W środowym numerze (6 kwietnia) "Gazety Polskiej" ukazał się tekst pt. "To był wybuch termobaryczny. Rosyjska zbrodnia w Smoleńsku: motyw, sprawcy, dowody". Nowe ustalenia, cokolwiek by to nie znaczyło, zapowiadał już wcześniej kilka razy lider PiS Jarosław Kaczyński.
Autorem materiału w "Gazecie Polskiej" jest Grzegorz Wierzchołowski. "Narzędzie zbrodni? Ładunek termobaryczny, czyli klasyczne materiały wybuchowe wzbogacone w paliwo. Ślady? Pozostałości substancji eksplozywnych i charakterystyczne zniszczenia samolotu" – napisał w swoim tekście.
"Sprawca? Rosyjskie służby specjalne, które remontowały samolot Tu-154, a następnie przejęły śledztwo i niszczyły liczne dowody. Motyw? Chęć likwidacji polskiej elity, która w 2010 roku – podobnie jak dzisiaj władze Ukrainy – stała na przeszkodzie w realizacji imperialnych planów Kremla. Poszlaki? Sfałszowane sekcje zwłok, "samobójstwa" świadków, tajne rozmowy" – czytamy dalej w "GP" "uzasadnienie" teorii.
Koncepcja wybuchu termobarycznego nie jest nowa. Mówił o niej już w 2017 roku Antoni Macierewicz. Pirotechnicy nie zostawili wówczas suchej nitki na jego hipotezie.
Dlaczego? Z kilku powodów. Przed lotem prezydencki Tupolew przeszedł kontrolę techniczną. Zapisy z czarnych skrzynek wykluczyły wybuch. Płuca ofiar nie były uszkodzone, a powinny, gdyby doszło do wybuchu.
Kolejnym miało być to, że gdyby bomba termobaryczna wybuchła przed uderzeniem samolotu w ziemię, musiałaby zostać zniszczona podłoga, a na zdjęciach z miejsca katastrofy smoleńskiej było widać, że ta była w nienaruszonym stanie.
Skąd więc powrót do koncepcji bomby termobarycznej? Wyjaśnił to w Polskim Radiu Antoni Macierewicz, mówiąc, że "w Tupolewie wybuchła bomba termobaryczna, dokładnie taka, jakich Putin używa w Ukrainie".
Hel, sztuczna mgła, brzoza, której miało nie być...
Oczywiście, wcześniej były różne inne hipotezy. Choćby taka, że nad lotniskiem koło Smoleńska miał zostać rozpylony hel, sztuczna mgła, miało dojść do eksplozji Tupolewa, a skrzydło samolotu miało nigdy nie uderzyć w brzozę – przypomina "Gazeta Wyborcza".
Zełenski o katastrofie smoleńskiej
O tym, że katastrofa smoleńska znów może być tematem debaty publicznej wiele wskazywało od tygodni. Wydaje się, że pretekst do tego dał Wołodymyr Zełenski, który podgrzał teorie o zamachu w Smoleńsku, występując przed polskim Zgromadzeniem Narodowym.
Już po tym wystąpieniu Jarosław Kaczyński pojechał do Kijowa spotkać się z Zełenskim mimo że wcześniej nie był aktywny w kwestii Ukrainy oraz kilkukrotnie zapewniał, że wie, co tak naprawdę miało stać się pod Smoleńskiem. Mówił o tym między innymi w rozmowie z Polskim Radiem 25 marca.
– Dzisiaj mogę powiedzieć, że te wszystkie pytania uzyskały jakąś odpowiedź i to zostało ujęte w pełnym dokumencie, który mam nadzieję niedługo stanie się elementem publicznej debaty – powiedział wówczas lider PiS.
– Przez te lata, mając osobiste przekonanie, że doszło do zbrodni, zamachu, nie mogłem jednak tego wszystkiego złożyć w pewną całość, mówię od strony technicznej – powiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości.