Nie milknął echa sobotniego zamachu na Donalda Trumpa. Dziennikarzom BBC News udało się dotrzeć do świadka, który widział zamachowca na dachu. Szokujące jest to, że choć alarmował on policję i Secret Service, ale ci mieli nie reagować. Chwilę później padły strzały.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Do zamachu na Donalda Trumpa doszło w sobotę 13 lipca podczas jego wystąpienia w Pensylwanii. Nie wszystkim udało się dotrzeć na spotkanie z byłym prezydentem. Część osób stała w cieniu pobliskich drzew i słuchała przemówienia. To właśnie oni jako pierwsi zobaczyli 20-letniego napastnika, który wspiął się na dach.
Zamach na Donalda Trumpa. Policja i Secret Service zawiodły?
Podczas sobotniej strzelaniny na wiecu Donalda Trumpazginęły dwie osoby. Jedną był zwolennik republikanina, który siedział na widowni, drugą napastnik, którego zastrzelili agenci Secret Service. Jednak na ich pracę, a także nieporadność policji zwrócił uwagę świadek całego zajścia.
– Zauważyliśmy faceta czołgającego się po dachu budynku jakieś 50 stóp od nas. Staliśmy tam i wskazywaliśmy na gościa wpełzającego po dachu – relacjonował świadek. Chwilę później dodał, że choć oni wyraźnie wskazywali, gdzie znajduje się napastnik z karabinem, to obecne na miejscu służby miały nie zareagować na czas.
– Stałem tam, wskazując na niego przez dwie lub trzy minuty. Secret Service patrzyło na nas ze szczytu stodoły. Wskazywałem na ten dach, stałem tam ot tak. I potem usłyszałem pięć strzałów – opowiadał świadek.
Chwilę później Amerykanin dodał, że policja i Secret Service mogły nie widzieć napastnika, bo ten sprytnie chował się za krawędzią dachu. Dodał jednak, że nie rozumie, dlaczego agenci nie obstawili wszystkich okolicznych dachów. Nie była to duża miejscowość, więc zadanie to nie byłoby trudne.
Czytaj także:
Na oczach świadków zastrzelili napastnika
Chwilę po tym, jak 20-letni Thomas Matthew Crooks oddał strzały w kierunku Donalda Trumpa, sam został zastrzelony. Świadek zdarzenia opowiedział, że widział, jak obecne na miejscu służby strzeliły mu w głowę.
Nie miał również wątpliwości, że napastnik posłużył się podczas zamachu karabinem. – Nie byłem wystarczająco blisko, żeby przeczytać etykietę, ale to był jakiś rodzaj karabinu – mówił Amerykanin.
Kiedy spytano go, jak się czuje po tym, co zobaczył, odpowiedź była krótka. – Nie wiem, co powiedzieć, stary. Powiem ci tylko tyle, że gdybym podszedł bliżej i miał przy sobie coś, co Secret Service uważa za problem, nie stałbym tutaj i z tobą nie rozmawiał – podsumował w rozmowie z dziennikarzami BBC.
Czytaj także:
Donald Trump wygra wybory w USA? Amerykanista ocenia
Czy zamach na Donalda Trumpa zapewni mu wygraną w wyborach prezydenckich w USA? Prof. Zbigniew Lewicki w rozmowie z naTemat przyznał, że na pewno zachęcie niektórych nieprzekonanych do oddania na niego głosu. Nie oznacza to jednak, że może być pewien zwycięstwa w jesiennym głosowaniu.
– Gdyby wybory były za tydzień czy za dwa tygodnie, jego zwycięstwo było właściwie przesądzone. Ale cztery miesiące to długi czas. Ludzka pamięć nie zawsze jest aż tak trwała – przyznał amerykanista. Ekspert dodał również, że daje Donaldowi Trumpowi 98 proc. szans na wygraną. 2 proc. nadziei pozostaje Joe Bidenowi.
Prof. Lewicki dodał również, że zastąpienie Joe Bidena na tym etapie kampanii byłoby desperacją ze strony Demokratów. – Gdyby demokraci mieli innego kandydata, jego szanse byłyby większe, ale wraz z upływem czasu spodziewany efekt takiej zmiany będzie coraz mniejszy, bo to już będzie desperacja. Wydaje mi się, że nawet ten wariant nie bardzo wchodzi w tej chwili w grę – zaznaczył.