Trzymając w rękach nowy tygodnik Pawła Lisickiego, czytelnik może poczuć się, tak, jakby cofnął się o dobrych kilka miesięcy i kupił "Uważam Rze". Ten sam format, ta sama linia, niemal te same nazwiska i podobna, choć nieco odświeżona, szata graficzna. Nie są to jednak wady – konserwatywny odbiorca "Uważaka" cenił i kupował. Czy podobny status osiągnie "Do Rzeczy"? Bardzo prawdopodobne.
"Do Rzeczy" to nowy, zapowiadany od dwóch miesięcy tygodnik Pawła Lisickiego. Powstał po aferze, jaką wywołała publikacja w "Rzeczpospolitej" artykułu Cezarego Gmyza o trotylu na wraku tupolewa. Najpierw zwolniono dziennikarza i kilka innych osób. Później pożegnano się też z Pawłem Lisickim, redaktorem naczelnym "Uważam Rze". W akcie solidarności z pracy zrezygnowało ponad 20 osób pracujących w tygodniku.
Emocje jeszcze nie ostygły, a Paweł Lisicki już zapowiedział stworzenie nowego tygodnika. Po dwóch miesiącach prac, do kiosków (nie wszystkich) trafił produkt końcowy. "Do Rzeczy".
Jak "Uważak"
Papier i szata graficzna nie stanowią żadnego zaskoczenia. Nowy "Tygodnik Lisickiego" (nazwa, pod którą promowano powstający produkt jeszcze pozostała w stopce) wygląda jak nieco odświeżone "Uważam Rze". To dobry krok w porównaniu z tym, co w pierwszych numerach zaserwowali nam bracia Karnowscy w swoim tygodniku "W Sieci".
Układ pisma jest tradycyjny, jasny, łatwo się w nim zorientować. Pismo ma wyraźny podział na działy: temat tygodnia, kraj, kultura, opinie, historia, świat, biznes, sport. Do tego skrót i komentarze najważniejszych wydarzeń tygodnia, a także felietony na koniec.
Bolączką nowego tygodnika jest to, co było też słabością "Uważam Rze" – niezbyt zachęcające zdjęcia. Jedyne naprawdę ładne kolumny to te z recenzją "Django", filmu Quentina Tarantino. Większość fotografii pochodzi z archiwum PAP, więc trochę razi zdjęcie umazanych smarem młodych kobiet, które otwiera rozmowę z prof. Kazimierzem Pospiszylem.
Cieszy mnie, że graficy, tak jak w "Uważam Rze" zdecydowali się zostawić główki autorów przy podpisach. Lubię wiedzieć, kto do mnie mówi. Dla pisma przeszedł też rysownik Andrzej Krauze, którego satyry może mniej mnie śmieszą, niż rysunki Mleczki, ale wyobrażam sobie, że dla konserwatywnego czytelnika mogą być nawet zabawne.
Ideologicznie, ale poważnie "Do Rzeczy" jest nawet całkiem do rzeczy w kwestii treści. Co prawda pierwszy numer wydaje mi się dość przeterminowany, ale może to wina pospiesznych przygotowań (ponoć pierwszy numer miał ukazać się w połowie stycznia, więc być może z tego okresu pochodzą teksty) i tego, że redakcja musiała jakoś wytłumaczyć czytelnikom swój "mit założycielski". Tematem numeru jest więc retrospekcja do grudnia, kiedy z "Rzeczpospolitej" wyleciał Cezary Gmyz. Autor na łamach "Do Rzeczy" jeszcze raz wyjaśnia to, co już wyjaśnił i powiedział gdzie indziej. Wtóruje mu Piotr Gursztyn, który robi przegląd medialnych reakcji na zamieszanie w "Rz" (swoją drogą dziwi mnie, dlaczego cytując Gursztyn podaje nazwy wszystkich mediów, tylko nie naTemat, skąd zaczerpnął wypowiedzi Tomasza Lisa. Myślałam, że tygodnik opinii ma w zwyczaju przytaczać nazwy źródeł). Rafał A. Ziemkiewicz dodaje analizę "dlaczego III RP niszczy wolność mediów?", a Tomasz Wróblewski, który też wyleciał z "Rzeczpospolitej", pisze o wymieraniu prasy i dziennikarskich standardów.
