nt_logo

Skoki na główkę i samobójstwa - to miejsce z tego słynie. Oto polski kamieniołom w Chwałkowie

Dorota Kuźnik

17 września 2022, 14:24 · 12 minut czytania
Lokalni mieszkańcy mówią, że "oficjalnie sezon otwierają dopiero z pierwszym trupem". O śmierci w tym miejscu mówi się z przymrużeniem oka, tłumacząc, że "tyle tego było, że już się chyba wszyscy przyzwyczaili". Giną tam młodsi i starsi, samobójcy i przypadkowi imprezowicze. Kamieniołom w Chwałkowie to jednak nadal miejsce, na swój sposób, kultowe.


Skoki na główkę i samobójstwa - to miejsce z tego słynie. Oto polski kamieniołom w Chwałkowie

Dorota Kuźnik
17 września 2022, 14:24 • 1 minuta czytania
Lokalni mieszkańcy mówią, że "oficjalnie sezon otwierają dopiero z pierwszym trupem". O śmierci w tym miejscu mówi się z przymrużeniem oka, tłumacząc, że "tyle tego było, że już się chyba wszyscy przyzwyczaili". Giną tam młodsi i starsi, samobójcy i przypadkowi imprezowicze. Kamieniołom w Chwałkowie to jednak nadal miejsce, na swój sposób, kultowe.
Pikniki, skoki do wody i samobójstwa. Kamieniołom Kantyna wciąż popularny Fot. naTemat.pl

Parkingu oficjalnie nie ma. Dawne miejsce drogi, która prowadziła do kamieniołomów, zasłoniła energochłonna bariera. To nie przeszkadza jednak, żeby wokół parkowały samochody. W zasadzie stoją gdzie to tylko możliwe, choć w dniu, w którym to ja się tam wybrałam, nie jest ich przesadnie dużo. Zaledwie kilka.


Atrakcja turystyczna

Po rejestracjach widać, skąd są kierowcy. Dominuje Wrocław, ale jest też Trzebnica, Bolesławiec i Wałbrzych. Nie ma za to żadnego auta z oznaczeniem DWR, uszczypliwie znanym jako "Dolnośląskie Wioski Różne".

Konkretnie DWR oznacza powiat Wrocławski, w co wlicza się również Sobótka, słynąca z kolarstwa i góry Ślęży oraz sąsiadująca z nią wioska Chwałków. Lokalni mieszkańcy, jeśli już się tam pojawiają, zwykle nie podjeżdżają autem.

W Chwałkowie w zasadzie nie ma nic. Oczywiście nic prócz kamieniołomu, który stanowi nie lada atrakcję regionu. Wyrobisko od lat ściąga okoliczną młodzież i przyjezdnych, bo trudno nazwać takie osoby turystami. Nie ma co zwiedzać, a i wstęp na teren kamieniołomu jest możliwy wyłącznie na dziko.

Mimo to każdego niemal dnia ktoś tam wpada. W przenośni oczywiście. Choć i dosłownych przykładów nie brakuje. W końcu to, nieoficjalnie, jeden z najpiękniej położonych "cmentarzy" Dolnego Śląska.

Wstęp wzbroniony, grozi śmiercią!

Choć nie do końca wiedziałam, jak dotrzeć do kamieniołomu w Chwałkowie i posiłkowałam się wyłącznie mapami Google, udało mi się dojechać praktycznie pod sam teren kopalni. Informuje o tym tabliczka, na której wyszczególniono także szereg konsekwencji, które mogą nas spotkać w momencie, w którym zdecydujemy się na wejście w głąb.

Jak czytamy, na terenie kamieniołomu regularnie prowadzone są prace strzałowe, z użyciem ładunków wybuchowych. Wejście na teren kopalni jest zabronione, a konsekwencją przebywania tam w czasie robót może być kalectwo lub, a jakże, śmierć.

Ostrzeżenie jest jednak ukryte dość głęboko między innymi informacjami i łatwo daje się przeoczyć.

Sama dostrzegłam je dopiero przy wyjeździe, gdy zwrócono mi na nie uwagę, ale liczę, że ta informacja skutecznie zniechęci czytelników do eksplorowania tego miejsca. Pomijanie zagrożeń, które wiążą się z wejściem na teren chwałkowskich kamieniołomów uważam za społecznie nieodpowiedzialne.

Do wejścia na teren kamieniołomu mają zresztą zniechęcać nie tylko pogróżki, ale też fizyczne przeszkody, w postaci piaskowo-skalnych nasypów.

