozumienia na linii Kaczyński - Rydzyk.
PiS doskonale zdaje sobie natomiast sprawę z tego, że w wyborach do Europarlamentu głosuje wielkomiejski elektorat. Cztery lata temu frekwencja w wyborach do PE w Polsce w wyniosła tylko 23,82 proc., co oznacza to, że do urn nie poszedł nawet co piąty uprawniony do głosowania.
Przedterminowe wybory w marcu albo połączenie wyborów europejskich (są planowane na 26 maj 2019 ) i krajowych (zgodnie z kalendarzem miałyby się odbyć jesienią 2019) mogłoby być dla PiS korzystne.
O tym, że takie warianty są rozważane pisał na łamach "Polski the Times” prawicowy publicysta Piotr Zaremba. Sugerował, że jedną z szans PiS na przejęcie inicjatywy po wybuchu afery KNF jest "ucieczka do przodu" i przyspieszone wybory parlamentarne.
Temat wraca niczym bumerang
O możliwości przyspieszonych wyborów parlamentarnych rozmawiali także niedawno komentatorzy TOK FM. Prowadzący audycję Jacek Żakowski zasugerował, że mogłyby się one odbyć razem z elekcją do Parlamentu Europejskiego, czyli w maju 2019 roku.
– Nawet wcześniej, mówi się o pierwszej lub drugiej niedzieli marca – odpowiedział Tomasz Lis, redaktor naczelny "Newsweeka", a Wiesław Władyka z "Polityki" dodawał: Taki scenariusz jest rozważany. Publicyści nie byli jednak zgodni jaki mógłby wynik takiej elekcji.
Także lider partii Teraz Ryszard Petru przedstawił na Twitterze scenariusz, zgodnie z którym wybory parlamentarne mogą odbyć się już wiosną. "Jeśli Senat nie przyjmie budżetu w styczniu, to PAD może w 14 dni skrócić kadencję Sejmu i ogłosić termin wyborów 45 dni od zarządzenia skrócenia kadencji. To oznacza wybory w II poł. marca. Krytyczne dla Polski. Opozycja musi pójść do nich Zjednoczona ale jednocześnie różnorodna” – napisał.
W przypadku nieprzyjęcia budżetu przez parlament, zgodnie z konstytucja, prezydent może rozpisać przedterminowe wybory. W tym wariancie PiS przy pomocy prezydenta miałby szansę skrócić kadencję Sejmu (w teorii) i przeprowadzić szybciej wybory parlamentarne, ale nie jest możliwe, by połączył je z wyborami europejskimi.
Były trzeci bliźniak Ludwik Dorn, zwrócił uwagę, że 19 marca dojdzie "kolejnego kolizyjnego, czołowego starcia" między Polską pod przewodnictwem PiS a Unią Europejską. – Tego dnia przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej odbędzie się rozprawa w sprawie pytań prejudycjalnych Sądu Najwyższego. Spodziewam się, że to nie będzie dla obozu dobrej zmiany i Krajowej Rady Sądownictwa wyrok korzystny – stwierdził w TVN24.
Jego zdaniem elementem planu, dzięki któremu podkreślanie proeuropejskości przez PiS zyskałoby "ciężar gatunkowy" byłoby np. zdymisjonowanie ministra Ziobry. – A tak to czysta propaganda – ocenił.
Wśród argumentów, które miałyby uprawdopodobnić scenariusz z przyśpieszonymi wyborami są m.in… matury. Zgodnie z nim nauczyciele mogą myśleć o powszechnej akcji protestacyjnej z przechodzeniem na L4 właśnie w trakcie matur. A taki strajk mógłby bardzo zaszkodzić PiS przed wyborami do PE.
Ważna nie tylko w kontekście wyborów europejskich, ale całego cyklu wyborczego kolejnych dwóch lat będzie na pewno ewentualna rola i plany Donalda Tuska. Takie argumenty na razie to jednak tylko wróżenie z fusów.
Jak kalkuluje PiS
– Najpoważniejsze obecnie są argumenty europejskie bo jest to jedyny temat, w którym opozycja miała i utrzymała strategiczną przewagę nad PiS. We wszystkich innych kwestiach takich jak gospodarka, kwestie kulturowe, czy imigranci PiS jest bliższy temu jak myśli społeczeństwo – tłumaczy prof. Chwedoruk.
Ale, według niego, przedterminowe wybory PiS się nie opłacają. – Wybory europejskie przyniosą najpewniej fundamentalne zmiany w łonie UE. Dojdzie do przetasowań w obrębie dużych transnarodowych porozumień partyjnych – zwraca uwagę politolog.
Dlatego, zdaniem Chwedoruka, PiS może nawet zależeć na rozsiewaniu pogłosek na temat przedterminowych wyborów krajowych po to by przypomnieć niektórym frakcjom wewnątrz, że ich los zależy od dobrej woli prezesa Kaczyńskiego.
– Ale także dla niektórych sił opozycji np. dla PO na rękę jest nasilanie przeświadczenia że należy się szybko konsolidować, bo za chwilę opozycja zostanie zaskoczona wyborami – zaznacza.