Quentin Tarantino dołącza m.in. do Martina Scorsese oraz Ridleya Scotta, czyli reżyserów, którzy publicznie skrytykowali kino superbohaterskie. Wcale mu się nie dziwię i myślę, że nie ja jedna jestem już zmęczona filmami o herosach i heroskach w pelerynach.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nie tylko Tarantino nie lubi kina o facetach w pelerynach – krytycznie wypowiadali się o nim również m.in. Martin Scorsese czy Ridley Scott
Reżyserzy, którzy krytykują filmy Marvela i DC
Jako jeden z pierwszych w deklasujące inne produkcje w box office'ie filmy Marvela czy DC uderzył Martin Scorsese.
W 2018 roku reżyser "Taksówkarza" i "Irlandczyka" odmówił filmom superbohaterskim miana "kina" i nazwał je "parkami rozrywki". – Nie oglądałem ich. Próbowałem, ale to nie jest kino. Szczerze mówiąc, jedyne, do czego mogę je porównać, to parki rozrywki. To nie jest kino ludzi starających się przekazać emocjonalne, psychologiczne doświadczenia człowieka innym – powiedział na łamach magazynu "Empire".
Do Scorsesego w krytyce filmów superbohaterskich dołączył także Francis Ford Coppola oraz Ridley Scott, który podsumował je w swoim stylu, nie przebierając w słowach.
"(...) Są nudne jak g*wno. Ich scenariusze nie są, k***a, dobre. Myślę, że ja zrobiłem trzy świetne scenariusze filmów o superbohaterach. Jednym z nich byłby "Obcy" z Sigourney Weaver. Jednym byłby pier***ony "Gladiator", a drugim Harrison Ford i "Łowca androidów". To filmy o superbohaterach – powiedział Scott w rozmowie z portalem Deadline.
– Dlaczego więc inne filmy o superbohaterach nie mają lepszych historii? Przepraszam. Zbaczam nieco z głównego tematu, ale no wiesz – bez jaj. W większości bazują na efektach specjalnych, a jeśli masz pieniądze, to staje się nudne dla każdego, kto pracuje z efektami specjalnymi – dodał.
Można by pomyśleć, że filmy superbohaterskie krytykuje głównie "stara gwardia", nierozumiejąca zmian zachodzących w kinie i tego, że zaczyna pełnić ono inną funkcję w doświadczeniu widzów.
Nic jednak bardziej mylnego – komiksowe produkcje krytykują również młodsi reżyserzy, tacy jak chociażby Denis Villeneuve ("Blade Runner 2049", "Diuna"), który nazwał je filmami "kopiuj-wklej", a niedawno również... Quentin Tarantino.
Quentin Tarantino nie stanie za kamerą produkcji superbohaterskich?
Tarantino promuje właśnie swoją książkę "Cinema Speculation", która jest zbiorem jego esejów i ogólnych przemyśleń na temat kina.
Podczas jednego z wywiadów będących elementem jej marketingu, Quentin został zapytany, dlaczego nigdy nie zdecydował się na wyreżyserowanie filmu superbohaterskiego. – Reżyserzy, którzy kręcą te filmy, to najemnicy. Ja najemnikiem nie jestem. Nie szukam pracy – podsumował krótko.
W swojej książce Tarantino zdradził, że wielu reżyserów czeka na zmierzch tego typu kina. Jego zdaniem sytuacja przypomina tę z lat 60., kiedy wszyscy już nie mogli się doczekać przeminięcia mody na musicale. "Ta analogia się sprawdza, bo obecna sytuacja to bardzo podobny chwyt. Filmy superbohaterskie nas duszą" – napisał reżyser.
Nie tylko filmowcy mają już dość facetów w pelerynach
Trudno nie zgodzić się z Tarantino, że supremacja kina superbohaterskiego staje się już naprawdę męcząca. Szczególnie że z roku na rok filmy o obdarzonych nadludzkimi mocami herosach stają się coraz gorsze – i to pomimo olbrzymich budżetów.
Jak wspomniał w swojej wypowiedzi Scott, produkcje ze stajni Marvela i DC bazują przede wszystkim na efektach specjalnych i faktycznie, główną radochę w ich oglądaniu zawsze dostarczały spektakularne wybuchy czy efektowne walki na kule mocy lub ognia.
Od jakiegoś czasu jednak, pomimo olbrzymich budżetów filmy i seriale tego pierwszego studia filmowego zamiast coraz lepiej... wyglądają coraz gorzej. Winne temu mają być mordercze deadline'y nakładane przez włodarzy Marvela na studia zajmujące się efektami CGI, a efekt, jaki tego jest – każdy widzi.
"Nie tylko nie nadążają za obecnymi czasami, ale wyglądają jak z poprzedniej epoki, czyli w świecie technologii tak ok. 10 lat. W IV fazie MCU na razie najładniej wyglądają 'Eternalsi', aczkolwiek CGI też momentami raziło po oczach (szczególnie walki z Dewiantami)" – pisał w swoim tekście Bartosz Godziński.
Co więc pozostaje, gdy nie ma nawet na czym zawiesić oka? Otóż... niewiele. O ile jeszcze parę lat temu filmy superbohaterskie (przynajmniej te od Marvela) starały się wychodzić poza schematy, teraz to ich "przełamywanie" stało się regułą. O produkcjach DC lepiej nawet nie wspominać, gdyż one (poza paroma wyjątkami) jedynie dość nieudolnie próbują naśladować filmy sygnowane znaczkiem Disneya.
Tarantino uderzył w "reżyserów-najemników", ale trudno nie zauważyć, że dobrzy filmowcy potrafili wnieść powiew świeżości do zaśniedziałej formuły produkcji o herosach w pelerynach. Tak było, chociażby w przypadku Taiki Waititiego i "Thora: Ragnarok" (sukcesu nie udało się niestety powtórzyć w przypadku ostatniego filmu o nordyckim bogu) oraz Jamesa Gunna (który niedawno został szefem DC) i jego "Legionu samobójców" oraz "Peacemakera".
Gdyby filmy Marvela i DC przypominałyby te ostatnie, wcale nie życzyłabym im źle. Niestety, patrząc na ich ogólny poziom, doskonale rozumiem Tarantino, a patrząc po coraz bardziej niezadowolonych widzach, nie jestem w tym odosobniona.Vox Populi, Vox Dei, więc być może formuła kina superbohaterskiego w końcu faktycznie zostanie wysłana do kąta.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.