Odwagi nigdy mu nie brakowało. W czasach PRL za działalność antykomunistyczną za kratami spędził ponad osiem lat. To on był autorem pomysłu, aby rodzącemu się na początku lat 80. związkowi zawodowemu nadać nazwę "Solidarność". Jego życiorysu starczyłoby dla dziesiątków bohaterów. Zmarł parę miesięcy temu. Nie został pochowany z pompą. W Sejmie nawet nie pozwolono, aby powiesić jego nekrolog.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Postać Karola Modzelewskiego nasuwa się sama na myśl po tym, jak w sobotę pożegnano Kornela Morawieckiego. I absolutnie nie chodzi o to, by negować zasługi i odwagę twórcy "Solidarności Walczącej" w czasach, gdy za tę odwagę przychodziło płacić bardzo wysoką cenę. Nie w tym rzecz. Ale chodzi o proporcje.
"Prowadził nas od narodu zniewolonego do wolnego obywatela" Karol Modzelewski zmarł 28 kwietnia tego roku. Miał 81 lat. Zabrzmi to patetycznie, ale o lepsze słowa trudno, bo taka jest prawda: był jednym z tych, którym zawdzięczamy Polskę niepodległą.
Pod koniec lat 50. wstąpił do PZPR, był w niej kilka lat. Został wyrzucony z hukiem razem z Jackiem Kuroniem. W 1964 r. obaj wystosowali słynny "List otwarty do partii", czego partia nigdy mu nie zapomniała, blokując mu karierę naukową jako historyka (i tak ją zrobił, uzyskując tytuł profesora, a jego książka "Barbarzyńska Europa" uchodzi za jedną z najlepszych na świecie poświęconych epoce średniowiecza).
W 1968 r. to on był autorem hasła "Niepodległość bez cenzury" i stał się jednym z liderów strajków studenckich po zdjęciu "Dziadów" z afisza Teatru Narodowego, za co został skazany na 3,5 roku więzienia. Gdy wyszedł, nie mógł pozostać w Warszawie. Znalazł pracę na Uniwersytecie Wrocławskim, ale dostał zakaz prowadzenia zajęć ze studentami.
W roku 1980 na całego zaangażował się w "Solidarność". Był pierwszym rzecznikiem związku zawodowego, to on był w wąskim gronie prowadzących negocjacje dotyczące rejestracji "S". Stan wojenny spędził w areszcie, na wolność wyszedł w sierpniu 1984 r. jako jeden z ostatnich. Bo komuniści uważali go za jednego z najgroźniejszych.
Po upadku PRL został senatorem. Ale tylko w pierwszej kadencji. Potem stanowiska w polityce sobie odpuścił, szkoda mu było na to czasu. Za bardzo wierny był swoim wartościom. Wielokrotnie nie krył swojego krytycyzmu wobec polityków. Gdy zmarł, w gmachu przy Wiejskiej nikt nie uznał, że należy go uhonorować.
Gdyby to był ktoś z prawicy...
O tym, że w Sejmie nie pozwolono na powieszenie nekrologów Karola Modzelewskiego, powiadomił wówczas publicysta tygodnika "Przegląd" Robert Walenciak, autor książki "Modzelewski – Werblan. Polska Ludowa". Jego informacjom zaprzeczał wtedy dyrektor Centrum Informacji Sejmu Andrzej Grzegrzółka.
Walenciak w rozmowie z naTemat mówi, że informacje w sprawie nekrologów miał z pierwszej ręki, od żony Karola Modzelewskiego. Nie ma więc mowy o jakimkolwiek fejku.
– Pracownika biura pogrzebowego, który przyjechał z nekrologami do Sejmu, potraktowano jak natrętnego petenta. Najpierw został przetrzymany w biurze przepustek, potem mu powiedziano, że do żadnego z dyrektorów nie można się dodzwonić i został stamtąd wyrzucony – relacjonuje Robert Walenciak.
Z tym, że żadnego dyrektora w Sejmie wówczas nie było, to całkiem prawdopodobne. To był długi weekend majowy. Ale że na telefon nie złapano nikogo, kto mógłby taką zgodę wydać?
Nekrolog ze zdjęciem prof. Karola Modzelewskiego oraz datami jego urodzin i śmierci powiesiła posłanka Joanna Scheuring-Wielgus. I to było całe upamiętnienie w gmachu parlamentu.
Pożegnanie z honorami
Teraz, gdy zmarł Kornel Morawiecki, cały parlament stanął na baczność. Następnego dnia po śmierci twórcy "Solidarności Walczącej" na parterze Sejmu wyłożono księgę kondolencyjną. Później w budynku wystawiono trumnę z ciałem zmarłego, przy której postawiono wojskową wartę.
