Jasnowidz napisał mi, gdzie jest Iwona Wieczorek. "Przeszukajcie domki nad stawem w Gdańsku. Chyba ulica Turystyczna" – przeczytałem i nagle zrozumiałem, dlaczego tak wiele osób nabiera się na podobne "wizje". Co gorsza, wyobraziłem sobie ból, jaki przez te wszystkie lata musiał towarzyszyć i pewnie wciąż towarzyszy Iwonie Kindzie.
Reklama.
Reklama.
Jasnowidz powiedział mi, gdzie jest Iwona Wieczorek. Nagle zrozumiałem, dlaczego nabieramy się na "wizje"
Jest sobota wieczór. Kończę weekendową zmianę i przymierzam się do spania. Leżę w łóżku, przeglądam media społecznościowe, aż nagle dostaję powiadomienie – do folderu "inne" trafiła nowa wiadomość.
Coś mnie podkusiło, żeby to sprawdzić. A że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to prędko pożałowałem. "Interesuję się sprawą Iwony Wieczorek. Mam dar jasnowidzenia" – przeczytałem.
Wiadomość zignorowałem. Przecież nie będę dyskutował z obcym i w dodatku "obdarzonym" facetem. To jednak nie ostudziło zapału jasnowidza w "wyjaśnieniu" mi, co się stało z Iwoną Wieczorek. W ciągu chwili dostałem kolejnych 10 powiadomień.
"Przeszukajcie domki nad stawem w Gdańsku. Chyba ulica Turystyczna" – dodał, po czym wyjaśnił, że "wizje" oparte są na jego dwóch snach o Iwonie Wieczorek, z czego ten drugi sen "jest bardziej aktualny".
Jakim cudem Iwona Wieczorek rzekomo znalazła się na ulicy Turystycznej w Gdańsku? "Pewna osoba zabrała ją, żeby się spotkać z drugą osobą. Był łysy, w brązowej, skórzanej kurtce i umięśniony" – czytam.
Drugi mężczyzna, jak wynika z "wizji", ma "około 25 lat, czarne włosy, boki ogolone na krótko. Jest uśmiechnięty, szpakowaty" i ma wzrost przybliżony do Iwony Wieczorek. Tu nasza korespondencja, a w zasadzie jego monolog, się skończył.
Tak jasnowidz "odkrył", co się stało z Iwoną Wieczorek
Kiedy wysłał ostatnią wiadomość, wreszcie zrozumiałem, dlaczego nabieramy się na działalność jasnowidzów, tarocistów, wróżbitów, horoskopów, przepowiedni i tych przeróżnych kamyczków mocy.
Przez połowę nocy w głowie kotłowało mi się pytanie: "A co jeśli to jest ten wyjątkowy przypadek, ten jeden na milion i ten człowiek faktycznie wskazał, gdzie jest Iwona Wieczorek?".
Z jednej strony wiadomo, że nie istnieje coś takiego jak magia, a z drugiej w głowie zaczynają mnożyć się pytania.
"A co jeśli właśnie gdzieś tam kryje się rozwiązanie sprawy, której nie udało się zamknąć przez tyle lat?", "Przecież dotychczasowe metody śledztwa zawiodły", "Może coś w tym jest", "Przecież podał konkretną ulicę", "Ot tak sobie takich rzeczy nie wziął" – myślałem. Już widzicie, jak to działa?
Jasnowidz kreuje wokół siebie aurę tajemnicy. Przekonuje, że ma "dar". Często dodaje do tego różne "rytuały", które dodatkowo mają wprawić nas w zagubienie i niepewność. Wtedy rzuca "wizją". Jest ona niczym innym jak szkodliwą manipulacją.
Po otrzepaniu się z natłoku myśli zacząłem rozbrajać jego "magiczne zdolności". Po minucie researchu ustaliłem, że wizerunki "sprawców" z jego wizji były publikowane w mediach. Tak się składa, że "osoba w skórzanej, brązowej kurtce" akurat występuje na fotografii w jednym z materiałów prasowych.
Ba, nieżyjący już dziennikarz śledczy zajmujący się sprawą Iwony Wieczorek, Janusz Szostak wraz ze swoją fundacją natrafili na ślady krwi oraz zabetonowany kanał samochodowy w 2020 roku. Wskazane przez niego miejsce to także gdańskie ogródki działkowe, choć położone nieco dalej od tych, które wystąpiły w "wizji". Przypadek?
Jedyna rzecz, której jasnowidz nie mógł zaczerpnąć z doniesień medialnych, to nazwa ulicy. Turystyczna nigdy bowiem nie padła w żadnych artykułach czy wypowiedziach służb. To jednak właśnie strategia jasnowidzów i wróżbitów – przedstawiają kilka "wizji", które znajdują pokrycie w stanie faktycznym, a następnie rzucą jedną wymyśloną informacją.
