Jedno kliknięcie i to BMW potrafi samo automatycznie cofnąć się o 50 metrów. Raj na parkingach
Michał Mańkowski
22 grudnia 2018, 15:28·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 22 grudnia 2018, 15:28
To jedna z tych premier, która jest inna niż wszystkie. BMW serii 8 to nie po prostu kolejna generacja masowego modelu. "Ósemka" to zupełnie nowy samochód, do widoku którego na polskich ulicach nie mogliśmy się przyzwyczaić. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Poprzednio jej produkcja zakończyła się niemal równo 20 lat temu.
Reklama.
A im "okienko" dłuższe, tym oczekiwania większe. To nie jest po prostu kolejne BMW serii 3, 5, czy nawet luksusowe 7. To nie następny crossover czy SUV, jakich pełno na naszych ulicach. To absolutna nowość, która w dzisiejszych realiach jest jednocześnie absolutnie irracjonalna. Jest droga, raczej niepraktyczna, a i tak "kupujesz" ją po pierwszym spojrzeniu.
O tym, że samochód robi wrażenie przekonaliśmy się bardzo szybko. W trakcie testu parę osób na ulicy nie tylko robiło zdjęcie, ale wprost zagadywało: "czy dobrze widzą, że to ta nowa ósemka".
Gdy odbierając auto wysłałem paru znajomym zdjęcie "ósemki" z pewnej odległości (nie zdradzając, co to za auto), wszyscy jak jeden mąż zapytali: "Czy to seria 6 w jakiejś specjalnej wersji"? Odruch jak najbardziej uzasadniony, bo wizualnie BMW 8 jest podobne do "szóstki" dużo bardziej niż do "ósemki" sprzed 20 lat.
Producent przekonuje, że to zupełnie nowe auto i nie ma nic wspólnego z serią 6. I pewnie tak jest, ale wrażenie jest właśnie takie. Nie ma w tym nic złego, bo efekt wyszedł oszałamiający. BMW 8 nie jest przedłużoną 5-tką, nie jest też skróconą 7-ką. To coś nowego i innego. Jest od "szóstki" nieco krótsze, ale szersze i niższe, dzięki czemu wygląda zjawiskowo i wyjątkowo dynamicznie.
Ma być luksusowo-sportowo-technologiczną perłą w koronie bawarskiego producenta. I jest. BMW 8 to coupe, które chciałbyś mieć, choć jeszcze nie wsiadłeś za jego kierownicę. To żadna tam mała popierdółka, ale "kupeta" iście królewskich rozmiarów. Wygląda imponująco. Ja osobiście z boku dostrzegam tam nieco wspólnego z linią "kosmicznego" BMW i8. A i nie trzeba być upartym, żeby znaleźć tutaj pewne wspólne elementy z Fordem Mustangiem. Bezpośrednia konkurencja, która od razu przychodzi mi do głowy to nie mniej zjawiskowy Mercedes klasy S coupe.
Wizualnie kupuję to auto pod każdym względem. Jest kotem, jest zadziorne, jest sexowne. Ostre linie pociągnięte przez cały bok pojazdu tylko to podkreślają, uwydatniając dynamiczną sylwetką auta. Seria 8 to także początek nowej stylistyki BMW, którą można poznać po wąskich reflektorach.
Te, jak zawsze, są charakterystyczne. Jeśli zdecydujecie się na światła laserowe, zasięg świateł drogowych będzie niemal dwukrotnie wyższy niż w przypadku normalnych reflektorów i wyniesie blisko 600 metrów. Ta technologia znacząco wpływa na komfort i bezpieczeństwo jazdy, o czym niedawno przekonaliśmy się w przypadku testu Audi A6 Avant. Na fanów detali czekają w reflektorach niewielkie niebieskie akcenty.
W dzisiejszych czasach nowe samochody to istne komputery na czterech kółkach. I prawda jest taka, że kupujemy je głównie oczami. I BMW 8 jest ucztą dla oczu. Pomagają w tym np. skrzela po bokach czy wylotu powietrza z tyłu. I szczerze nie przeszkadza mi nawet, że to jedynie atrapy.
Tak długo, jak auto gwarantuje radość z jazdy, nie mam z tym problemu (a producent wyjaśnia, że nie wpływa to już znacząco na osiągi). Podobnie jak z coraz popularniejszym podbijaniem odgłosu wydechu ze specjalnych głośników.
