Sąd chce ponownie wszcząć postępowanie ws. wypadku z udziałem kolumny rządowej Beaty Szydło. Informację o tym kandydat KO Sebastian Kościelnik otrzymał na kilka dni przed wyborami. Jak twierdzi, chodzi o niewpłacenie zasądzonej nawiązki na rzecz byłej premier. – Do dnia dzisiejszego pani Szydło nie przedstawiła danych do dokonania na jej rzecz przelewu. Po raz kolejny powstaje ryzyko skazania mnie jako winnego wypadku z udziałem kolumny rządowej na karę pozbawienia wolności – poinformował Kościelnik.
Reklama.
Reklama.
We wtorek wieczorem kandydat Koalicji ObywatelskiejSebastian Kościelnik poinformował o zawieszeniu kampanii. "Z uwagi na szokujące informacje, które otrzymałem od swojego pełnomocnika, zmuszony jestem do zawieszenia mojej kampanii wyborczej" – przekazał krótko.
Jak się okazało, chodzi o wypadek z 2017 r. Prowadzony przez Kościelnika fiat seicento zderzył się wówczas w Oświęcimiu z kolumną rządową, którą jechała ówczesna premier Beata Szydło.
Najnowsze doniesienia dotyczą wyroku wydanego przez krakowski sąd, który orzekł wobec Sebastiana Kościelnika obowiązek uiszczenia nawiązki płatnej na rzecz Beaty Szydło oraz oficera BOR.
"Choć w wyniku wniesionej przeze mnie kasacji sprawa ta jest obecnie w Sądzie Najwyższym, chcę wyraźnie podkreślić, że przedmiotem tej kasacji nie była kwestia zapłaty tej nawiązki" – napisał dziś Kościelnik w oświadczeniu.
"Pomimo składanych przeze mnie za pośrednictwem pełnomocnika wniosków do dnia dzisiejszego pani Szydło nie przedstawiła danych koniecznych do dokonania przeze mnie na jej rzecz przelewu nawiązki" – czytamy w jego oświadczeniu.
Kandydat KO w wyborach parlamentarnych uważa, że to świadome działanie Beaty Szydło, w którego konsekwencji na 25 października został wyznaczony termin posiedzenia w Sądzie Rejonowym – Grunwald i Jeżyce w Poznaniu, w sprawie podjęcia warunkowo umorzonego postępowania karnego. Poznański sąd nadzoruje wykonanie wyroku.
"Podjęcie warunkowo umorzonego postępowania zwiastuje, że postępowanie to najpewniej będzie prowadzone w całości od początku. Tym samym po raz kolejny powstaje ryzyko skazania mnie jako winnego wypadku z udziałem kolumny rządowej na karę pozbawienia wolności" – podkreśla Sebastian Kościelnik.
Co stało się w Oświęcimiu w 2017 roku? Trzy rządowe samochody mijały fiata seicento. Kierowca przepuścił pierwszy pojazd, później rozpoczął manewr skrętu w lewo i doszło do zderzenia z drugim rządowym wozem.
Pojazd, w którym znajdowała się polityczka Prawa i Sprawiedliwości zjechał z drogi i uderzył prosto w drzewo.
Sąd uznał jednak, że kolumna rządowa nie była uprzywilejowana i nie miała włączonych sygnałów dźwiękowych. Wskazano także, iż jeden z funkcjonariuszy ochraniających Beatę Szydłoprzyczynił się do zdarzenia.
W toku sprawy jeden z przedstawicieli służb udzielił wywiadu dla TVN24, w którym przyznał, że kłamał w sprawie uruchomienia sygnałów. Kłamstwa w tej kwestii zarzucił także innym funkcjonariuszom.
Co więcej, doszło do zniszczenia jednego z dowodów. Mowa o nagraniu kamery monitoringu. Płyta z materiałem przepadła bezpowrotnie.
Do kolejnej rozprawy doszło zarówno za sprawą prokuratury, jak i obrońcy Kościelnika. Obie strony odwołały się od wyroku. Śledczy chcieli ostrzejszej kary, a mecenas – uniewinnienia kierowcy seicento.
Jak pisaliśmy w naTemat, 14 lutego strony procesowe wygłosiły mowy końcowe. Dla prokuratury Kościelnik "grał ofiarę systemu", dla obrońcy państwo angażowało "wszystkie siły i środki", by udowodnić winę kierowcy seicento.
– Oczekujemy na sprawiedliwy wyrok. W przekonaniu mojego klienta i moim nie ponosi on żadnej odpowiedzialności za to zdarzenie, z uwagi na sposób jazdy w wykonaniu funkcjonariusza BOR – powiedział wówczas mecenas Władysław Pociej, cytowany przez Onet.
– To zwykły wypadek komunikacyjny i z praktyki wiemy, że tego typu sprawy kończą się w pół roku, rok. Jednak wiemy, jakie siły i środki zostały zaangażowane przez państwo, by udowodnić winę Sebastiana Kościelnika – dodał.