Skończył się Festiwal w Opolu, który trwał przez trzy dni, od 9 do 11 czerwcaPoziom muzyczny był niski: stare hity, słabe nowości, zero aktualnych gwiazd i przebrzmiałe nazwiskaPrzed Festiwalem w Opolu wielu znanych namawiało do bojkotu wydarzenia z powodu propagandy TVP i jej związków z PiSPolscy artyści podzielili się dziś na tych, którzy do Opola nie przyjeżdżają i na tych, którzy przyjmują zaproszenieNiektórzy wokaliści, którzy wystąpili podczas 60. Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki wbijali TVP szpilkę ze sceny: Kuba Badach, Justyna Steczkowska czy Tadeusz WoźniakIch "protesty" są hipokryzją i nie mają żadnego znaczeniaTegoroczny Festiwal w Opolu za nami. I całe szczęście. Szkoda tylko, że 60. jubileusz Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki wyglądał tak, a nie inaczej.
Nie było jasno święcących gwiazd ani nawet gwiazd przyszłych. Przeboje znanych artystów śpiewały nołnejmy, byli uczestnicy "The Voice" albo ludzie związani z TVP. Niektóre występy przypominały karaoke i chałtury, a koncerty – jarmarczne dożynki. Z małymi wyjątkami: stara gwardia opolskich gwiazd sprzed dekad nie zawiodła, sobotni koncert "Czas ołowiu" był autentycznie piękny (chociaż i tutaj nie obyło się wtopy), a Kuba Badach czarował głosem.
Ale tych lepszych momentów było mniej, bo cały Festiwal w Opolu utonął w bylejakości, wtórności i rozpamiętywaniu przeszłości. Tam już nikt nie śpiewa, tylko wspomina – zauważył ktoś na Twitterze. Publiczność niby się bujała, ale budziła się dopiero na znanych hitach, bo te nowe #nikogo. W większości to po prostu słaba muzyka. Mezo i Liber? Serio? Za kilka lat nikt tych debiutów i premier nie będzie pamiętał, żadna historia muzyki już się nie tworzy.
Festiwal w Opolu jest legendą, ale w takiej formie trwać po prostu nie może. A wszystkiemu winne są związki TVP z partią rządzącą, ich propaganda i manipulacje. Szanujący się artyści i dziennikarze odmawiają uczestniczenia w imprezach pod szyldem Telewizji Polskiej, a Woronicza bacznie kontroluje, co pokaże (żeby nie powiedzieć: cenzuruje), czego rezultatem są takie oto właśnie szopki bez żadnego znaczenia kulturalnego. Ot, biesiada. Biesiada, stypa, groteska.
Propaganda TVPiS przed jesiennymi wyborami, robienie z kultury miałkiej papki z disco-polo na czele oraz niszczenie dziedzictwa Opola, są dziś tak ewidentne, że tuż przed festiwalem mnożyły się liczne apele o jego bojkot lub odwołanie. Sami artyści podzielili się na tych, którzy do Opola za nic nie przyjadą za obecnej władzy i na tych, którzy przyjeżdżają i tak.
W maju o odwołanie festiwalu zaapelował również Wojciech Mann. – (...) Powtórzę się, niech to wszystko całkowicie odwołają, albo zorganizują sobie dla własnej przyjemności Festiwal Piosenki Nieznanej, bo z opolską historią to wszystko nie ma nic wspólnego – stwierdził w Onecie.
Również Maciej Orłoś zwrócił się do prezydenta Warszawy, żeby ten przekonał prezydenta Opola do zakończenia współpracy z propagandową TVPiS. "Nie wypada by ktoś, kto należy do szeroko rozumianej opozycji demokratycznej, organizował cokolwiek wspólnie z TVP, a zwłaszcza coś, co ma tak polityczny i propagandowy wymiar, jak w roku wyborczym 60. KFPP – argumentował.
