Szukacie serialu na Halloween? Nie szukajcie dalej, bo "To zawsze Agatha", nowy tytuł w serialowej kolekcji Marvela, nada się wyśmienicie. Mamy tu wiedźmy, magię i "czarownicowy" klimat, a do tego znakomitą Kathryn Hahn i świetne, pełnokrwiste postacie. Ale... czy są jakieś "ale"? Oceniam "Agathę" po trzech dostępnych odcinkach na Disney+.
Ocena redakcji:
4/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Marvel i Disney+ mają już na koncie sporo wspólnych seriali. A dokładnie: 11. Niektóre tytuły mogą się komuś podobać, inne mniej, ale faktem jest, że MCU na małym ekranie nie zaliczyło jeszcze dramatycznej wtopy (w porównaniu do MCU na wielkim ekranie; na was patrzę, trzeci "Ant-Manie" i "Marvels"...).
Owszem, "Tajna inwazja" była niewypałem i bez wątpienia jest najsłabsza z całej puli, ale wciąż nie był to serial, którego nie dało się oglądać (głównie dzięki aktorom). A "Mecenas She-Hulk" i "Ms. Marvel" padły ofiarą wściekłych "facecików" – bo jak to, komiksowy serial o kobiecie?! – ale zawsze będę ich bronić, bo są naprawdę niezłe, przynajmniej w konkretnych gatunkach i stylach, które wybrali twórcy.
Ale pozostałe seriale Marvela na Disney+ nie budzą już aż takich skrajnych emocji. "WandaVision", "Loki", "Falcon i Zimowy żołnierz", "Hawkeye", "Moon Knight", "Echo", "A gdyby…?" – jeśli lubicie Marvela, a ich nie oglądaliście, to z czystym sercem polecam. Tak, też jestem w obozie, że lepsze były wspólne tytuły Marvela i Netfliksa (nie wszystkie, ale "Daredevil", "Jessica Jones" czy "Punisher" to złoto), ale było, minęło i mamy, co mamy.
Tytułem numerem jedenaście jest najnowsze dziecko Marvela i Disneya: "To zawsze Agatha" ("Agatha All Along"), młodsza siostra znakomitego "WandaVision". Pamiętacie charyzmatyczną, sarkastyczną i nieprzewidywalną Agathę, która udawała miłą sąsiadkę Wandy Maximoff, ale w rezultacie okazała się wiedźmą polującą na jej moce? Teraz panna Harkness doczekała się własnego serialu i och, ależ mi się to podoba!
O czym jest "To zawsze Agatha" Marvela? To spin-off "WandaVision"
Serial zaczyna się przednio, bo w konwencji serialu kryminalnego. Showrunnerka Jac Schaeffer – to ona odpowiada za "WandaVision" i stoi również za filmem "Czarna Wdowa" – brnie w to znakomicie; dostajemy nawet stosowne intro z napisem, że "Agatha of Westview" jest na podstawie duńskiego serialu (który jest tak naprawdę skandynawskim tytułem "WandaVision").
Ta pierwsza część pierwszego odcinka jest więc pyszną parodią (choć nie do końca parodią) seriali nordic noir i "Mare z Easttown" z Kate Winslet. Kathryn Hahn jest zmęczoną życiem detektywką Agnes O'Connor z ciętym językiem i traumą z przeszłości (oczywiście), a bohaterka grana przez Aubrey Plazę mówi wprost: jeśli pracujesz w policji, nie możesz mieć udanego życia prywatnego. Ach, co za szpila dla kryminałów.
Dopiero po jakimś czasie zdajemy sobie sprawę, że nasza Agatha Harkness została uwięziona przez Wandę w wymyślonej rzeczywistości, podobnie jak mająca złamane serce Scarlett Witch wcześniej uwięziła siebie i całe miasto w sielankowej rzeczywistości. Kiedy Agatha się ocknie – dzięki swojej dawnej przeciwniczce Rio Vidal (Plaza) oraz tajemniczemu gotyckiemu nastolatkowi (Joe Locke z "Heartstoppera") – zda sobie sprawę, że od konfrontacji z Wandą minęły trzy lata, a ona sama straciła swoją moc.
I wtedy wraz z Nastolatkiem (bo tak bezimienny bohater jest nazywany w serialu) postanawia wejść na legendarny Szlak Wiedźm. Ona chce odzyskać swoją dawną siłę, a jej młody kolega z pokolenia Z, którego fascynują wiedźmy i magia, marzy o czarodziejskich mocach.
Problemy są dwa: Agathę ścigają jakieś tajemnicze kreatury z Salem, a do wejścia na Szlak Wiedźm potrzebny jest własnycoven, czyli grupa związanych ze sobą wiedźm o konkretnych umiejętnościach. A niesławna i nieprzewidywalna Agatha, która flirtowała z czarną magią, nie ma żadnych przyjaciółek, ba, wszystkie czarownice jej raczej unikają.
Jednak nasza zdesperowana bohaterka jakimś cudem namawia do dołączenia do niej trzy wiedźmy (sam proces "rekrutacji" jest przezabawny), które średnio radzą sobie w życiu, a każda ma własny powód, aby wejść na mityczny szlak. To: ekscentryczna wróżbitka Lilia Calderu, której grozi eksmisja (Patti LuPone); mająca kłopoty z prawem mistrzyni eliksirów Jennifer Kale (Sasheer Zamata); i była policjantka Alice Wu-Gulliver (Ali Ahn) pragnąca rozwikłać tajemnicę śmierci swojej matki.