Między nimi oczywiście materiały dla stricte konserwatywnego odbiorcy. Nie mogło zabraknąć porównania sędziego Igora Tuleyi do "publicysty w todze", który "od dawna miał parcie na karierę". Nie mogło zabraknąć także analizy: "co powinien zrobić PiS, aby odsunąć Donalda Tuska od władzy?" i długiego wywiadu z psychologiem, który potwierdza prawicową tezę, że homoseksualizm jest znakiem naszych czasów.
Do "Polityki"
Kiedy już przebrniemy przez raport o fatalnym stanie mediów i oddzielimy teksty w służbie ideologii, dostaniemy w "Do Rzeczy" trochę ciekawych i w miarę uniwersalnych treści. Jest i ciepła sylwetka Jadwigi Kaczyńskiej i długi materiał o fotoradarach. Jest materiał o niewyjaśnionym do dziś samobójstwie 24-latka z Gdyni, którego znaleziono na dnie morza ze skrępowanymi sznurem rękami i wstrząsający materiał o Polakach odbywających kary w peruwiańskich więzieniach za przemyt narkotyków, który swobodnie mógłby znaleźć się i w lewicującej "Polityce".
Bardzo ciekawy jest dział opinii. Choć z większością się nie zgadzam, trzeba redakcji oddać, że jej członkowie zajmują się rzeczami trudnymi i ważnymi. Pomimo że, jak pisał w "Polityce" Mariusz Janicki, te dzisiejszego odbiorcy zdają się zupełnie już nie interesować.
Bronisław Wildstein pisze więc o zagrożeniach, które w 2013 roku może przynieść nam uczestnictwo w unijnych strukturach, a Tomasz Sakiewicz w wywiadzie opowiada o tym, że w tym roku Polskę czeka kryzys obozu rządzącego. Podobnie w dziale "świat" – analiza sytuacji środowisk konserwatywnych i doskonały tekst Szewacha Weissa analizujący sytuację na Bliskim Wschodzie. Ciekawie jest nawet w dziale "styl", gdzie Joanna Bojańczyk pisze o tym, jak dewaluował się luksus.
Zgrzytem na koniec jest zbiór komunałów Eryka Mistewicza (tekst o płaceniu za treści w internecie, czyli dyskusja, która przebrzmiała kiedy kilka miesięcy temu wchodził system Piano), a także tekst pod hasłem "Młodzi wykształceni z wielkich ośrodków". Jeśli miało być zabawnie, powinien to pisać chyba kto inny. Pozdroofki (cyt. za "Do Rzeczy") dla redaktora.
Pytania
Po lekturze "Do Rzeczy" rodzi się kilka pytań. Po pierwsze: czy w nowym tygodniku Lisickiego ktoś będzie chciał się reklamować. Na razie widać tam same autopromocje, zapowiedź imprezy, którą organizuje wydawca – Platformy Mediowej Point Group (spółka Orle Pióro, wydawca "Do Rzeczy" wchodzi w skład grupy kapitałowej PMPG) i jedną reklamę na czwartej stronie okładki. Na trzeciej za to jest felieton Łysiaka.
Po drugie: PMPG jest właścicielem i wydawcą również tygodnika "Wprost". Trudno dziś ocenić, jak poradzi sobie "Do Rzeczy", ale "Uważam Rze" sprzedawało w październiku 2012 ponad 120 tys. egzemplarzy. Był to drugi, po "Gościu Niedzielnym", wynik w Polsce. W tym samym czasie "Wprost" sprzedawał jedynie 70 tys. Od tej pory wciąż spada. Wydawca wymienił więc naczelnego, za Michała Koboskę został nim Sylwester Latkowski. Co, jeśli ten nie poprawi sprzedaży?