Po 12. latach od katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz wreszcie ujawnił raport swojej podkomisji. Według polityka doszło do co najmniej dwóch wybuchów. Poza powtórzeniem znanych nam już tez, wciąż nie znamy odpowiedzi na kluczowe pytanie. Na podstawie jakich dowodów PiS mówi o zamachu?
Co najmniej dwa wybuchy, sfałszowanie materiału dowodowego, zaniechania Tuska i brak winnych – to część głównych wniosków komisji Antoniego Macierewicza
Prawo i Sprawiedliwości otwarcie stwierdziło, że w Smoleńsku doszło do zamachu. To jednak nie koniec sprawy z 10 kwietnia 2010 roku. Teraz podjęte zostaną próby ustalenia domniemanych sprawców
Raport podkomisji został przyjęty 10 sierpnia 2021 roku. Od tego czasu był ukrywany przed opinią publiczną
Antoni Macierewicz ujawnia raport ws. katastrofy smoleńskiej
Znamienne były słowa Macierewicza tuż po konferencji. – Komisja nie jest w stanie stwierdzić, jak ładunki wybuchowe się tam znalazły – ta deklaracja, jako brak odpowiedzi na jedno z pytań dziennikarzy, idealnie podsumowuje konferencję ws. Smoleńska. Bo skoro był zamach, to jak właściwie do niego doszło? To pytanie musi zadać sobie każdy.
W dobie kryzysu wokół zdrowia psychicznego postanowiłem zadbać o wasze głowy i obejrzeć konferencję Antoniego Macierewicza w sprawie katastrofy smoleńskiej, żebyście wy nie musieli. Były minister zaprezentował raport, który liczy 338 stron oraz tysiące załączników jednak nie przedstawia żadnych odpowiedzi.
Jak wyjaśnił były minister obrony narodowej, raport opracowywano tak długo przez wzgląd na fałszowanie dowodów oraz powielanie "kłamstw Rosjan" przez administrację Donalda Tuska. PiS nie odpowiedział mi, na jakiej podstawie mówi o zamachu, jednak już wiem, że winny jest Tusk.
Jacy konkretnie eksperci i naukowcy potwierdzają tezy Macierewicza?
Antoni Macierewicz zastosował doskonały chwyt wizerunkowy. Powołał się na międzynarodowe i krajowe uczelnie, bliżej nieokreślone "ponad 100 ekspertyz" oraz "200 świadków", co ma zapewnić mu wiarygodność w moich i waszych oczach. Poza członkami komisji nie padły jednak żadne nazwiska.
– Wybuch w lewym skrzydle na 100 metrów przed minięciem przez samolot brzozy nad terenem, gdzie nie było ani wysokich drzew ani innych przeszkód – w końcu ogłosił.
– Jego kontynuacją była następna eksplozja w centropłacie kilkanaście metrów nad ziemią, która zniszczyła cały samolot i zabiła całą delegację – dodał. Co więcej, udało się zarejestrować dźwięk eksplozji.
Gdzie jest dowód na wybuch? Tego też się nie dowiecie
Zanim jednak Macierewicz przeszedł do dowodów, wyjaśnił, że "wielkie media" (w domyśle TVN) i "politycy" (oczywiście Tusk) chcieli ukryć prawdziwych sprawców tragedii, oskarżając Lecha Kaczyńskiego i gen. Błasika o spowodowanie katastrofy.
Wciąż nie słyszę odpowiedzi na pytanie – gdzie są dowody? Zamiast tego były minister pokazuje wybiórczo wybrane zdjęcia lub nagrania, uzupełniając je swoimi tezami.
Dowodem pierwszym jest ścieżka dźwiękowa i niskiej jakości wizualizacja wybuchu, która została zapętlona trzykrotnie. Krótka prezentacja trwała łącznie 10 sekund, a następnie ku uciesze Macierewicza omówiono kwestię obecności materiałów wybuchowych.
Nie dowiedziałem się jednak, na jakiej podstawie ustalono, że moment eksplozji miał miejsce przed uderzeniem w brzozę. Sprawę tę rozpatrywały dwie komisje: Anodiny i Millera. Macierewicz postanowił więc rzucać oskarżeniami o fałszowaniu dowodów.
W tym celu ujawnił krótkie nagrania Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Wycięty z kontekstu materiał miał udowodnić, że "brzoza była źle umieszczona w czasie".
Drugi dowód Macierewicza. Obecność materiałów wybuchowych potwierdza bliżej nieokreślone "brytyjskie laboratorium"
– W trakcie badań wraku wykryto obecność materiałów wybuchowych takich jak pentryt, trotyl, heksogen i nitrogliceryna. Aż w 190 przypadkach – dukał Macierewicz z kartki, jakby sam często nie wiedział, o czym mówi. Zarzucono prokuraturze wojskowej ukrywanie informacji o obecności trotylu we wraku.
Od 2010 roku PiS zarzuca Rosji tuszowanie dowodów zbrodni oraz uniemożliwianie dostępu do wraku. Jednak okazuje się, że w ciągu ostatnich 12 lat można było go zbadać i wykryć dowody rzekomo obciążające Kreml.
Nad tą nieprawidłowością Macierewicz się nie pochylił. Zapewnił jednak, że jego tezy potwierdziło bliżej nieokreślone "brytyjskie laboratorium".
Podkomisja potwierdziła także nadmiarową obecność glinu w stosunku do krzemu w próbkach ziemi smoleńskiej. – To wskazuje wybuch termobaryczny tlenku etylenu w stosunku do glinu – stwierdził.
Co ciekawe, podkomisja przeprowadziła specjalny eksperyment z udziałem bomby termobarycznej, żeby wykazać... "wysokoenergetyczne" ślady, jakie zostają po wybuchu. Serio? Do stwierdzenia tego konieczne było wydawanie pieniędzy podatnika?
– Pochodzenie materiałów jest bezdyskusyjne – skwitował. Kto wykrył te materiały? Kto konkretnie potwierdza te tezy? Tego też się nie dowiecie.
Trzeci dowód Macierewicza to... nie dowód. Zrekonstruował wrak, żeby mówić o wybuchu
Komisja zrekonstruowała 90 proc. powierzchni wraku. Po co? Żeby wykazać, co stało się z samolotem po wybuchu, którego nie udowodniono. Następnie przedstawiono zdjęcia powyginanych fragmentów TU-154M.
Opinie biegłych wydane na przestrzeni lat nie wytrzymały starcia z "powybuchowymi płatkami", które pokazał Macierewicz.
W jak sposób wykazano zniszczenia po rzekomym wybuchu, skoro wrak samolotu wciąż leży w Rosji? Tego też się nie dowiecie.
Nie ma sensu omawianie reszty "dowodów", bowiem ich nie ma. Mamy za to kilkadziesiąt minut przemowy o tym, co stało się z samolotem po wybuchu, którego polityk PiS wciąż nie udowodnił.
Antoni Macierewicz postanowił zalać nas przydługą i nudną mową o wszystkim i o niczym. Nic z niej nie wynika, jednak widz jest przytłoczony lawiną informacji, z których nic nie rozumie.