Dzień przed pogrzebem ulicami Warszawy z Sejmu do Katedry Polowej Wojska Polskiego przeszedł kondukt żałobny. Trumna wieziona była przez pojazd wojskowy, a w uroczystości uczestniczyły najwyższe władze państwowe.
W dniu pogrzebu Kornela Morawieckiego Telewizja Polska zmieniła program – transmitowano mszę pogrzebową i ceremonię na wojskowych Powązkach. Na kilku antenach zaprezentowano specjalne programy poświęcone Marszałkowi Seniorowi.
Uroczystość prywatna
– Czy Karol Modzelewski nie zasłużył na pogrzeb o charakterze państwowym? – dopytuję Roberta Walenciaka. – Oczywiście, że zasłużył – nie ma wątpliwości publicysta.
A jednak pogrzebu o charakterze państwowym nie było. Odbyła się świecka uroczystość na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, ale miała ona charakter prywatny. Prywatnie zatem pojawili się choćby prezydenci Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski, Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar czy liderzy "Solidarności" w czasach PRL Bogdan Borusewicz i Władysław Frasyniuk oraz kilkaset innych osób.
– To Karol Modzelewski pozwolił nam odnaleźć w sobie godność, poczucie wiary, ale także poczucie siły, która pozwoliła nam zmienić rzeczywistość. Żegnamy wielkiego Polaka, żegnamy wielkiego przywódcę, który przez kilkadziesiąt lat prowadził nas od narodu zniewolonego do wolnego obywatela – mówił nad grobem Modzelewskiego Władysław Frasyniuk.
Modzelewski był niewygodny. Morawiecki też
Na szczęście parę dni po pogrzebie wdowa po Karolu Modzelewskim została zaproszona na uroczystość do Senatu. Usłyszała przeprosiny. – To była ładna uroczystość, ale to już była musztarda po obiedzie. Niesmak pozostał. Mam zresztą wrażenie, że gdyby nie ta awantura o klepsydrę, to w ogóle by jej nie zaprosili – mówi Robert Walenciak.
Co tu dużo mówić – po upadku PRL Karol Modzelewski był często spychany na margines, także przez "swoich". Bo nie brakowało mu odwagi, aby tych "swoich" krytykować.
Zresztą – Kornel Morawiecki bardzo podobnie. Do polityki pasował średnio. Dziś zaś rządzący zachowują się tak, jakby to dzięki Prawu i Sprawiedliwości Kornel Morawiecki wrócił do polityki.
– Człowiek był odpychany przez blisko ćwierć wieku. Również przez tych, którzy lali krokodyle łzy siedząc w pierwszych rzędach w kościele. Dla mnie pobyt na tej mszy pożegnalnej był dość przykry. Miałem różne myśli dotyczące właśnie hipokryzji – komentował w Polsat News Paweł Kukiz, bo to z list jego ruchu Morawiecki wszedł do Sejmu.
Cóż, każda partia prowadzi swoją politykę historyczną. Warto by było, aby przy tym potrafiono zachowywać właściwe proporcje.
Reklama.
Robert Walenciak
publicysta "Przeglądu", autor książki "Modzelewski – Werblan. Polska Ludowa"
Jestem przekonany, że gdyby w tym czasie umarł ktoś ważny dla prawicy, reakcja urzędników w Sejmie i Senacie byłaby zupełnie inna. Pół godziny od depeszy PAP na temat śmierci marszałek Senatu dzwoniłby do wdowy, aby ustalić szczegóły pogrzebu. Parę miesięcy wcześniej odszedł Jan Olszewski i atmosfera była diametralnie różna od tej, jaka była po śmierci Karola Modzelewskiego. Gdy zmarł Modzelewski, ci sami ludzie udawali, że nic się nie zdarzyło.
Robert Walenciak
publicysta "Przeglądu", autor książki "Modzelewski – Werblan. Polska Ludowa"
Z całym szacunkiem dla Kornela Morawieckiego i jego dokonań – uważam, że porównywanie Morawieckiego z Modzelewskim to jest porównywanie porucznika z marszałkiem czy generałem.
Robert Walenciak
publicysta "Przeglądu", autor książki "Modzelewski – Werblan. Polska Ludowa"
PiS, jak każda partia, prowadzi swoją politykę historyczną. Karol Modzelewski w tej ich polityce się nie mieścił. On był niewygodny nie tylko dla prawicy, także dla tzw. Polski liberalnej, bo mówił jej prawdę w oczy. Ostrzegał wielokrotnie i z każdym rokiem coraz mocniej, że polityka, jaka była prowadzona przez lata, źle się skończy. On wprost wieszczył nadejście PiS-u.