– Sprawdzając dane miejsce, agenci stawiają się w roli przestępcy. Po pierwszym rekonesansie powinno więc paść pytanie: gdybym chciał zrobić komuś krzywdę, to które miejsce byłyby najlepsze, żeby tego dokonać? Tutaj tego nie zrobiono – mówi naTemat.pl gen. Mirosław Gawor. Po próbie zamachu na Donalda Trumpa pytamy byłego szefa Biura Ochrony Rządu nie tylko o to, jakie błędy popełnili agenci Secret Service, ale także o to, w jaki sposób zabezpiecza się wydarzenia z udziałem najważniejszych polityków.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mateusz Przyborowski: Secret Service zawalił na całej linii?
Gen. Mirosław Gawor: Według mojej opinii jest to jedna z najlepszych służb ochronnych na świecie. To, co w ubiegły weekend wydarzyło się w Pensylwanii, nie wystawia im jednak dobrego świadectwa. Jak widać, nawet najlepsi popełniają błędy.
Nie znamy oczywiście szczegółów, jeśli chodzi o kwestie organizacyjne, ale jak rozumiem, dla urzędującego prezydenta USA jest cała pula ochrony, a dla byłych prezydentów lub kandydatów na ten urząd działania mogą być okrojone, i to z różnych powodów. Jednak w tym przypadku popełniono podstawowe błędy.
Jestem naprawdę zaskoczony, ponieważ uznawałem i nadal uznaję agentów USSS za profesjonalistów. Na pewno też dostali najniższy wymiar kary, bo wystarczyły dwa centymetry w prawo i zamachowiec odniósłby sukces.
W całym tym nieszczęściu było naprawdę dużo szczęścia. Jest jednak jeszcze jedna sprawa, z którą się nie zgadzam. Działania służb ochronnych mają pewną dynamikę i w takich sytuacjach nie liczą się konwenanse, ponieważ chodzi o ratowanie życia osoby ochranianej, jak i zminimalizowanie strat wśród agentów.
A ci powinni robić krok w przód, czyli przewidywać to, co się może wydarzyć, ponieważ nikt wówczas nie wiedział, czy zamachowiec był jeden, czy było ich więcej i po jednej nieudanej próbie nie nadejdą kolejne strzały z innego miejsca. A tu widzieliśmy, że po tej jednej próbie Trump podniósł się i opierał się agentom, bo chciał wykrzykiwać jeszcze jakieś hasła. Nie. To nie jest moment, by demonstrować swoją polityczną wolę.
Pierwsza zasada jest taka: naszym zadaniem jest jak najszybciej ewakuować osobę ochranianą z miejsca zdarzenia. Nie może być tak, że osoba ochraniana opiera się agentom. Donald Trump naraził tym własne życie, ale także oficerów, którzy również ryzykują swoim życiem.
Jakie błędy popełnili agenci United States Secret Service? To znaczy: w jaki sposób zabezpiecza się tego typu wydarzenia i samych VIP-ów?
Przed przyjazdem osoby ochranianej miejsce i otoczenie tego miejsca powinny być dokładnie sprawdzone i zabezpieczone. Trzeba było zatem sprawdzić i zabezpieczyć dachy pobliskich budynków. Tego nie zrobiono. Sprawdzając dane miejsce zgromadzenia, stawiamy się też w roli przestępcy. I po takim pierwszym rekonesansie powinno paść pytanie: gdybym chciał tutaj zrobić komuś krzywdę, to które miejsce byłyby dla mnie najwygodniejsze, żeby tego dokonać? Tego też nie zrobiono.
Bierze się także pod uwagę możliwość ewakuacji sprawcy. Większość zamachowców nie myśli sobie: "Muszę zabić i nie jest ważne, co się ze mną stanie", większość próbuje zapewnić sobie odwrót. I już tylko na tej podstawie agenci są w stanie wytypować budynki, okna, dachy czy inne elementy infrastruktury jako potencjalne miejsce do przeprowadzenia zamachu.
Wokół Trumpa była za to otwarta przestrzeń i pozostaje też otwarte pytanie: w jaki sposób ten 20-latek dostał się na dach? Poza tym nie miał przy sobie broni kieszonkowej, tylko karabin, a taki pakunek powinien natychmiast zwrócić uwagę służb. Na ten dach też przecież musiały prowadzić jakieś schody, drabina czy ewentualnie głaz.
W jakiś sposób zamachowiec musiał się tam przecież dostać.
Secret Service tłumaczy też, że sprawca był poza strefą. Tyle że 100 albo 150 metrów to żadna odległość dla wybornego strzelca i na szczęście zamachowiec nie był profesjonalistą. Należało ją poszerzyć i zabezpieczyć, tym bardziej że trybuna, na której przemawiał Trump, była wyeksponowana dość wysoko. Moim zdaniem należało ją otoczyć szybą pancerną, ponieważ to jest zawsze pierwsza linia obrony i daje czas na bezpieczną ewakuację.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Podobny błąd popełnili także Słowacy podczas zamachu na premiera Roberta Fico. Co z tego, że odgrodzili teren, skoro do tego ogrodzenia podszedł mężczyzna z bronią. Takie miejsce powinno być skanalizowane, a każdy uczestnik powinien przechodzić kontrolę pirotechniczną.
W mojej opinii agenci, już po tym, jak padły strzały, swoje zadanie też wykonali połowicznie, ponieważ nie mieli zabezpieczonej drogi odwrotu. Nie dość, że był opór ze strony Trumpa, to jeszcze droga ewakuacji nie była drożna. Jeżeli już podjęliśmy wszelkie działania, żeby zapobiec incydentowi, a mimo wszystko coś się wydarzyło, to ostatnim aktem jest udzielenie szybkiej pomocy medycznej. A tu się okazało, że przy trybunie były schody, wokoło stali ludzie, samochód stał dość daleko, a powinien stać przy samych schodach. Nie dziwię się, że koledzy z Secret Service mają duży ból głowy.