Kiedy w sobotę Tomasz Kammel złożył Rafałowi Brzozowskiemu, zwycięzcy "Premier", dwuznaczne życzenia ("Żebyś śpiewał nie tylko tutaj, ale też w Polsacie i TVN. Tak samo jak ci, którzy śpiewają tam, żeby tutaj przyszli, bo ta scena jest dla wszystkich"), Orłoś sarkastycznie skomentował:
"Tomasz Kamel zaapelował do nieobecnych na festiwalu w Opolu artystów, żeby w końcu się tam pojawili. Brawo Tomku! Wspaniały apel! Też jestem za tym, żeby coś się jesienią zmieniło i żeby za rok na opolskiej scenie było normalnie".
Podobne słowa powtarzały się na Twitterze przez cały festiwalowy weekend, a takich opinii, jak ta poniżej, jest sporo. Sytuacji nie uratowało zresztą zwycięstwo w "Premierach" gwiazdora TVP Rafała Brzozowskiego, którego dwa lata temu Jacek Kurski siłą wyciągnął na Eurowizję, żeby zajął jedno z ostatnich miejsc w półfinałach i zrobił obciach na całą Europę.
Fakt, prowadzący "Jaka to melodia" śpiewał dobrze, dał jeden z najlepszych występów i zaprezentował przyzwoitą piosenkę (chociaż za bardzo kreował się na nowego Zbigniewa Wodeckiego...), ale co z tego, skoro działania telewizji publicznej są tak perfidne, że od razu wylała się fala spekulacji o ustawce. W końcu Brzozowskiego z TVP wybrały lokalne oddziały... TVP (w głosowaniu publiczności był podobno drugi).
Swoją drogą i na marginesie, Brzozowski ma naprawdę tupet albo... zero pomyślunku. Wystąpić na festiwalu organizowanym przez własną stację, w której prowadzisz popularny program i prawie każdą imprezę oraz zapewniać, że przyjechało się na niego wyłącznie jako niezależny artysta. Wow. Takie rzeczy tylko w Telewizji Polskiej anno Domini 2023. Nawet jeśli chcesz śpiewać, to miejże człowieku trochę przyzwoitości i nie dziw się potem hejtowi.
W obliczu całego tego bagienka ci artyści, którzy postanowili jednak na Festiwalu w Opolu wystąpić albo udawali, że nic się nie dzieje, albo mieli to gdzieś, albo decydowali się na zawoalowane manifesty. Na tegorocznej imprezie obrodziło w tajemnicze przekazy i gesty niby polityczne.
Co miała na myśli? Podobny happening zrobiła w 2018 roku, gdy śpiewała ten sam utwór Grzegorza Ciechowskiego. – To nie jest mój protest, tylko wyraz artystycznej wizji, skłaniającej do myślenia nad tym, gdzie w polityce zaginął człowiek i jego dusza. Opcja polityczna nie ma tu znaczenia. Tyle w tym temacie – tłumaczyła wówczas. Jak było dziś? Nie wiemy.
Tego samego dnia Kuba Badach, prywatnie mąż Aleksandry Kwaśniewskiej i zięć byłego prezydenta, zwrócił się do opolskiej publiczności. – To wy od 60 lat tworzycie ten festiwal, to jest wasz festiwal! My tutaj przyjeżdżamy tylko dla was. I niezależnie od tego, w jakich czasach przyszło nam żyć, daję wam gwarancję, że dla każdego artysty, który staje dla tej scenie przed wami, to spełnienie marzeń, jedno z najpiękniejszych przeżyć i ogromny zaszczyt – mówił.
Zresztą podlizywanie się publiczności było stałym punktem tegorocznego Opola. Tę wychwalali i dziennikarze, i artyści i to w znacznie większym natężeniu niż zwykle w tego typu koncertowych sytuacjach. W niedzielę urosło to już wręcz do parodii, bo takie pochlebstwa padały co kilka minut i wiały sztucznością.
Ciężko było nie zgadnąć, że to również miało wybielić stojących na opolskiej scenie wokalistów, którzy – tak jak Badach – akcentowali, że robią to tylko i wyłącznie dla ludzi. Podobno.
