Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Po wybuchu wojny w Ukrainie stolicę tego państwa odwiedził już szereg zagranicznych polityków, w tym kilku przywódców. Pierwsi w podróż do Kijowa udali się premierzy Polski, Czech i Słowenii. Mateuszowi Morawieckiemu, Petrowi Fiali i Janezowi Janšy towarzyszył wówczas prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.
Później sporo mówiło się o wizycie premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona, a niedawno siedzibę ukraińskich władz odwiedził premier Kanady Justin Trudeau. Żadna z tych wizyt na najwyższym szczeblu nie przyniosła jednak przełomu.
Wojna z Rosją trwa, decyzje o zbrojeniu Ukraińców zapadają w gabinetach na Zachodzie, a negocjacje w sprawie rozwiązań humanitarnych prowadzone są na łączach dyplomatycznych, które pozwalają na kontakt z Kremlem.
Z pewnymi konkretami do Ukrainy przybyli właściwie tylko szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Niemka przywiozła dokumenty związane ze staraniami Ukrainy o akcesję do Unii Europejskiej, a Belg już dwukrotnie pojechał na wschód, by ustalać szczegóły aktualnego wsparcia finansowego oraz planów na powojenną odbudowę.
Grona przywódców jeżdżących do Kijowa tylko po to, aby zrobić dobre wrażenie nie chce zasilić Olaf Scholz. W najnowszym wywiadzie dla stacji RTL kanclerz Niemiec powiedział o tym wprost. – Nie zamierzam dołączać do grupy ludzi, którzy robią coś dla krótkich odwiedzin z sesją zdjęciową – oznajmił.
Scholz zauważył, ż sytuacja wymaga raczej tego, aby przywódcy pojawiali się w Ukrainie z bardzo konkretnymi ustaleniami – na tyle ważnymi, aby ogłaszać je właśnie na miejscu. Bieżące sprawy z Wołodymyrem Zełenskim kanclerz woli załatwiać podczas rozmów telefonicznych (na których miał już spędzić wiele godzin) lub delegując do kontaktów z ukraińskimi władzami przedstawicieli swojego gabinetu.
Jak informowaliśmy w naTemat.pl, w minionym tygodniu w Buczy i Kijowie była minister spraw zagranicznych Niemiec Annalena Baerbock. I rzeczywiście przyjechała ona z konkretną obietnicą – w sprawie odejścia od rosyjskich surowców "na zawsze" oraz konkretną decyzją – o szkoleniu ukraińskich żołnierzy, które w Niemczech rozpoczęło się... już następnego dnia.
Na rozmowach w Berlinie pojawił się tymczasem Dmytro Kułeba. Szef ukraińskiej dyplomacji spotkał się tam m.in. z wicekanclerzem i ministrem gospodarki Robertem Habeckiem, minister obrony Christiną Lambrecht, minister ds. współpracy gospodarczej i rozwoju Svenją Schulze oraz ministrem transportu Volkerem Wissingiem.
Przed wyjazdem z RFN Kułeba został jeszcze zaproszony na szczyt G7, zorganizowanym w Weissenhaus na niemieckim wybrzeżu Morza Bałtyckiego.
Czytaj także: https://natemat.pl/412651,wielki-przelom-w-relacjach-ukrainy-z-niemcamiW programie "RTL Direkt" przywódca Niemiec szczerze przyznał, że nadal jest zaniepokojony możliwą eskalacją wojny w Ukrainie. Olaf Scholz zaznaczył jednak, iż ta obawa nie może być dla polityków paraliżująca. – Musimy być w stanie podejmować rozsądne, bardzo świadome, ale i bardzo odważne decyzje – stwierdził.
Niestety, kanclerz nie miał optymistycznej opinii na temat perspektywy zakończenia walk i podkreślił, że o pokoju można myśleć tylko wówczas, gdy "działa zamilkną, a Rosja wycofa swoje wojska". Kolejny już raz zaznaczył on, iż pokój może zostać zawarty tylko na warunkach akceptowalnych dla Ukrainy, a Władimir Putin nie może poczuć się zwycięzcą.