logo
Reklama.

Pochód 4 czerwca nazywany też "Wielkim Marszem" został zwołany przez opozycję, by wyrazić sprzeciw wobec "drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu". W wydarzeniu wzięli udział nie tylko mieszkańcy stolicy – do Warszawy zjechali się ludzie z całej Polski. Przed marszem opozycja szacowała, że na miejscu będzie 200 tysięcy osób, ale zgromadzonych było o wiele więcej.

– Chcemy Polski wolnej, praworządnej, bezpiecznej, uczciwej, czystej, zielonej, samorządowej i europejskiej. Jestem gotów swoje życie poświęcić, żeby Polska była taka jak w tych siedmiu punktach – powiedział tysiącom ludzi zebranym na Placu Zamkowym Donald Tusk.

Marsz udał się m.in. przed Pałac Prezydencki. – Panie prezydencie, to największe konsultacje społeczne w ciągu ostatnich 30 lat. Tu jest naród, to jest Polska. To nie są pana koledzy z Nowogrodzkiej, to prawdziwi Polacy. Jednak proszę się nie bać, tylko chcemy powiedzieć, co o panu myśli prawdziwa Polska – powiedział europoseł KO Bartosz Arłukowicz. Tłum krzyczał: "Będziesz siedział", ale jak łatwo się domyślić - Andrzej Duda nie wyszedł powitać demonstrantów.

Prawica wynajęła na marsz 4 lipca samolot z napisem "Do Berlina"?

Na TVP Info mogliśmy za to zobaczyć kadry z pustymi ulicami oraz informację, że "Tusk się przeliczył". Swoją antypatię sympatycy i politycy PiS wyrażali z kolei na Twitterze pod hashtagiem #MarszNienawiści.

Narzekali na tłok (dodajmy, że uczestników było tak wielu, że doszło do paraliżu metra) i wyzywali Polaków od pajaców. Posłance PiS Teresie Wargockiej nie podobało się, że uczestnicy nieśli flagi Polski.

Przeciwnicy Donalda Tuska próbowali też wykazać się szczyptą kreatywności i wynajęli samolot z doczepionym napisem "Do Berlina", który ponoć przeleciał nad manifestacją 4 czerwca. Prawica była zachwycona happeningiem.

Sam domyślny adresat raczej nie zobaczył napisu ze względu na jego niewielki rozmiar, ale też nie wiadomo, gdzie został nakręcony filmik.

"Fajne" - skomentowała posłanka PiS Joanna Lichocka.

"Politycy Zjednoczonej Prawicy wynajęli mały samolocik z malutkim banerkiem 'do Berlina'. No zaorane panowie. Marsz się rozchodzi po tym ciosie" – ironizowała na Twitterze Dominika Długosz.

Mateusz Morawiecki skomentował marsz 4 czerwca. Co go śmieszyło?

Premier Mateusz Morawiecki w najnowszym odcinku swojego podcastu wspomniał o marszu 4 czerwca. Na wstępie przyznał, że "nie ma nic przeciwko swobodnej manifestacji poglądów, niezależnie od tego, jakie kto ma". Jest jedna rzecz, która go rozbawiła.

– Śmieszy mnie natomiast trochę, kiedy stare lisy, siedzące w polityce wiele lat, organizują marsz antyrządowy i przedstawiają go jako spontaniczny protest obywatelski – powiedział premier. Zwoływanie przez Platformę Obywatelską marszu w obronie wolności określił mianem "kuriozum".

Przyznał, że to nie była oddolna inicjatywa. – Nazwijmy rzecz po imieniu: ten niedzielny marsz to marsz działaczy, wyborców i sympatyków PO. A także paru innych formacji – dodał.

Zagraniczne media o manifestacji w Polsce. "Największa od końca komunizmu"

Pochód opozycji został zauważony w zagranicznych mediach m.in. w Wielkiej Brytanii, USA i Izraelu. Znane agencje prasowe przygotowały z niego relacje. "W Warszawie odbywają się demonstracje przeciwko 'antydemokratycznemu' prawu" – informowała brytyjska telewizja informacyjna Sky News.

"Demonstracja może być największa od końca komunizmu. Opozycja twierdzi, że ustawa ustanawiająca komisję w sprawie rosyjskich wpływów zostanie wykorzystana do wykluczenia ich ze sceny politycznej" – czytamy w tekście Times of Israel. W Izraelu antyrządowe demonstracje są organizowane regularnie.