Oglądaliście "Kler"? No pewnie, że oglądaliście. A pamiętacie, kiedy o filmie zrobiło się naprawdę głośno? Dokładnie wtedy, kiedy produkcja Wojciecha Smarzowskiego stała się tematem politycznym. Teraz przy okazji "Polityki" ludzie z partii rządzącej popełniają ten sam - choć sami tego nie dostrzegają - błąd. Robią Patrykowi Vedze darmową reklamę.
To naprawdę dość dziwne, bo przecież w Prawie i Sprawiedliwości naprawdę niewiele poświęca się przypadkowi i w tej kwestii partia sprawia naprawdę profesjonalne wrażenie. Składa się na to wiele czynników. Można się śmiać ze słynnych "przekazów dnia", dzięki którym ubezwłasnowolnieni politycy PiS wiedzą co powtarzać w radiu i telewizji, ale to tylko czubek góry lodowej.
Dopiero co przecież okazało się, że partia Jarosława Kaczyńskiego ma całą Polskę rozpracowaną do najmniejszego szczegółu. Że mają badania socjologiczne o preferencjach politycznych i potrzebach Polaków z każdego zakątka naszego kraju. I dzięki temu wiedzą, co obiecać Polakom, a czego nie. Czysta polityczna kalkulacja.
Kiedy nie panujesz nad sytuacją
Cała ta świetnie naoliwiona maszyna co jakiś czas jednak się zaciera. Najczęściej wtedy (i raczej nie ma tu przypadku), kiedy trzeba improwizować. Kiedy do politycznej układanki wkrada się odrobina zaskoczenia. Tak było choćby z "Klerem" Wojciecha Smarzowskiego.
Każdy wie, że pedofilia wśród kleru (i w ogóle sposób życia duchownych) to temat wyjątkowo nośny, a sam Smarzowski od lat ma swoją oddaną widownię, na którą zresztą długo pracował. Ale to nigdy nie była taka rzesza fanów, żeby pobić tyle rekordów. I nagle "Kler" to najbardziej kasowy polski film po 1989, a w kwestii liczby ludzi w kinach przegrywa (po 1989 roku) tylko z napompowanymi przez wycieczki szkolne "Panem Tadeuszem" oraz "Ogniem i Mieczem".
Czy o tym filmie byłoby tak głośno gdyby nie zdecydowana reakcja i samych duchownych, i samych polityków PiS? Wątpliwe. Ale jeśli posłanka Anna Sobecka pisze wniosek o wycofanie filmu z kin, a poseł Dominik Tarczyński namawia do bojkotu, i jednocześnie oboje filmu nie widzieli na oczy w momencie formułowania tych wniosków, no to... ludzka ciekawość rośnie.
Trudno właściwie zrozumieć z perspektywy czasu, po co przeciwnikom "Kleru" była tak histeryczna okazja. Przecież to mechanizm znany każdemu, kto kiedykolwiek miał cokolwiek wspólnego z wychowaniem dzieci albo... pamięta własne dzieciństwo. Powiedz takiemu 12-latkowi, że nie może czegoś obejrzeć - i patrz co się dzieje.
Ten sam szkolny błąd PiS popełnia teraz i z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, ze z każdą głupią wypowiedzią na koncie Patryka Vegi przybywa okrągły milion złotych. Pojawi się tam dopiero po premierze filmu, ale raczej pojawi. W tym kontekście w ogóle nie dziwię się reżyserowi, że podpuszcza prawicę. Sam bym to robił...
Reakcja łańcuchowa
Plotki o tym, że Vega szykuje nowy film i będzie on poświęcony szeroko rozumianej polskiej polityce, krążyły już od dłuższego czasu. Aż nagle wybucha bomba i Vega otwarcie przyznaje, że film powstaje. Premiera we wrześniu, czyli tuż przed wyborami do Sejmu. I zaczyna się szaleństwo. Po kolei:
1. Patryk Vega ogłasza w Onecie, że film powstaje. Nie mówi wprost, że dotyczy Prawa i Sprawiedliwości. - Inspirowaliśmy się prawdziwymi wydarzeniami, tak żeby widzowie mieli poczucie, że oglądają film o tym, co się dzieje tu i teraz. Tak jak wielu Polaków jestem wściekły na ludzi, którzy dobrali się do państwowych pieniędzy - właściwie tylko z tego momentu wywiadu można wywnioskować, że film dotyczy PiS.