Dalsza część artykułu poniżej.
Do tej ekscentrycznej grupy wyrzutków Agatha dokłada swoją sąsiadkę z Westview, Sharon Davis (Debra Jo Rupp), która w sitcomie w "WandaVision" grała panią Hart. Bo potrzebuje zielonej czarownicy, co z tego, że gadatliwa Sharon nie ma mocy. I tak cała szóstka wchodzi na Szlak Wiedźm, a przed nią magiczne i niebezpieczne wyzwania. Pytanie też, czy wszyscy ze sobą w ogóle wytrzymają...
"To zawsze Agatha" to świetny serial na Halloween. Kathryn Hahn wymiata
Wystarczyły trzy odcinki, żeby "To zawsze Agatha" znalazła się w czołówce moich ulubionych seriali Marvela. Nie, to nie jest żadne arcydzieło, które zmieni telewizję, żaden ambitny Wielki Serial, to po prostu przyjemna produkcja na miły wieczór.
To tytuł zabawny, klimatyczny i stylowy, ale również cięty i momentami ostry; taki, który raczej zadowoli fanów witchy vibes. Zgrabna mieszanka "WandaVision", "Czarodziejek", "Chilling Adventures of Sabrina" i... "Sabriny, nastoletniej czarownicy", "American Horror Stories", "Salem", "Czarownic z East Endu", "Totalnej magii", a nawet "Lokiego".
Oprócz tego w serialu aż roi się od popkulturowych nawiązań, które, umówmy się, zawsze fajnie jest wyłapywać. To też taka produkcja Marvela, która nie jest nachalnie marvelowska: jest świeża i nowoczesna, nie wiążą jej sztywne ramy gatunkowe i formalne, a showrunnerka nie wciska na siłę nawiązań do MCU (przynajmniej na razie). Można oddychać.
A to oznacza, że "Agatha" jest dość szalona i nieprzewidywalna. To jazda bez trzymanki, w której sporo również horrorowych wstawek i jumpscare'ów. Nie brakuje też emocji, w tym tych cięższych, bo poznajemy również traumatyczne wydarzenia z przeszłości naszych bohaterek.
Fabuła jest sensowna i logiczna, dialogi żartobliwe i pełne szpilek, scenografia robi wrażenie, chociaż momentami razi tandetnym green screenem (Disney chyba trochę poskąpił z budżetem). Wrażenie robią stroje i już marzy mi się cała szafa Agathy Harkness. I ciekawostka: momentalnie wpadającą w ucho balladę wiedźm, którą słyszymy w serialu, napisali Kristen Anderson-Lopez i Robert Lopez, autorzy muzyki do obu części "Krainy lodu" i "Coco".
Ale cały urok Agathy opiera się na głównych bohaterach. Przede wszystkim Kathryn Hahn jest absolutnie znakomita jako Agatha: żywiołowa i sprytna, ciągle knująca, ale skrywającą pod maską sarkazmu smutek i życzliwość. Już ją widzę na przyszłorocznej gali Emmy, bo tę rolę naprawdę trzeba docenić.
Wszyscy pozostali, czyli członkinie jej covenu, Nastolatek oraz Rio, są pełnokrwistymi, niejednoznacznymi i świetnie napisanymi oraz zagranymi postaciami. Każdy ma tu swoje motywy, historię i przede wszystkim czas, żeby się wykazać.
Ale też chemia między bohaterami jest kosmiczna. Nastawmy się na morze docinek, żartów, słownych przekomarzań i nieoczywistych relacji, które, jak się domyślam, z czasem się rozwiną.
Cała grupa idealnie ze sobą współgra, Locke i Hahn są duetem z marzeń, ale to, co dzieje się pomiędzy Hahn i Plazą to absolutna petarda. Seksualne napięcie jest między nimi od początku (pocałujcie się wreszcie!), a dołóżmy do tego queerową postać Nastolatka i mamy najbardziej LGBTQ+ serial Marvela.
Jestem też szczęśliwa, że w końcu na ekranie błyszczą kobiety starsze niż dwudziestolatki. Kathryn Hahn ma 51 lat, Patti LuPone – 75, Debra Jo Rupp – 73. Plaza, Zamata i Ahn są blisko czterdziestki, a najmłodszy jest mężczyzna, do tego queerowy: 21-letni Locke. Naprawdę wspaniale jest zobaczyć na ekranie dojrzałe kobiety, coś, co jeszcze kilkanaście lat temu nie było oczywiste. Ile można oglądać seriali o... młodych, seksownych czarownicach?
Odcinków "Agathy" obejrzałam dopiero trzy, ale czekam na więcej (i mam nadzieję, że serial się nie popsuje). I nie wierzcie wszystkim krytycznym głosom. Owszem, nie wszystkim musi się ten serial podobać, to oczywiste. Jednak niektórzy, głównie mężczyźni, znowu uprawiają review bombing: rzucają jedynkami, bo kobiety w komiksowym serialu. Czyli znowu "zabawa", jak z "Mecenas She-Hulk" i "Ms. Marvel", fun.
Serio, dorośnijcie. Niech każdy sam sprawdzi, czy mu się "To zawsze Agatha" podoba. A na jesień i Halloween naprawdę jak znalazł.