
Facebook kolejny raz potwierdził też, że wie o nas znacznie więc, niż sądzimy. Portal Marka Zuckerberga niedawno umożliwił funkcję publikowania archiwum naszych facebook'owych wyszukiwań. Warto uważać, bo często od żenującego zdjęcia, czy głupiego statusu znacznie bardzie wstydliwe może być ujawnienie właśnie wyników wyszukiwania.
REKLAMA
Wielu od dawna twierdziło, że Facebook wie o nas wszystko i kiedyś niecnie to wykorzysta. Teraz portal Marka Zuckerberga potwierdza, że jest w tym wiele prawdy. Dzięki wciąż mało popularnej opcji dziennika aktywności, możemy podejrzeć czego to Facebook się o nas dowiedział od kiedy mamy tam konto.
A dowiedział się sporo, m.in. o wynikach naszego wyszukiwania. Jak słusznie podkreśla amerykański portal BuzzFeed, ta opcja metaforycznie stawia Facebooka w roli spowiednika, który mocno zastanawia się, czy za chwilę nie złamać tajemnicy spowiedzi. Bo wynik wyszukiwania z dziennika aktywności można upublicznić dla wszystkich jednym kliknięciem. Na razie w teorii, bo przycisk zmiany ustawień prywatności ma tylko opcję widoczności dla posiadacza konta.
Jesteś tym, czego szukasz...
Jednak to, czego szukamy w sieci mówi zazwyczaj o nas znacznie więcej, niż nawet najbardziej bogate w informacje profile i osie czasu, które skrzętnie budujemy tak, by w oczach znajomych wypaść jak najlepiej. Łatwo może się okazać, że ktoś zdecydowanie bardziej interesuje się np. stronami o treściach wątpliwej jakości, aniżeli polityką, podróżami, czy literaturą. Nieoczekiwanie ujawnione wyniki wyszukiwania mogą nieźle namieszać także w związkach. Facebook znacznie lepiej wie, że zamiast śledzenia profilu swojego partnera kilka razy dziennie wpisujemy w wyszukiwarkę imię i nazwisko tego, kto już znacznie mocniej rozpala nasze zmysły. Amerykańscy komentatorzy zajmujący się siecią już nazwali nową, a niepopularną (choć obecną na Facebooku już od jakiegoś czasu) opcję "najbardziej przerażającym przyciskiem na Facebooku".
Nowy sposób na "facerape"
Bo wyszukiwanie naprawdę może być większym zagrożeniem, niż ujawnienia najbardziej kompromitujących zdjęć, czy statusów. Jednak obawy nie ma tak długo, jak długo niezmienione w dzienniku aktywności pozostają ustawienia prywatności wyników tego, co wpisywaliśmy w pole wyszukiwania na Facebooku. Na całe szczęści portal domyślnie ustawił je tak, że dostępne są tylko dla właściciela profilu. Być może jednak wkrótce jednym kliknięciem można będzie wprowadzić je na swoją oś czasu i do informacji, które o naszej aktywności otrzymują znajomi.
Bo wyszukiwanie naprawdę może być większym zagrożeniem, niż ujawnienia najbardziej kompromitujących zdjęć, czy statusów. Jednak obawy nie ma tak długo, jak długo niezmienione w dzienniku aktywności pozostają ustawienia prywatności wyników tego, co wpisywaliśmy w pole wyszukiwania na Facebooku. Na całe szczęści portal domyślnie ustawił je tak, że dostępne są tylko dla właściciela profilu. Być może jednak wkrótce jednym kliknięciem można będzie wprowadzić je na swoją oś czasu i do informacji, które o naszej aktywności otrzymują znajomi.
To też niezła pożywka dla osób lubią bezlitośnie karać tych, którzy nie wylogowali się z Facebooka na publicznie dostępnym komputerze, lub pozwolili komuś korzystać ze swojego. Dotąd przyjęło się publikowanie prześmiewczych, niby to kompromitujących wyznań, które miał zamieścić prawdziwy posiadacz konta. Najbardziej złośliwi, którzy dopadną do naszego niewylogowanego konta mogą po prostu zmienić ustawienia prywatności wyników wyszukiwania w dzienniku aktywności.
Internauci, którzy już odkryli tę opcję podkreślają również, że oddanie dostępu do zarchiwizowanych wyników wyszukiwania udowadnia, jak potężną wiedzę gromadzi o nas serwis Marka Zuckerberga. I zazwyczaj nic o tym nie wspomina. Do niedawna większość użytkowników z pewnością była bowiem przekonana, że nie da się sprawdzić tego, co wpisywaliśmy do facebookowej wyszukiwarki. Teraz wielu może być nie miło zaskoczonych.
Prywatność na Facebooku i w pozostałych najpopularniejszych miejscach sieci jest zresztą coraz bardziej mityczna. Coraz więcej prawników i blogerów przekonuje, że Google i Facebook wiedzą o tobie więcej niż myślisz.
Niektórzy byli przekonani, że przed niechcianą ingerencją w prywatność, a nawet prawa autorskie uchroni specjalne oświadczenie. "W odpowiedzi na nową politykę FB informuję, że wszystkie moje dane personalne, ilustracje, rysunki, artykuły, komiksy, obrazki, fotografie, filmy itd. są obiektami moich praw autorskich (zgodnie z Konwencją Berneńską). W celu komercyjnego wykorzystania wszystkich wyżej wymienionych obiektów praw autorskich w każdym konkretnym przypadku wymagana jest moja pisemna zgoda" - pisało wielu z nas. Jednostronne oświadczenie opublikowane na tablicy użytkownika nie jest w żaden sposób wiążące dla Facebooka – tłumaczył w niedawnej rozmowie z naTemat Konrad Traczyk, szef Social Hackers i twórca serwisu Fejs.pl.
Facebook i reszta sieci wiedzą o nas wszystko
W ten sposób znawca sieci potwierdził, że właściwie nic nie powstrzyma Facebooka np. przed tym, by opublikowane tam zdjęcia z Instagramu mogły trafić do reklam. Wszystko za sprawą nowej polityki prywatności Facebooka.
W ten sposób znawca sieci potwierdził, że właściwie nic nie powstrzyma Facebooka np. przed tym, by opublikowane tam zdjęcia z Instagramu mogły trafić do reklam. Wszystko za sprawą nowej polityki prywatności Facebooka.
W zamian za wielkie pieniądze, które Facebook zarabia sprzedając naszą prywatność, otrzymujemy tymczasem niewiele. W naTemat donosiliśmy przecież, że przed wpadkę programistów tworzących Facebooka, ponad milion kont użytkowników stało się dostępnych dzięki jednemu kliknięciu. Nawet, gdy firma padłą ofiarą hakerów, Facebook poinformował o tym użytkowników dopiero po kilku tygodniach. Nic wiec dziwnego, że ceniony amerykański dziennikarz technologiczny, Ryan Block oświadczył niedawno, że likwiduje swojego Facebooka.
