Tu ceny poszybowały, a nikt o tym nie mówi. "Razem znika 1640 zł".
Tu ceny poszybowały, a nikt o tym nie mówi. "Razem znika 1640 zł". Fot. 123rf
Reklama.
  • Od miesięcy w Polsce szaleje inflacja, a wojna za wschodnią granicą jedynie pogarsza sytuację
  • Rosną nie tylko rachunki za gaz czy ceny benzyny, żywności, energii, ale również koszty korzystania z opieki medycznej – w tym psychiatrycznej i terapeutycznej
  • Skok cen dla jednych jest zaporowy, a innym poważnie drenuje portfele
  • – Musiałem zmienić pracę i wyprosić tatę o pomoc. Ale nie każdy ma taką możliwość – mówi nam 27-letni Damian
  • Ceny psychiatry i terapeuty rosną. "Wzrost cen postawił mnie pod ścianą"

    Depresja i zaburzenia lękowe coraz częściej dotyka nasze społeczeństwo. To nie jesienna chandra. Tu nie pomaga jedzenie makaronu, dostrzeżenie "piękna świata", czy pójście na poranny jogging - jak radzą niektórzy celebryci. Tu potrzebna jest pomoc psychiatry i terapeuty. To jednak kosztuje, a w dobie inflacji – coraz więcej.

    – Pół roku temu wzrost cen postawił mnie pod ścianą – przyznaje 27-letni Damian, po czym dodaje: – Musiałem przerwać terapię, na którą chodziłem już siedem miesięcy. Powód? Podwyżka ceny ze 150 do 200 złotych.

    – U mojej psycholog skok ze 150 na 180 zł. Na szczęście mnie stać, ale to spora różnica dla kieszeni, jeśli ktoś chodzi kilka razy w miesiącu – mówi 32-letni Adam. – Musiałem zmienić pracę i wyprosić tatę o pomoc. Ale nie każdy ma taką możliwość – zauważa.

    23-letnia Maria przed nadejściem drożyzny za psychiatrę płaciła 180 zł. – To i tak dużo, jeśli jest się młodą kobietą na początku drogi zawodowej – podkreśla. – Teraz planuje wizytę, żeby odnowić receptę. Sprawdzam cennik, a tam 300 złotych – mówi. O psychiatrę poniżej 200 złotych coraz trudniej.

    – Zawsze płaciłem za psychiatrę 160 złotych. Kiedy w kraju zaczęły rosnąć ceny, skoczyły też koszty psychiatry. Teraz płacę 200 złotych i najprawdopodobniej niedługo będę płacił więcej – mówi 26-letni Bartek.

    Samo opłacenie wizyty to nie jedyna zmora pacjentów. – To powoduje, że każde spotkanie plus leki to ponad 400 zł – wylicza nasz rozmówca.

    No właśnie, leki. W przypadku osób cierpiących na depresję czy zaburzenia lękowe najczęściej stosuje się jeden lek. To jednak nie jest reguła. Inni potrzebują dodatkowego wsparcia.

    "Leki to koszt ok. 600-700 zł miesięcznie", "1640 złotych wyparowuje z budżetu"

    – Za psychiatrę teraz płacę 200 złotych, ale terapię udało mi się załatwić na NFZ. Mam ADH i uogólnione zaburzenia lękowe, a moje leki nie są refundowane. Takie leczenie to koszt ok. 600-700 zł miesięcznie – wylicza 25-letnia Basia.

    – Za pakiet leków za miesiąc płacę ponad sto złotych – wyznaje 27-letni Błażej. – Najpierw płaciłem za lekarza 200 złotych za wizytę, ale gdy psychiatra nie zareagowała na moje myśli samobójcze, postanowiłem zmienić specjalistę – dodaje.

    – Do połowy ubiegłego roku płaciłem 300 złotych za sesję. Teraz cena skoczyła do 350 złotych – wylicza. 30-letnia Magda zaczęła terapię już w dobie inflacji, płacąc 170 złotych. Tą ceną długo się nie nacieszyła.

    – W ciągu dwóch miesięcy cena terapii ze 170 złotych skoczyła mi do 200 złotych. To dużo, zwłaszcza jeżeli terapia jest co tydzień – wyjaśnia. W miesiącu, gdzie dochodzi do pięciu wizyt, musi wyłożyć łącznie 1000 złotych.

    – Ja mam szczęście, bo udało mi się złapać specjalistę za 130 złotych, ale moja siostra płaci 210. Razem w ciągu miesiąca znika nam 1640 złotych z budżetu rodzinnego – tłumaczy 22-letni Darek.

    Setki złotych idą nie na poprawę samopoczucia, a na ratowanie życia i zdrowia. Zaburzenia czy choroby psychiczne w ostateczności prowadzą do pełnego zaburzenia funkcjonowania, a także do myśli i prób samobójczych.

    – Ja w Poznaniu parę lat temu chodziłam za 90 złotych. Teraz w Warszawie płacę za sesję 200 złotych. Do tego kawalerka za 2500 miesięcznie i choć dobrze zarabiam, to na nic mnie nie stać – komentuje 29-letnia Kamila.

    I nie mówimy o problemie dotykającym jakąś niszową grupę. Problemy ze zdrowiem psychicznym są demokratyczne i mogą zaatakować każdego – młodych, starych, bogatych i biednych.

    – Do psychiatry nie chodzę od pół roku, bo mnie nie stać – przyznaje 20-letni Marek. Chłopak otrzymuje leki dzięki wsparciu lekarza rodzinnego. – Płacę za nie 250 złotych. 250 złotych, to w obecnej sytuacji koszt zakupów spożywczych na trzy dni – tłumaczy.

    Psychiatra i terapeuta na NFZ? "Był tak beznadziejny i teatralny, że śmiałam się i płakałam"

    Dlaczego skoro rynek narzuca wysokie ceny, pacjenci nie udają się na wizyty na NFZ? Odpowiedź jest banalna i w każdym przypadku identyczna.

    – Bałem się czasu oczekiwania i możliwości trafienia na psychiatrę niebędącego LGBTQ+ friendly. Chciałem się dostać dosyć szybko, bo bardzo źle funkcjonowałem i uznałem, że nie za bardzo mam wyjście – mówi Bartek.

    – Po roku terapii prywatnej uznałam, że pomoc na NFZ należy mi się jak psu buda. Zgłosiłam się po pomoc i otrzymałam informację, że pierwszy termin jest wolny dopiero w kwietniu – mówi 30-letnia Ola.

    – Przez trzy miesiące będę bez wsparcia specjalisty. I tak usłyszałam, że miałam szczęście, bo czeka się po rok – przytacza.

    Także Kamila uznała, że skorzysta z pomocy w ramach Funduszu.

    – Jak próbowałam iść na NFZ na terapię, to poczekałam dwa miesiące i poszłam na wizytę – opowiada. Potem było już tylko gorzej. – Facet był tak beznadziejny i teatralny, że śmiałam się i płakałam na tej terapii. Stwierdził, że on mi nie pomoże, bo ma za mało czasu i mam wrócić na płatną terapię – streściła.

    Błażej mówi wprost: – Nie wierzę w NFZ. Nie chcę czekać rok, aż mnie ktoś przyjmie. Chcę mieć możliwość dobrania terapeuty do moich problemów, a NFZ mi tego nie gwarantuje.

    Psychiatria dzieci i młodzieży leży i kwiczy

    A skoro już jestem przy korzystaniu z publicznego systemu ochrony zdrowia, przypomnijmy kilka dramatycznych sytuacji z ubiegłego roku. W sierpniu 2022 roku zamknięto Wojewódzki Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych "Dziekanka" w Gnieźnie. Równolegle cudem udało się uratować oddział psychiatrii dziecięcej w Poznaniu.

    Od 1 września nie działa oddział psychiatryczny dla młodzieży w uzdrowiskowym szpitalu w Konstancinie-Jeziornie. Kilka dni później zwolnili się wszyscy lekarze specjaliści z oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży z Wojewódzkiego Zespołu Lecznictwa Psychiatrycznego w Olsztynie.

    Od stycznia bieżącego roku swoją działalność kończy jedyny na Podkarpaciu oddział psychiatrii dzieci i młodzieży w Centrum Medycznym w Łańcucie. Od końca listopada wstrzymano tam jakiekolwiek przyjęcia.

    To jednak nie kwestia cenowej zmowy psychiatrów, roszczeniowości czy jak niektórzy twierdzą – naciągactwa. Tu chodzi o niedziałający system, o czym w rozmowie z naTemat mówi dr Sławomir Murawiec, członek Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

    "To jest źle odbierane przez pacjentów, ale nam też rosną koszty"

    – Psychiatrzy przechodzą do sektora prywatnego ze względu na lepsze warunki pracy i ogromne zapotrzebowanie na rynku. Powstały duże firmy posiadające wiele ośrodków i przychodni, stale rekrutujących pracowników – wyjaśnia.

    – Mogę powiedzieć o moim doświadczeniu. W sektorze prywatnym jest mniej nacisków organizacyjnych. Mamy czas i przestrzeń na pacjentów – dodaje.

    Dr Murawiec przyznaje, że decyzje o podnoszeniu cen są bardzo trudne, zwłaszcza gdy mowa o kwestiach zdrowia psychicznego. – To jest źle odbierane przez pacjentów. Nikt nie chce, żeby mu cena wzrosła, ale nam też rosną koszty przez obecną sytuację w kraju – tłumaczy.

    – Do tego mamy ogromne zapotrzebowanie, które wciąż nie jest pokrywane. Długie terminy zaczynają pojawiać się nawet w sektorze prywatnym – komentuje.

    Co można zrobić, żeby zmienić tę sytuację? Trzeba zmienić system. – Trzeba podnieść dofinansowanie. Jako Polskie Towarzystwo Psychiatryczne w czerwcu 2021 roku apelowaliśmy do ministra zdrowia o zwiększenie wydatków na psychiatrię do 6 proc. środków spośród całej puli środków na ochronę zdrowia. Obecnie to około 3,5 proc. – podsumowuje.