16-letni Eryk został skatowany w Zamościu. Chwilę później w centrum miasta doszło do kolejnego brutalnego pobicia w wydaniu nastolatków. W mediach krąży także nagranie z napaści w Pruszkowie. Do tego dochodzi brutalne zdarzenie w Białej Podlaskiej. Nie dziwią mnie sceny katowania dzieci przez dzieci. Dla wielu nastolatków to codzienność.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pruszków i Zamość wstrząsnął całą Polską. Mnie takie sceny nie dziwią
Od wielu dni opinia publiczna przeżywa wstrząs. Nagle wyszło na jaw, co dzieci są w stanie robić dzieciom. Nastolatkowie potrafią gasić na sobie papierosy, bić się do krwi. Młodzi chłopcy są w stanie po sobie skakać, kopać się po głowie.
Żeby tego było małe, wszystko jest nagrywane i publikowane w sieci. Wszystkim tym sprawom towarzyszy obrzydliwe słownictwo. – Gdzie są, k***a, pieniądze? (…) Jęcz, jęcz k***o, jęcz – krzyczeli napastnicy z Białej Podlaskiej.
Każda kolejna taka sprawa przypomina mi słowa, które w podstawówce, gimnazjum i liceum regularnie słyszałem od niektórych nauczycieli czy innych dorosłych ludzi. – Kiedyś, jak facet miał do faceta problem, to dawali sobie po razie i był spokój. A teraz się wyzywacie na Facebooku – zarzucali.
No to macie. Dwukrotnie w Zamościu, w Pruszkowie, w Białej Podlaskiej po męsku sobie panowie (i panie) wszystko wyjaśnili. Tak jak trzeba. W czym więc problem? W końcu sami tak kazaliście sprawy załatwiać.
Chcieliście, żebyśmy dawali sobie po razie, no to macie
Teraz 16-letni Eryk nie żyje. Chłopak z Pruszkowa do końca życia zapamięta, jak cała Polska oglądała przypalanie go papierosem i kopanie. Identyczne wspomnienia banda nastolatków zafundowała chłopakowi z Białej Podlaskiej. Został skopany po głowie, skakano po nim, bo wisiał komuś jakieś pieniądze.
I nagle wielki szok. Jak do tego doszło? Skąd taka skala przemocy? Jak to możliwe, że nikt nie zareagował? Czy my naprawdę nie widzimy tego, co się dzieje w szkołach? W środowiskach młodzieżowych? To ja wam pokażę.
Pierwsze sceny przemocy pamiętam jeszcze w szkole podstawowej. Dziewczyny też potrafiły rzucić się na chłopaka, bić go, prowokować. Ale kiedy ten oddał, dostawał burę, że "kobiet bić nie wolno". Kolejne slogany, które pamiętam już z podstawówki. "Trzeba odpuścić", "Po prostu dajcie spokój i podajcie sobie ręce", "Ustąp".
W większości klas budował się podział. Oprawcy kontra ofiara. Do tego dochodzi reszta klasy, która po prostu się nie angażowała. Nigdy nie zapomnę chłopaka, który średnio raz na tydzień był atakowany w szatni na wuefie czy po lekcjach. Przypomnę - to szkoła podstawowa. Dzieci w wieku 10-12 lat już robiły takie rzeczy.
Później przyszło gimnazjum. Pierwsza klasa, we wrześniu już doszło do pobicia 13-letniej dziewczyny. Groźby pobicia, solówy za garażami, zwroty per "ku**o", "p**le", "pi**o" były na porządku dziennym.
"Bo wisiał pieniądze"
I nikt nawet jakoś specjalnie nie patrzył na to w kategorii "dobre, złe". To po prostu było. Kolejna sprawa: zawsze ofiara "jakoś musiała sobie zasłużyć". Bo odpysknęła, bo krzywo spojrzała, puściła plotkę. Może nawet powiedziała coś niemiłego.
No i klasyk: bo wisiał pieniądze. Ten wątek pojawia się też regularnie w medialnych pobiciach. Byłem świadkiem dwóch takich sytuacji.
Pierwsza - bardzo młody chłopak pracował w sklepie, w którym regularnie robię zakupy. Miejsce nagle zamknięto na dwa miesiące. Potem pojawiła się w nim zupełnie nowa załoga. Poszedłem na papierosa z jedną z osób pracujących na kasie.
Pytam, co się stało. – Wisiał pieniądze kolegom. Tak go zamęczyli, że nie wytrzymał i się powiesił – wyjaśniła. Druga sprawa dotyczy znajomego, z którym chodziłem do szkoły. Kilkukrotnie został dotkliwie pobity przez grupę znajomych, bo się u nich zapożyczył. Pisał, że się boi, że nie ma jak zwrócić kasy.
To jest kilka sytuacji, które pamiętam z mojego życia. A ile takich pamiętają inni? O przemocy w szkole rozmawiałem z Anną Marią Wesołowską. Mało kto wie, że sędzia od lat jeździ od szkoły do szkoły, żeby rozmawiać między innymi o przemocy rówieśniczej. Na pytanie o to, ile jest placówek bez nękania, odpowiedziała krótko: Nie ma takiej szkoły.
– Każde z tych pięciu milionów dzieci zawsze pytałam i pytam – czy jest wśród was klasa, gdzie nigdy nikt się z nikogo nie śmiał, nie upokarzał, nie wyśmiewał ubioru lub wyglądu? Dzieci mówią wprost – pani sędzio, nie ma takiej klasy – powiedziała.
Wiecie, dlaczego nikt nigdy nie reaguje? Bo od dziecka uczy się nas, żeby brudnych gaci nie wywieszać za okno. Żeby nie mieszać się w cudze sprawy. Żeby "zająć się sobą". Patrzeć egoistycznie, tylko przez pryzmat własnego interesu.
– Kolejny raz dzieci ponoszą konsekwencje nieudolności dorosłych. Bo ofiary są dwie – nie tylko zabite dziecko, ale też sprawca. To więc złość na sytuację, bo współczuć oczywiście trzeba ofierze i jej bliskim, ale oprawca też potrzebuje wsparcia i współczucia. To nie dziecko jest winne – powiedział.