"Ósemkę" można zamówić obecnie jedynie w dwóch wersjach silnikowych, ale na dobrą sprawę w tym aucie więcej nie potrzeba. Przy tym zakresie cenowym i klasowym i tak nikt nie będzie bawił się w jakieś małe jednostki. Możemy wybrać, albo cywilizowanego diesla M840d (4,9s do setki) o mocy 320 koni mechanicznych, albo jednostkę benzynową M850i (3,7s do setki), gdzie pod maską koni jest już 530 i osiągi są iście sportowe.
Obie naturalnie – jak sugeruje literka "M" w nazwie – są w pełnym pakiecie stylistycznym "M". M850i gwarantuje doznania zbliżone do tego, co mamy w BMW serii M, czyli najbardziej usportowionych autach tego producenta. Podejrzewam, że gdyby zdecydowali się nazwać to nowym M6, nie byłoby wielkiego zaskoczenia.
My jednak jeździliśmy wersją bardziej codzienną, czyli dieslową. I już po pierwszych kilometrach przypomniałem sobie, dlaczego w największych limuzynach od BMW jeździ mi się tak przyjemnie. Poprzednio to uczucie miałem podczas premiery serii 7. To, jak delikatnie, nienachalnie, płynnie, a jednocześnie wystarczająco dynamicznie, sunie się tym autem jest naprawdę godne podziwu.
Hasło BMW "radość z jazdy" zamieniłbym na "przyjemność". Świetne połączenie dynamiki i płynności, zarówno w mieście, gdzie czasami trzeba sprawnie "skakać" z pasa na pas, jak i na autostradzie.
Nową ósemką przejechałem ok. 250km po mieście, a dodatkowo zrobiłem trasę Warszawa-Olsztyn-Warszawa (ok. 450 km). I wszystko to na jednym baku. Średnie spalanie to 8l/100km, natomiast w oszczędnej trasie zszedłem nawet do 5l/100km. Tylko łykać kolejne kilometry, które nie wiesz kiedy mijają. Kabina jest tak wyciszona, że nawet przy znaczących prędkościach nie słyszysz niemal nic. Wbrew pozorom, to nie jest oczywistością.
Wcześniej wspomniałem, że dzisiejsze samochody to właściwie jeżdżące komputery. BMW 8 to idealny przykład, bo właściwie jest to auto... na telefon. Odbierając je nie dostaliśmy ani dokumentów (nie trzeba zgodnie z nowymi przepisami), ani kluczyka. Znak czasów.
Zamiast niego w aucie czekał... telefon. Za pomocą specjalnego oprogramowania BMW serii 8 otwiera i zamyka się telefonem obsługującym technologię NFC. Wystarczy dotknąć nim do klamki od strony kierowcy i voila, słyszymy delikatne pstryk i możemy wsiadać. Telefon kładzie się na specjalnym miejscu do ładownia indukcyjnego (działa, ładuje) i można jechać.
Obecnie działa to jedynie na Androidzie i telefonach Samsunga, ale docelowo usługa ma być dostępna szerzej np. poprzez zdalne autoryzowanie dostępu dla osób trzecich. Wbrew pozorom, system naprawdę działa sprawnie. 9/10 razy otwierał się błyskawicznie. Niestety pewien problem zauważyłem w przypadku śniegu/mrozu. Zdarzyło się, że stojąc na mrozie musiałem kilkakrotnie próbować otwierać auto, jednocześnie "odszraniając" klamkę. Nie jest to najprzyjemniejsze uczucie, zwłaszcza gdy się śpieszymy i marzniemy. Standardowego kluczyka brakowało też, gdy np. chciałem otworzyć najpierw drzwi pasażera. Najpierw trzeba było podejść do klamki kierowcy.
Testowany egzemplarz miał zjawiskowy środek BMW Individual. Jeśli znacie dotychczasowe generacje BMW, w środku będziecie miło zaskoczeni. Na środkowym wyświetlaczu czeka na Was całkowicie nowe menu tzw. live cockpit i dowolnie konfigurowalny wyświetlacz za kierownicą. Ostrzegam jednak, że dobrą chwilę zajmie Wam połapanie się ze wszystkim.