Przez lata Secret Service uchodził za wzór do naśladowania, nawet w produkcjach hollywoodzkich. Pan również mówi, że jego agenci to najlepsi z najlepszych.
Kinematografia zrobiła im publicity i wywindowała do rangi supersłużby. Podstawowym kryterium oceny służb ochronnych jest jednak ich skuteczność – na świecie jest ich wiele i każda działa w określonych warunkach. Z innymi zagrożeniami spotykają się agenci z Polsce, z innymi ci w USA, a jeszcze z innymi nasi koledzy z Ukrainy. Dostosowanie działań do tych warunków i bycie skutecznym wystawia im świadectwo. Nie nazwa, nie potencjał finansowy czy gospodarczy, ale skuteczność w działaniu.
Z drugiej strony dzisiaj jesteśmy na tyle kompatybilni i wymieniamy się doświadczeniami w kwestii szkolenia czy wyposażenia, że akurat ten element wyszkolenia powinien być zunifikowany na całym świecie. Druga sprawa, że w każdym zespołowym działaniu najsłabszym elementem jest człowiek i to on popełnia błędy.
I nie było żadnej reakcji na te zgłoszenia, A to pokazuje, że zawiodła współpraca pomiędzy poszczególnymi służbami obecnymi na miejscu. Podam przykład z Polski: wcześniej BOR (Biuro Ochrony Rządu – red.), a teraz SOP (Służba Ochrony Państwa – red.) nie wiezie z Warszawy całego pakietu oficerów, żeby zabezpieczyć miejsce pobytu i samego prezydenta w miejscowości X. Na miejsce jedzie podstawowy komponent, który posiłkuje się miejscową policją i służbami.
Tak to wygląda na całym świecie i robi się tak również po to, by minimalizować koszty, ale także dlatego, że miejscowe służby doskonale znają choćby teren. Tyle że agenci ochrony – po tym, jak sami również zrobią rekonesans – stawiają też pewne warunki: potrzebujemy tego, te dachy powinny być zabezpieczone przez snajperów albo przez policjantów, a tę ulicę musimy zablokować i wstrzymać ruch na czas wydarzenia albo już nawet na dwie godziny przed i godzinę po jego zakończeniu. Koordynacja, dowodzenie i same działania muszą być od siebie zależne. Współpraca to żelazny element.
Najprawdopodobniej byli to miejscowi policjanci. Snajper to tzw. posterunek dwuosobowy – jest obserwator i człowiek, który bezpośrednio obsługuje karabin. Tymczasem po strzałach w kierunku Trumpa agenci zaczęli gorączkowo szukać miejsca, skąd one padły. A czas biegł dalej...
Dostrzegam tu też pewną słabość, ponieważ agent Secret Service czy każdy inny oficer ochrony ma już wyrobione nawyki i wie, czego szukać w tłumie, na co zwracać uwagę, na co być uwrażliwionym. Natomiast miejscowy policjant zajmuje się na co dzień zupełnie czymś innym i musimy zakładać, jego wrażliwość czy spostrzegawczość będzie w pewnym sensie ograniczona.
Wydaje mi się zatem, że po zgłoszeniu od świadków o człowieku czołgającym się po dachu z karabinem ktoś z tych miejscowych służb pomyślał: "A, to pewnie nasi, pewnie Secret Service zabezpiecza dach, więc co się będę wychylał". Nie może być jednak sytuacji bez reakcji, a tej reakcji zabrakło.
Od kilkunastu lat organizowana jest cyklicznie konferencja służb ochrony z całego świata, w trakcie której takie sytuacje, jak ta z Pensylwanii, są poddawane szczegółowej analizie. Nie chodzi tylko o analizę błędów, członkowie takich spotkań otrzymują także informacje na temat tego, jakich środków i metod używali zamachowcy – po to, żebyśmy mogli być bardziej skuteczni i zapobiegać tego typu zdarzeniom.
Weźmy na przykład zamach na prezydenta Izraela Icchaka Rabina z 1995 roku w Tel Awiwie. Wszystko zaczęło się od dwóch policjantów, którzy mieli zabezpieczać wjazd w jedną z uliczek, którą miała jedynie przejechać kolumna prezydenta. Po zatrzymaniu zamachowiec (żydowski nacjonalista Jigal Amir – red.) zeznał, że próbował przedostać się w pobliże przejazdu kolumny kilka razy, ale zawsze na coś się nadział – a to go policjant wylegitymował, a to ktoś go zawrócił.
QUIZ: Czy poznajesz tych polityków i polityczki? Sprawdź swoją wiedzę!
W pewnym momencie stanął u wejścia w uliczkę, która miała być zamknięta, i zorientował się, że ci dwaj policjanci są zajęci zupełnie czymś innym. Wszedł kilka metrów w głąb tej uliczki i wszyscy zaczęli traktować go jako osobę uprawnioną do przebywania w tym miejscu. Po tym, jak prezydent zakończył przemówienie i chciał wejść do samochodu, podszedł i z kilku metrów oddał w jego kierunku kilka strzałów.
To pokazuje, że dowodzący zawsze powinien nie tylko uczulać, ale także na bieżąco kontrolować stan zaangażowania każdej ze służb i każdego funkcjonariusza. Nie ma miejsca nawet na krótką dekoncentrację.
Pana zdaniem w Secret Service polecą ważne głowy?
Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. USA są tuż przed wyborami prezydenckimi i wydaje mi się, że nie jest to możliwe. Jeżeli zapadną jakieś decyzje, to moim zdaniem zostaną ogłoszone dopiero po wyborach.