Tych, jak przekonują mieszkańcy, wcześniej nie było, a dojechać samochodem można było aż do samego terenu dzikiego kąpieliska. Od dłuższego czasu władze kamieniołomu regularnie jednak nawożą hałdy, by utrudnić wejście na kopalniany teren.

Czy cokolwiek to daje? Raczej nie. Wszyscy wiedzą, że jest to działanie doraźne, które prawdopodobnie nie zniechęci nikogo, bo z pokonaniem hałd poradzi sobie już bardziej wprawny pięciolatek. Małżeństwo z dzieckiem w takim wieku spacerowało zresztą wokół kamieniołomów na moich oczach.

Pielgrzymki zwiedzających, od rana do wieczora

Grupek spacerujących wokół zalewów w czasie mojej kilkugodzinnej obecności na kopalnianym rejonie naliczyłam łącznie sześć.

Suma działań, które prowadzone są w tym obszarze od lat, jak przyznają mieszkańcy, jest jednak spora i ma na celu, jeśli nie zmniejszyć liczbę wejść na teren kopalni, to przynajmniej zmniejszyć atrakcyjność tego miejsca.

– Chodzi głównie o to, żeby ludzie nie mieli jak się tu kąpać, a już zwłaszcza żeby nie było jak skakać. Bo trzeba powiedzieć wprost, że trup ściele się tu gęsto – mówi Olek, który teren kopalni w Chwałkowie zna od dziecka.

Widok doskonały na ostatnie pożegnanie

Olek, jak na tubylca przystało, postanowił, że pokaże mi, co do chwałkowskich kamieniołomów ściąga ludzi, w tym szperaczy, eksploratorów, dzieciaki, imprezowiczów i - a jakże - samobójców, którzy mniej lub bardziej zaplanowali swoją śmierć.

17 sierpnia 2022 roku, czyli na niespełna miesiąc przed publikacją tego tekstu, doszło tam do ostatniego śmiertelnego wypadku. Jak podaje Radio Wrocław, 37-latek wskoczył do wody z 60 metrów. Nie wypłynął.

2 sierpnia ubiegłego roku w chwałkowskich kamieniołomach życie odebrała sobie 25-latka, a tydzień wcześniej zginął tam 21-latek.

Krzyże i krzyżyki, bardziej i mniej zdegradowane, znajdują się na terenie całego obiektu. Skojarzenie z cmentarzem zatem nie jest nadużyciem.

– Jest tu takie powiedzenie, że sezon się nie zaczął, dopóki w kamieniołomie nie ma trupa – mówi Olek, który dodaje, że śmierć w tym miejscu nie zaskakuje mieszkańców.

Jak tłumaczy, jest pięknie i niebezpiecznie. To zatem doskonałe miejsce dla tych, którzy balansują na cienkiej granicy zabawy i szaleństwa, ale też dla tych, którzy chcą po raz ostatni w życiu spojrzeć na coś niezwykłego.

Bo to nie tak, że to tylko jedno ładne miejsce z wielu. Krajobraz, który rozciąga się w chwałkowskich kamieniołomach jest absolutnie imponujący.

Jeziorka wśród skał i zapachu dynamitu

Chwałkowskie kamieniołomy dzielą się na dwa zalane wodą wyrobiska skalne. Pierwszy to Jedynka, wokół której nieustannie toczy się wydobycie granitu. Drugi to Kantyna.

Jedynka, kiedy stanie się tyłem do kopalni, wygląda trochę jak zatoka, którą ktoś przeniósł z Filipin. Woda, dzięki obecności dużej liczby pierwiastków chemicznych zawartych w otaczających ją kilkudziesięciometrowych skałach, ma błękitno-zielonkawy kolor, który niezmącony przypomina lazur wód otaczających tropikalne wyspy.

Jak jednak twierdzą lokalni mieszkańcy, lepiej wygląda, niż zachowuje się w kontakcie ze skórą, bo "sporo jest w niej siarki i cholera wie czego jeszcze".

W rejonie, oprócz granitu, wydobywa się amfibolit i nefryt. Kąpiel może więc skończyć się poważnymi reakcjami alergicznymi i uszkodzeniem ciała.

Samo to (analogicznie do sinic w Bałtyku) nie przeszkadza w zdobywaniu "Jedynki", co widać po Instagramie. Pod lokalizacją "Kamieniołom Kantyna" masa jest domorosłych modelek, które pozują w wypełnionej tablicą Mendelejewa wodzie Jedynki.