Oczy szybko biegną także do drążka zmiany biegów, który wygląda niczym... kryształowy kieliszek. Bardzo eleganckie rozwiązanie. Generalnie wnętrze jest udanym mixem ekranów z tradycyjnymi przyciskami. Tylko tej mięsistej kierownicy przydałoby się lekkie odświeżenie. Nie wiem też, dlaczego część przycisków na kierownicy jest utrzymana w klimacie piano-black, a część w zwykłym plastiku. Dziwne.
Zaskoczeniem nie jest to, że w praktyce to auto dwuosobowe. Z tyłu miejsce niby jest, ale na pewno nie dla pełnowymiarowego dorosłego, a i te mniejsze osoby nie będą podróżowały tam komfortowo, gniotąc nogami w fotel przed nimi. Ale czy kogoś to obchodzi? Jeśli właściciel BMW chce wozić kogoś z tyłu, to kupuje sobie "siódemkę".
Zdziwiłem się jednak zaglądając do bagażnika, który jest bardzo duży. Może nie za wysoki, ale ciągnie się naprawdę daleko i głęboko. Miłe zaskoczenie.
Absolutny hitem jest dla mnie jednak coś innego. To Assitied Driving Mode, czyli najzwyklejszy autopilot. Systemy wspierające kierowcę w utrzymywaniu linii i odległości od poprzedzającego pojazdu są już dobrze znane i nie raz je testowaliśmy. Jednak BMW zrobiło rzecz prostą i genialną w swojej prostocie.
Mianowicie jego włączenie ograniczyło jedynie do kliknięcia dodatkowego guzika na kierownicy. I tyle. Jeśli nie chcemy, nic nie musimy specjalnie konfigurować, nic ustawiać, czy szukać specjalnej dźwigni pod kierunkowskazem. Jeden klik i jeśli system wykryje linie drogowe, przejmuje kontrolę nad pojazdem. Wtedy od razu odczuwamy pewną sztywność w prowadzeniu i faktycznie mamy wrażenie, że ten autopilot wszedł do gry. Trzeba się do tego przyzwyczaić i oczywiście nigdy w 100 proc. nie ufać, cały czas kontrolując drogę.
Prowadzi go jak po sznurku, pokonując nawet niewielkie łuki (tylko niewielkie!), w razie potrzeby hamuje, a także sam rusza – to pomocne, nie musimy klikać gazu za każdym razem. W korku właściwie auto posuwa się samo do przodu.
Na trasie także sobie radzi, ale co jakiś czas przypomina kierowcy o konieczności przejęcia kierowania. Gdy przez jakiś czas nie odczuje naszej obecności, a my nie zareagujemy na sygnał dźwiękowy, BMW rozpocznie procedurę awaryjną, zacznie zwalniać aż się zatrzyma. To system, który znamy m.in. z Volkswagenów.
Kolejnym technologicznym WOW (i to przez trzy wielkie litery) jest asystent cofania. Spotkałem się z wieloma technologicznymi nowinkami, które autonomicznie wspierają kierowcę, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Mianowicie BMW 8 jest w stanie (dwa kliknięcia) powtórzyć "do tyłu" ostatnie przejechanych 50 metrów. I to naprawdę działa. Kręciłem się po wąskich uliczkach, między samochodami i krawężnikami, a następnie auto na biegu wstecznym samo cofnęło się właśnie o 50 metrów. Pomaga przy wyjeździe z parkingu lub "zakleszczeniu" się.
Na własnej skórze poczułem też, jak bardzo pomaga tylna oś skrętna, dzięki czemu tylne koła także delikatnie skręcają podczas niektórych manewrów. Dzięki czemu na nawrotce, którą pokonuję dość często, szczękę zostawiłem na kolanach. Byłem pewien, że będę musiał robić ją na dwa razy, tymczasem to duże BMW 8 "złamało się" lepiej niż niejedno mniejsze auto!
476 tys. i 589 tys. złotych. To ceny, od których zaczynają się odpowiednio BMW M840d i M850i. "Ósemka" to na pewno nie pierwsze i jedyne auto w rodzinie, ale auto, które większość mężczyzn chciałaby mieć w swoim garażu. Mój ulubiony mix sportu, luksusu i elegancji. To długo oczekiwany powiew świeżości. Może nie do końca racjonalny, ale przecież nie o racjonalność tutaj chodzi.