A jak informacja rzucona na chybił trafił jednak się nie sprawdzi, to od razu pada argument, że wróżbita nigdy nie dał gwarancji, że wizja w 100 proc. jest prawdziwa. W rozmowie ze mną mówił o tym wykładowca SWPS i b. psycholog policyjny Darek Piotrowicz.
– Moim zdaniem (jasnowidzowie - red.) bazują na intuicji, autoprezentacji. Podpytując ludzi, którzy szukają pomocy, wyszukują informacji, które pozwolą sformułować wersję, wizję, która będzie tym osobom pasowała – wyjaśnił.
Psycholożka Michalina Kulczykowska powiedziała zaś o mechanizmie zaprzeczenia, przez który nabieramy się na najróżniejsze przywidzenia. – W trudnych sytuacjach o wiele łatwiej nam, jako ludziom, jest wypierać. Czyli udawać, że czegoś nie ma, że coś się nie dzieje, że jeśli mamy problemy ze zdrowiem psychicznym, to staramy się żyć dalej, nakładać maskę i funkcjonować – wyjaśniła.
Czy "mój" jasnowidz kłamał w sprawie snów? A może jego mózg zasugerował się obrazami, które zobaczył i faktycznie wytworzył opisane przez niego sceny? Tego się nie dowiemy.
Mama Iwony Wieczorek była nękana przez jasnowidzów
"Nigdy nie zapomnę łez mamy Iwony Wieczorek" – pisałem po premierze filmu o dzieciństwie zaginionej. Wtedy Iwona Kinda zabrała głos na sali i powiedziała, że "jedyną radością i uspokojeniem duszy byłoby, gdyby sprawa z Iwonką się wyjaśniła".
Sytuacja była na tyle napięta, że konieczne było zorganizowanie przerwy dla wyciszenia emocji. Wtedy pisałem, że poczułem, jakby część bólu matki Iwony przeniosła się na mnie.
Ten ból i to wspomnienie płaczącej kobiety wróciło do mnie tej nocy, gdy jasnowidz uraczył mnie swoimi wizjami. Kinda wielokrotnie powtarzała, że dostawała masę wiadomości od oszustów i naciągaczy, żerujących na ludzkich dramatach poprzez "wizje".
Ile nocy ta kobieta musiała spędzić, mierząc się z identycznymi myślami, jak ja w minioną sobotę? Ile to godzin bólu, płaczu, bezradności, wątpliwości i nadziei, że być może jej córka faktycznie gdzieś tam jest? Głodna, samotna, bez pomocy? Albo, że przynajmniej może teraz naprawdę uda się tę sprawę zamknąć?
I całe te dodatkowe tony cierpienia tylko dlatego, że jakiś żądny sensacji człowiek postanowił bez pytania zacząć dzielić się swoimi przywidzeniami.
"Wizje" ws. Iwony Wieczorek to wierzchołek góry kłamstw i manipulacji
Trochę o sprawie Iwony Wieczorek pisałem, a że mam charakterystyczne imię i nazwisko, to dość łatwo znaleźć się w mediach społecznościowych. Domyślam się, że przez te dwa czynniki jasnowidz akurat mnie obrał jako swój cel.
Nie pomogła ani policja, ani organizacje pozarządowe, ani tysiące publikowanych ogłoszeń. Ba, o sprawie zawiadomiono nawet Interpol.
Zrozpaczona rodzina w końcu poprosiła o pomoc jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Ten narysował mapę, z której wynikało, że ciało Henryka leży w rowie nieopodal miejsca, gdzie ten był widziany po raz ostatni.
– Powiedział, że tata odszedł gwałtownie, że został zamordowany i nie może pożegnać się jeszcze z tym światem – przytoczyła córka zaginionego, Maria. Po dwóch latach Henryk zadzwonił do Marii. Do domu wrócił cały i zdrowy.
Nie tylko sprawa Iwony Wieczorek
Ktoś z was może powiedzieć, "a raz się zdarzyło, że nie trafił". O działalności jasnowidzów rozmawiałem wtedy m.in. z Markiem Dyjaszem – b. dyrektorem Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji.
Ten przyznał, że przez 30 lat jego pracy w służbie dochodzeniowo-śledczej przy każdej większej sprawie pojawiały się osoby, przekonujące o zdolnościach jasnowidzenia. Ci najczęściej byli angażowani do sprawy na wniosek rodzin ofiar.
– My nigdy nie mamy nic przeciwko temu, bo to osoby najbliższe ofiary. To byłby z naszej strony brak empatii. Ci ludzie łapali się wszystkiego, żeby dojść do prawdy – wyjaśnił.
– W żadnej z trzech spraw, w które angażował się pan Jackowski, nie było pozytywnego rozstrzygnięcia – stwierdził, po czym dodał: – Była też pani, która mieszkała pod Otwockiem. Raz z jej umiejętności korzystaliśmy, ale też bez pozytywnego rozstrzygnięcia. Mam wobec tego mieszane uczucia.
Proszę, pomyślcie o tym, zanim postanowicie nabijać wyświetlenia, promować czy wierzyć najróżniejszym wróżbitom.