Walka była zacięta do samego końca, a fani Brendana Frasera, Austina Butlera i Colina Farrella, czyli trzech faworytów mogą skoczyć sobie do gardeł. Oscar powędrował bowiem do tego pierwszego, gwiazdy filmu "Wieloryb". Jego przemowa jednak wzruszyła wszystkich, a aktor nie krył łez.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Brendan Fraser zaliczył swój wielki comeback i dostał Oscara dla najlepszego aktora za film "Wieloryb", w którym wcielił się w chorobliwie otyłego człowieka, który zamierza skończyć ze swoim życiem. Aktor był wyraźnie wzruszony i zszokowany, nie krył łez.
– Zacząłem pracę w tym biznesie 30 lat temu. Nic nie przychodziło mi łatwo, ale nie doceniałem tego, dopóki to się nie skończyło. Chciałem tylko podziękować za to uznanie – powiedział aktor. Zwrócił się również do swojej nominowanej do Oscara koleżanki z planu Hong Chau, z której oczu również spływały łzy. – Tylko wieloryby potrafią pływać na głębokości talentu Hong Chau – powiedział.
Przypomnijmy, że o Oscara w kategorii najlepszy aktor pierwszoplanowy rywalizowali: Brendan Fraser ("Wieloryb"), Austin Butler ("Elvis"), Colin Farrell ("Duchy Inisherin"), Paul Mescal ("Aftersun") i Bill Nighy ("Living"). Była to jedna z najbardziej nieprzewidywalnych kategorii, bo inne prestiżowe nagrody zdobywali różni artyści, na przykład BAFTĄ nagrodzono Butlera, a SAG otrzymał Brendan Fraser.
Również Dział Kultury naTemat był niezdecydowany, kto powinien zdobyć Oscara. "Dwoje z nas chciałoby widzieć z Oscarem w ręku: poświęconego roli Elvisa Presleya Austina Butlera, intymnego Paula Mescala albo zaskakującego Colina Farrella (co ciekawe nikt nie wytypował emocjonalnego Brendana Frasera w imponującej charakteryzacji). A kto wygra? Przeważa Austin Butler, chociaż bukmacherzy typują Frasera (Butler jest drugi). Mescalowi i (w końcu docenionemu nominacją 73-letniemu Nighy) nie dajemy niestety szans. Jedno jest pewne: w tej kategorii czekają nas spore emocje, bo wszyscy zasługują na Oscara" – pisaliśmy. Jak widać, nie mieliśmy racji.
Brendan Fraser zaliczył wielki powrót
Rick O’Connell w serii "Mumia" to niezapomniana rola Brendana Frasera. Amerykański aktor (który zasłynął również jako Cliff Steele w serialu "Doom Patrol") uchodził w latach 90. ubiegłego wieku za bożyszcze na miarę Johnny’ego Deppa i Leonarda DiCaprio. Jednak po premierze ostatniej części "Mumii" ("Mumia: Grobowcu cesarza smoka") w 2008 roku, ku zaskoczeniu fanów zaczął coraz rzadziej gościć na ekranach.
Co się stało? Na jaw wyszło to dopiero po latach. W 2018 roku Fraser wyjawił, że był napastowany seksualnie przez byłego szefa Hollywood Foreign Press Association, Philipa Berka. Molestowanie w 2003 roku, głośny rozwód oraz śmierć matki sprawiły, że aktor zachorował na depresję i zniknął z show-biznesu. Jego zapowiadająca się świetnie kariera stanęła w miejscu.
W tym roku aktor powrócił i to w chwale. Wszystko dzięki "Wielorybowi" ("The Whale"), pierwszemu filmowi Darrena Aronofsky'ego od czasu "Mother!" z 2017 roku. Za imponującą rolę otyłego outsidera 54-letni dziś Fraser zgarnia kolejne owacje na stojąco, nominacje i nagrody, w tym właśnie prestiżowego Oscara.
Oscary 2023: "IO" bez nagrody, triumfuje "Na Zachodzie bez zmian"
W kategorii najlepszy film międzynarodowy nominowanych było pięć filmów: "IO" z Polski, "Na Zachodzie bez zmian" z Niemiec, "Argentyną, 1985" z Argentyny, "Blisko" z Belgii i "Cichą dziewczyną" z Irlandii. Oscar powędrował do niemieckiego filmu antywojennego "Na Zachodzie bez zmian", który zarówno był hitem Netliksa, jak i zachwycił krytyków oraz zdobył naręcze nagród.
"Film poraża okrucieństwem, a jednocześnie... pięknem. Bestalskim pięknem. Film jest realizacyjnym majstersztykiem, a doskonałe zdjęcia podbijają rzeź, którą widzimy na ekranie. Scenografia okopów i pól walki została perfekcyjnie odwzorowana, a przejmująca, surowa muzyka Volkera Bertelmanna (która brzmi jak połączenie doskonałych soundtracków Hanza Zimmera do "Dunkierki" i Thomasa Newmana do "1917") tworzy klimat grozy i zniszczenia" – pisaliśmy w recenzji "Na Zachodzie bez zmian" naTemat.
"Ale czy kolejna ekranizacja "Na Zachodzie bez zmian" jest dzisiaj potrzebna? Jak najbardziej. Dlaczego? Żeby zrozumieć piekło wojny, która nieustannie toczy się gdzieś na globie, a dzisiaj przecież tak blisko nas, za wschodnią granicą. I żeby raz na zawsze zniszczyć, wciąż tak żywe u młodych ludzi, romantyczno-patriotyczne obrazy wojny dla chwały i honoru" – oceniliśmy niemiecki film.