Skład wody nie jest w stanie skutecznie odstraszyć amatorów kąpieli, ale dostęp do zejścia już tak. Ten jest mocno ograniczony, bo od strony dzikiego parkingu do tafli wody jest około 60 metrów. Na dole z kolei intensywnie pracują górnicy.

Już samo to nie ułatwia łagodnego zejścia do wody, bo procesom górniczym, związanym z wydobyciem granitu, towarzyszą w końcu regularne wybuchy. Te są tak silne, że mieszkańcy latami walczyli z właścicielem kamieniołomu, bo w ich domach pękały ściany, a w łazienkach odpadały kafle.

Ładunki wybuchowe są rozkładane regularnie, czego sami byliśmy świadkami. Wybuchy są codziennością, a skały pękają w dość nieoczekiwany sposób. To także wiąże się z dodatkowym niebezpieczeństwem.

– Nawet nie macie świadomości, na czym stoicie! – wołał do nas z dołu jeden z dwóch górników, którzy rozkładali dynamit, przygotowując się do strzału.

Racja, oni, w przeciwieństwie do nas, widzieli co mamy pod sobą i mógł to być piaskowy nasyp, jakie osuwają się tam na oczach górników każdego dnia. Lont i resztki po wybuchu znaleźliśmy zresztą też na górze, zaraz obok skalnej szczeliny, w której z łatwością można było stracić buta.

Czy wejście tam było zatem rozsądne? Ani trochę. Idąc więc śladem społecznej odpowiedzialności, nie polecam wchodzić na teren chwałkowskich zakładów, zwłaszcza od strony Jedynki, mimo imponującego widoku.

"Najlepsze kąpielisko blisko Wrocławia!"

Z "Jedynką" sąsiaduje drugie wyrobisko, czyli Kantyna, zwana również "Jeziorem Szmaragdowym". To duże słowa, biorąc pod uwagę, że woda w tym miejscu stoi od lat, więc jej czystość jest dyskusyjna. Samo miejsce jednak również zapiera dech w piersiach.

Kantyna to kamieniołom od lat już nieczynny, zalany wodą na głębokość szacowaną między 20 a 32 metrów. Swoją nazwę wziął od pobliskich budynków w Chwałkowie, w których prawdopodobnie kiedyś mieściła się kantyna.

Płetwonurków przyciągają głównie zatopione wraki samochodów, które miały ukrywać tam złodziejskie gangi. Bardziej odpowiedzialni nurkowie uważają, że podwodna eksploracja Kantyny jest raczej niebezpieczna, bo woda łatwo się zamula. Na głębokości kilku metrów jest już całkowicie ciemno, a schodzi się na dno po skalnych półkach, co wymaga wprawy.

Problematyczne, jak tłumaczy nurek Bartłomiej Grynda, są także fragmenty drzew. Tworzą pewnego rodzaju sieć, w którą można się zaplątać.

Sporo jest też pozostałości po eksploatacji górniczej, w tym złomu i metalowych prętów, których nie widać z brzegu. Są za to śmiertelnym zagrożeniem dla skoczków do wody. To z nich Kantyna słynie najbardziej.

Dla mięczaków i twardzieli, każdy znajdzie coś dla siebie

Kantynę otacza mnóstwo skalnych półek, wokół których można swobodnie urządzić sobie spacer, grilla czy ognisko. Jest na to sporo dowodów, bo nie każdy po sobie sprząta. Widać, że biwaki trwają w najlepsze, podobnie jak odbywało się to już wiele lat temu. Wówczas jednak, znacznie częściej niż dzisiaj, biesiadom towarzyszyły konkursy skoków do wody.

Do wyboru, oprócz szczytowego punktu na bunkrze, skoczkowie mają kilka wysokości. Trójka, piątka, szóstka czy siedemnastka - półki szczegółowo oznaczone są na ścianie. Zaznaczmy, na ścianie, na której ktoś napisał również sprayem "zakaz skoków", chyba wyłącznie dla ironii.

Na youtubowych filmikach widać skoki z półek o różnej wysokości, a z najniższych skakały nawet kilkuletnie dzieci.

Na udostępnionych nagraniach znajdziemy także bardziej imponujące wybryki, w tym skoki z bunkra, czyli najwyższego punktu, z którego można skoczyć do kantyny, czyli 26 metrów. Na filmach widać nawet jak ludzie skaczą stamtąd "na główkę".

Jak tłumaczy Olek, który sam skakał wyłącznie z niższych punktów, ale wielokrotnie przyglądał się skokom kolegów, przygotowania do wyczynów zwykle długo trwają.