Dowiadujemy się też, że scenariusz wykradziono, ponadto pojawiły się naciski, aby reżyser przesunął premierę filmu, ponieważ produkcja może wpłynąć na wyniki wyborów. Które Vega oczywiście zignorował.
2. Pierwsza do ściany wywołana czuje się Krystyna Pawłowicz, która zarzuca mu, że działa jak bracia Sekielscy (jak mniemam, w oczach posłanki to obelga), a do tego jego film ma ustawić wyniki wyborów.
3. Patryk Vega tylko czeka na taką zaczepkę. Pozdrawia posłankę i pokazuje fragment filmu z... nią samą. I to w takim najbardziej hardkorowym wydaniu.
4. O filmie, który mógłby na tym etapie pozostać właściwie tylko kolejnym newsem, robi się NAPRAWDĘ głośno.
5. W PiS nikomu nie zapala się czerwona lampka. Nawet prezes Kaczyński idzie w zaparte. W weekend na zjeździe klubów "Gazety Polskiej" mówi, że film Vegi to po prostu hejt i przygotowanie do ataku na Prawo i Sprawiedliwość.
6. Oczywiście pojawia się odpowiedź Vegi zaadresowana do samego prezesa. Reżyser znowu zwraca uwagę, że scenariusz filmu został wykradziony. Ale na tym nie koniec. - Tak, macie się czego bać, bo jak sam pan powiedział, politycy nie są aniołami, i ja to właśnie pokazuję w moim filmie - mówi Vega. W tym momencie chyba już każdy chce to obejrzeć, prawda?
Zagrali w jego grę
Zaskakujące jest to, jak chętnie politycy PiS (skoro zrobił to sam prezes, to zaraz ruszą kolejni) chętnie weszli w dyskurs, który chciał narzucić im Vega. Z zadziwiającą łatwością łyknęli przynętę, która twórca m.in. "Kobiet Mafii" rzucił im we wspominanym już wywiadzie dla Onetu.
Reżyser w ten sposób przede wszystkim załatwił sobie darmową reklamę, która można wyceniać na setki tysięcy złotych. Bo przecież chyba nikt nie oczekuje, że jeśli Kaczyński czy ktokolwiek z PiS powie coś o tym filmie, to my o tym nie napiszemy, prawda? Zresztą - to wy, jako czytelnicy, chcecie o tym czytać. Koło się zamyka.
Zdumiewająca jest zresztą przedwczesna reakcja prezesa PiS. Kaczyński dał się w to chyba wpakować głównie dlatego, że był "wśród swoich" z "Gazety Polskiej". Aż się przypomniał prezes sprzed ponad dekady, kiedy rzadko kiedy panował nad tym, co mówi, a po wciąż raczkującej sieci krążyły jego wypowiedzi o marihuanie czy ZOMO.
To też o tyle niezrozumiałe, że ciężko wyobrazić sobie bardziej zdeklarowanego wyborcę PiS niż klubowicza "Gazety Polskiej". Jestem przekonany, że w weekend w Spale nie było jednej osoby, w której premiera "Polityki" mogłaby mogłaby zmącić wiarę w PiS. A jednak prezes wystawił się na ostrzał.
Machina już ruszyła, bo po słowach Kaczyńskiego właściwie nie da się już jej zatrzymać. Nie teraz, kiedy widzieliśmy, jak świetnie ucharakteryzowany został Andrzej Grabowski, który odgrywa rolę prezesa, nie teraz, kiedy widzieliśmy, ile energii w swoją rolę włożyła Iwona Bielska, czyli filmowa posłanka Pawłowicz.
Teraz Vega nawet nie musi już być cierpliwy i czekać na kolejne wynurzenia polityków PiS. Oni już otworzyli front, teraz reżyser może sam z siebie co jakiś czas podrzucać jakieś smaczki z filmu. I pompować zainteresowanie - mogę się założyć, że "Polityka" będzie najbardziej kasowym filmem reżysera.