To było jedno z najbardziej zaskakujących wystąpień wieczoru wyborczego. Nie tylko dlatego, że Kinga Duda zdecydowała się zabrać oficjalnie głos, ale dlatego, co powiedziała. Córka prezydenta stoi w rozkroku pomiędzy rodziną a swoimi poglądami. Jej krótkie przemówienie o szacunku i nienawiści brzmi jak ponury żart, bo przecież to jej ojciec i jego polityczne środowisko jest najlepszym przykładem na tą nienawiść i brak szacunku. Przypomnijmy to Kindze Dudzie.
Kinga Duda już jakiś czas temu zniknęła z pierwszego planu. Skończyła studia, pracowała przez moment w Warszawie, a następnie wyjechała do Londynu, gdzie aktualnie mieszka i pracuje.
Nie było jej w Polsce podczas pierwszej tury wyborów prezydenckich, zabrakło jej wtedy także na wieczorze wyborczym. A to tylko podsyciło plotki, jakoby młoda kobieta nie do końca zgadzała się z poglądami swojego taty i jego środowiska.
Córkę prezydenta ściągnięto na ostatnią wyborczą prostą przed II turą, gdy sondaże pomiędzy Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim szły dosłownie na żyletki i nic nie było pewne.
O swoim ojcu na początku mówiła tak: – Wiem, że będzie dobrze wykonywał swoje zadania, bo jest dobrym człowiekiem, który kocha ludzi i kocha ten kraj. I zrobi wszystko, żeby było dla Polski jak najlepiej.
Posłuchaj całego przemówienia:
Wisienką na torcie było jednak kilka zdań na końcu krótkiego wystąpienia. Zacytujmy dosłownie:
– Niezależnie od tego kto wygra wybory, chciałabym zaapelować do państwa, by nikt w naszym kraju nie bał się wyjść z domu, ponieważ niezależnie od tego w co wierzymy, jaki mamy kolor skóry, jakie mamy poglądy, jakiego kandydata popieramy, kogo kochamy, wszyscy jesteśmy równi, wszyscy zasługujemy na szacunek, nikt nie zasługuje na to, żeby być obiektem nienawiści. Absolutnie nikt. Szanujmy się – zakończyła, czym wzbudziła ogromny aplauz.
Widzicie już co tutaj zgrzyta? Mówi to córka na wieczorze wyborczym swojego ojca. Ojca, który przez ostatnie miesiące był jednym z architektów wewnątrzpolskich podziałów. Polityka, o którym można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że nie dzieli swojego kraju i szanuje wszystkich.
Prezydenta, który na pewno nie jest prezydentem wszystkich Polaków, bo w trakcie kampanii niejednokrotnie dał przykład, jak wartościuje ludzi na lepszych i gorszych. Głowę państwa, której środowisko rozpędziło machinę propagandy i nienawiści. Człowieka, który napędza nienawiść przeciwko konkretnym grupom czy osobom.
Andrzej Duda to prezydent, który odczłowieczał osoby homoseksualne i mówił: "Próbuje się nam wmówić, że to ludzie, a to jest po prostu ideologia". Albo jego polityczni sojusznicy z PiS, "Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy z tą dyskusją" – to akurat poseł Przemysław Czarnek. O "zdradzieckich mordach" Jarosława Kaczyńskiego już nawet nie wspominam, bo były dawno. Ale wspomnę o tym, jak powiedział, że Rafał Trzaskowski"nie ma polskiej duszy".
Tym samym Duda jako prezydent dał Polakom przyzwolenie na szczucie przeciwko konkretnej grupie obywateli. Nie ma co udawać, że duża część Polaków nie ma takich poglądów. Do tej pory jednak nie dostali oficjalnego przyzwolenia z samej góry "salonów politycznych", że ich głoszenie jest... okej.
Jestem pewien, że Kindze Dudzie nie jest łatwo. Sprawia wrażenie młodej, otwartej dziewczyny, która obraca się w szerokim, międzynarodowym środowisku. Z drugiej strony ma... no właśnie. Tatę i jego środowisko. Jeśli chciała zabrać głos i dać wszystkim do zrozumienia, że to, co robią jest złe, powinna zrobić to wprost. A nie ubierać to w ogólniki, które wypadły jak farsa, bo finalnie przyklaskiwali i wiwatowali jej ludzie, którzy są odpowiedzialni za wszystko to, co właśnie skrytykowała.
I Polacy zabijają się z powodu tej narastającej nienawiści, więc nie udawaj proszę, że stajesz w obronie tych wartości, firmując swoją twarzą środowisko architektów tej nienawiści.
Jak napisała Paulina Młynarska, nie można mieść ciastka i zjeść ciastka. – Twój tato, Kingo, dla własnej politycznej korzyści zgotował tym ludziom i ich dzieciom horror, który nie skończy się wraz z kampanią. Kiedy więc stajesz u jego boku i nagle wypuszczasz z siebie tęczową chmurkę na temat szacunku i tolerancji, to nie jest żaden akt odwagi, ale czysty konformizm. Nieskażony niczym biel Twojego garnituru.