– Samo wybicie się wymaga sporej sprawności fizycznej, która pozwoli na przelecenie nad skalną półką tak, by nie uderzyć o nią głową czy nogami. Zbyt słabe wybicie, w najlepszym przypadku, oznacza kalectwo – wyjaśnia.

Olek dodaje, że skoki w tym miejscu stanowiły też o pewnego rodzaju elitarności, bo żeby skakać, trzeba było wiedzieć, jak to robić i w którym miejscu.

W butach i nie na pręty

Wiedza o tym, gdzie w Kantynie wolno skakać jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Zwykle co prawda nie robią tego rodzice, ale starsi koledzy już owszem.

Nieumiejętne skakanie może skończyć się, jak w przypadku wielu skoczków, śmiercią lub kalectwem. Do takiego wypadku, jak mówi Olek, doszło zresztą relatywnie niedawno. Wszystko przez to, że część dna "Kantyny" jest wypełniona wspomnianymi prętami, na które podczas skoku można się nabić jak szaszłyk.

– Prętów nie widać z brzegu, dlatego trzeba wiedzieć, gdzie skakać, żeby było bezpiecznie – mówi Olek i tłumaczy procedury.

Skoczkowie przychodzili na szczyt w eleganckich butach, bo przecież nie założą na pokaz byle czego, ale do skoku zawsze je zmieniali. Bez butów się nie skakało, bo ból był nie do wytrzymania. Zawsze też rozbijało się wodę, wrzucając do niej kilka większych kamieni, które miały zmniejszyć napięcie powierzchniowe.

– Nie wiem, czy to coś dawało, czy to bardziej legenda, dzięki której ten durny wybryk nabierał znamion profesjonalizmu, ale tak się robiło – tłumaczy.

Fenomenem był też udział szkoły w szerzeniu popularności tego miejsca. Jak tłumaczy jeden z okolicznych mieszkańców, każdorazowo po śmiertelnym wypadku nauczyciele przestrzegali przed skokami z półek.

– Na te słowa zawsze odzywał się ktoś, że np. "skakał z siedemnastki". Ktoś inny mówił, że nie wierzy i efekt ostrzeżeń był odwrotny, bo na miejscu, kilka dni po tragedii, gromadziły się tłumy dzieciaków – przywołuje jeden ze świadków.

"Rozmiar penisa mierzyło się odległością od tafli wody"

Ostatnie filmiki na YouTubie, ze skoków do Kantyny, pochodzą z 2019 roku. Podczas naszego pobytu, mimo że słońce spieka nam karki i pogoda jest wymarzona na plażowanie, po Kantynie jedynie przechadzają się grupy zwiedzających. Nikt nie plażuje i nikt nie skacze.

Zdaniem Olka, "Kantyna" nadal jest popularną miejscówką na biwaki i plażowanie, na co dowodem są ślady ognisk, jednorazowe grille i sterty śmieci, czy chociażby lina, która zwisa na jednym z drzew, z której można wskoczyć z rozpędu do wodu z wysokości kilkunastu metrów. Czasy jednak, podobnie jak pokolenie i podejście ludzi, na przestrzeni lat, bardzo się jego zdaniem zmieniły.

– To nie tak, że dziś z bunkra już nikt nie skacze, ale świadomość jest jakaś większa, niż w pokoleniu, które skoki uskuteczniało tam regularnie, przez całe wakacje. Wtedy wysokością skoku mierzyło się rozmiar penisa. Dziś myśli się o tym w kategoriach głupoty – tłumaczy.

Z danych przekazanych przez Komendę Miejską Policji we Wrocławiu i Komendę Powiatową Policji w Świdnicy wynika, że od 2018 roku w kamieniołomie w Chwałkowie doszło do przynajmniej czterech utonięć.

Policja zaznacza tym samym, że realnie przypadków śmierci w kamieniołomie może być więcej, ale przez inną kwalifikację (samobójstwa, upadki na skały, ataki serca) mogą nie być w dokumentacji, związane terytorialnie z kamieniołomem.

Biuro prasowe komendy zaznacza, że na terenie obiektu stale odnotowywane są różnego rodzaju wypadki, które wiążą się ze skomplikowanymi akcjami ratowniczymi. Policja określa teren jako skrajnie niebezpieczny, zwłaszcza jeśli chodzi o korzystanie z niego w celach rekreacyjnych. Regularnie prowadzone są także akcje informacyjne kierowane do mieszkańców oraz młodzieży.