Najbardziej śmiałe słowa padły jednak z ust Tadeusza Woźniaka, który przed zaśpiewaniem "Zegarmistrza światła" jak gdyby nic rzucił ze sceny (nawiązując do słów Badacha): "Chcę powiedzieć to, czego Kuba nie mógł pamiętać ze względów zrozumiałych. Ten festiwal powstał jako propagandowa impreza czasów gomułkowskich. Jeśli to piosenka polska przeżyła, to, spoko, przeżyje dalej".
Inni decydowali się na bardziej subtelne uwagi. Maryla Rodowicz powiedziała do młodych artystów, że "jeśli chcą mieć takie piękne, długie kariery, to niech przyjeżdżają do Opola". Z kolei przed wręczeniem nagrody publiczności im. Karola Musioła (Tulii i Halinie Mlynkovej) prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski przytoczył słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego "Róbmy swoje": "Róbmy swoje! Drobiazgów parę się uchowa. / Kultura, sztuka, wolność słowa".
Zacnie, ale czy te polityczne manifesty mają dziś jakieś znaczenie? Ano nie. Bo są hipokryzją i tak zresztą wyglądają w oczach ludzi. Co z tego, że wbijesz TVP szpilę na scenie, skoro i tak na niej stoisz, a za swój występ w Polskiej Telewizji Publicznej – w ostatnich latach szczującej, przeinaczające fakty, mącącej, nienawidzącej – bierzesz niezłą sumkę. Pluszowe bohaterstwo.
Powiecie, że niewystępowanie też nic nie da. Ale przynajmniej jest realnym gestem. Odmowa coś faktycznie znaczy, a odmawiający przynajmniej zachowuje godność. Ładne słowa albo wielkie gesty są głośne i szumne, ale w rzeczywistości nic za nimi nie idzie. To tylko szopka, próba ratowania wizerunku, wybielanie się. Pokazanie, że "to nie ja, ja jestem inny". Nie jesteś inny.
Świetnie ujął to dziennikarz "Gazety Wyborczej" Damian Maliszewski. "Kora, Wojciech Młynarski, Grzegorz Ciechowski i inni walczyli z komuną, z władzą, która pałowała i zabijała Polaków. Walczyli o wolność. Wczoraj ulubieńcy TVP, bez wstydu uznali, że wolno im pamięć o tych artystach zbezcześcić. Zawłaszczyli utwory wybitnych twórców i wykonawców, którzy nigdy nie wystąpiliby na rządowym festiwalu w propagandowej, pisowskiej telewizji – pisał na Facebooku.
Po czym zwrócił się do artystów z Opola słowami: "Sławku, Kubo, Justyno, ile kosztują wasze sumienia? 10, 20, 30, 50 tys.?". A Badachowi powiedział: "
"Drogi Kubo, a kto za te czasy odpowiada, jak nie telewizja, w której wygłosiłeś swoją ckliwą pogadankę? Występowałeś na tej scenie wielokrotnie. Miesiąc temu zaproszono mnie do udziału w tym samym koncercie. I kto jak kto, ale ja mogę powiedzieć, że byłoby to spełnienie moich muzycznych marzeń, bo nigdy w Opolu nie śpiewałem. Kiedyś kochałem ten festiwal i wiele razy jako widz do Opola jeździłem. Myślę, że nie wypada Ci mówić o spełnionych marzeniach, bo swoje dawno spełniłeś. Teraz wystąpiłeś dla pieniędzy i czasu antenowego. Ja odmówiłem. Ty już też mogłeś. Swoją drogą, że też nie wstyd Ci przed teściem".
Powiecie, że to sztuka, że muzyka, że oddziela się od polityki. Niestety, dziś to już jest nieprawda. Dziś te sfery są mocno połączone, bo zadbała o to flirtująca z rządem Telewizja Polska. Oby kultura i władza wreszcie się odłączyły i mam wielką nadzieję, że w końcu się to stanie. Ale na razie jest, jak jest: występujesz w imprezie TVP, akceptujesz jej propagandę. Proste.
Pseudoprotesty za spore (publiczne) pieniądze na nic się zdadzą.
Czytaj także: