Pewnie też macie dość tej żenującej kampanii. Ale powiem wam, dlaczego powinniście iść na wybory do PE
Pewnie też macie dość tej żenującej kampanii. Ale powiem wam, dlaczego powinniście iść na wybory do PE Fot. Jan Graczynski/East News
Reklama.

Pamiętacie jeszcze, co się działo w październiku 2023? Dzisiaj sprawdziłem jeszcze raz i serio zastanawiam się, jak duża musiała być nasza mobilizacja. Frekwencja 74,38 proc. w wyborach parlamentarnych to był kosmiczny wynik, na który wspólnie zapracowaliśmy. Nieważne, kto wtedy wygrał. Pokazaliśmy, że jak chcemy, to potrafimy.

Wtedy balon był pompowany latami, bo frustracja rządami PiS rosła. Teoretycznie łatwo było znaleźć powód, by pójść zagłosować. Jedni chcieli odsunąć Jarosława Kaczyńskiego od władzy. Inni modlili się o trzecią kadencję jego partii. A jeszcze inni chcieli pewnie trochę świętego spokoju. I też poszli zagłosować, obojętnie na kogo.

Z wyborami parlamentarnymi jest o tyle łatwiej, że bardziej działają na wyobraźnię. Głosujesz, wspierasz jednych czy drugich, którzy mogą zachować lub przejąć polityczne stery w Polsce. Masz poczucie, że oni będą kształtować rzeczywistość przez kolejne cztery lata. To też wybory z najbardziej brutalną, zasięgową kampanią, bo przecież stawka jest ogromna.

I wydawałoby się, że jeszcze bliżej "zwykłych" ludzi są wybory samorządowe, ale już się przekonaliśmy, że coś w nas pękło. Powiedzmy sobie szczerze – frekwencja w kwietniu była mizerna. Nie da się jej porównać z wyborami parlamentarnymi, ale wyszły... pierwsze objawy zmęczenia.

Nie wierzę, że ludzi nie obchodzi, kto zostanie prezydentem ich miasta, albo kto będzie zasiadał w radach powiatów czy gmin. Tylko jeśli cała energia skupiła się na październiku 2023, to pół roku później wielu Polaków mogło sobie odpuścić.

Wybory do PE 2024. Oto dlaczego powinniście iść zagłosować

Ta kumulacja wyborcza nie mogła wyjść na dobre. Oczywiście trudno narzekać na kalendarz, ale za chwilę po raz kolejny mamy iść na głosowanie. 9 czerwca wybory do Parlamentu Europejskiego. Dwa miesiące i dwa dni po ostatnich wyborach w Polsce. Co może pójść nie tak?

Sonda

Czy zagłosujesz 9 maja w wyborach do PE?

127 odpowiedzi

Miałem nadzieję, że politycy ogarną jeden prosty temat. Po pierwsze, uświadomią ludziom wagę tych wyborów. Usłyszałem niedawno od kogoś, że one są przecież "mniej ważne". Nie chcę szufladkować wyborców, ale hasła "Bruksela" i "wybory do PE" po prostu... mniej grzeją. Widać to po rozmowach z ludźmi i na cyferkach w sieci, gdzie łatwo sprawdzić, czego ludzie naprawdę szukają.

Tymczasem PiS, które przecież "wygrało" wybory parlamentarne dosłownie zakpiło z własnych wyborców i na czołówki list wystawiło teraz "spadochroniarzy". Skompromitowani politycznie Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik królują na "jedynkach" w woj. warmińsko-mazurskim, na Podlasiu i Lubelszczyźnie. Zadziwiające jest też holowanie Daniela Obajtka czy Jacka Kurskiego. Taką reprezentację Kaczyński widzi w Brukseli, a to tylko część jego "asów".

Zgrzytów z listami jest więcej, bo wielu Polaków wkurzyła też inna "ewakuacja". I pytają, dlaczego ci sami, którzy tak bardzo chcieli rozliczać PiS z ośmiu lat rządów, teraz wybierają prostą drogę do Brukseli. Bartłomiej Sienkiewicz, Borys Budka, Marcin Kierwiński, Dariusz Joński... można jeszcze wymieniać. Wyborcy dali im kredyt zaufania w wyborach parlamentarnych, a teraz patrzą, jak oni próbują wydostać się tylnymi drzwiami. Nie wszystkim się to podoba.

Albo wciągnięcie w kampanię wyborczą tragedii, która rozegrała się przy wschodniej granicy. To Kaczyński płynnie połączył śmierć żołnierza Mateusza i sprawę zarzutów kierowanych wobec wojskowych, którzy użyli broni, aby odeprzeć napór migrantów, o czym w naTemat pisał Jakub Noch.

Z drugiej strony Donald Tusk kilka dni wcześniej na wiecu w Warszawie też nie przebierał w słowach. – Tam w Brukseli też rozegrają się losy wojny i pokoju – ostrzegał. Dodał również: Idąc do was, przejrzałem, jak wyglądają listy kandydatów PiS do PE. To są tak naprawdę listy gończe, a nie listy do europarlamentu.

Jeśli ktoś w tym roku pójdzie po raz pierwszy głosować w wyborach do PE, ma prawo poczuć się kompletnie zagubiony. Na starszych ten teatrzyk nie zrobi już pewnie wrażenia. Tylko zastanówmy się, o co właściwie toczy się tu gra?

Nie chcemy w Brukseli ludzi, za których będziemy się wstydzić. To nie jest już tylko polsko-polska przepychanka. Nie chcemy tam krzykaczy, tylko godnych reprezentantów. Nie chcemy ludzi o wątpliwych kompetencjach, a tym bardziej z mętną przeszłością. Chcemy polityków zdolnych do debaty na międzynarodowym szczeblu. To nie powinno być miejsce dla tych, którym "coś nie wyszło" i szukają drogi ucieczki.

Jest jeszcze jeden, żelazny argument. Żyjemy w czasach, kiedy przy granicach UE toczy się wojna, a Rosja jest zdolna w zasadzie do wszystkiego. Europa ma problem z polityką migracyjną i powinna pokazać konkretny plan w kwestii bezpieczeństwa. Jeśli ktoś dzisiaj boi się wojny, 9 maja nie może siedzieć w domu. Od ludzi, których wybierzemy, będzie zależało bezpieczeństwo całego kontynentu, bo to w Brukseli zapadną najważniejsze decyzje. To tym bardziej istotne, że od miesięcy jesteśmy straszeni wizją niemal inwazji skrajnej prawicy na Parlament Europejski.

Pokazaliśmy już raz, że wysoką frekwencją potrafimy skruszyć beton. W wyborach do PE możemy sprawić, że mandat do Brukseli nie będzie biletem do ewakuacji, tylko wyróżnieniem, ale takim na serio. Dla tych 53 europosłów z Polski, za których nie będziemy musieli się wstydzić.

Jest jeden warunek: 9 czerwca idziemy głosować. Mimo wypalenia, wkurzenia, pewnie trochę zobojętnienia. Nie dajmy sobie wmówić, że to są mniej ważne wybory. I pokażmy jeszcze raz, że każdy głos naprawdę może mieć znaczenie.

Czytaj także: