Przemysław Czarnek w swoim stylu wraca na pierwsze strony gazet i portali. Gość Radia Zet ostro skomentował działania Macieja Gduli, sugerując, że może... "nie ma mózgu". Jeśli tak, to Czarnek wybacza. Ale jeśli mózg jest na miejscu, to – według byłego ministra – Gdula działa wbrew Polsce i nauce.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przemysław Czarnek to polityk, który nie tylko zna wagę mocnych słów, ale uczynił z nich swoje ulubione narzędzie. Na scenie publicznej błyszczy retoryką ostrą jak brzytwa, a celownikiem jego werbalnej artylerii najczęściej są przeciwnicy polityczni. Były minister edukacji, niczym bezwzględny gladiator debat, nie odpuszcza żadnej okazji, by rzucić kilka cierpkich zdań w stronę oponentów.
Tym razem to Maciej Gdula, wiceminister nauki, stał się obiektem jego najnowszego "wykładu" o narodowym obowiązku patriotyzmu, zdrowym rozsądku i rzecz jasna, posiadaniu mózgu.
Przemysław Czarnek kontra reszta świata
Czarnek, jak to Czarnek – kiedy nadarza się okazja, zawsze znajdzie sposób, by uderzyć w przeciwnika. Tym razem postanowił wykorzystać czas antenowy w Radiu Zet. Rozmawiając z gospodarzem programu Bogdanem Rymanowskim, powiedział w kilku słowach, co myśli o obecnym wiceministrze nauki. A wszystko przez to, że Maciej Gdula, obejmując funkcję, nie poparł wymyślonego przez niego projektu.
– Gdula! To człowiek, który występuje przeciwko polskiej nauce, gospodarce, przeciwko Polsce. No, chyba że nie ma mózgu. Jak nie ma mózgu, to wybaczam mu, że występuje przeciwko nauce – wyrzuca z siebie na antenie poseł PiS.
To klasyczny Czarnek: ocenia, ironizuje i – co najważniejsze – wybacza. Bo w jego narracji wybaczenie następuje tylko wtedy, kiedy uznaje, że oponent po prostu… nie ma mózgu. Wystarczy? Prawdopodobnie nie, bo według Czarnka mózg Gduli istnieje, a to, co z niego wynika, jest – delikatnie mówiąc – katastrofalne dla polskiej nauki.
Sankowski odchodzi, Gdula usprawiedliwia, a Czarnek grzmi. Czyli o co ta cała afera.
Ale skąd cała ta burza? Wchodzimy tu w fabułę niczym z politycznego thrillera. W lipcu rada nadzorcza IDEAS NCBR, instytutu zajmującego się badaniami nad sztuczną inteligencją, zwolniła Piotra Sankowskiego, wybitnego naukowca i prezesa ośrodka. Sankowski nie tylko rozwinął IDEAS NCBR do rangi kluczowego gracza w polskiej nauce, ale ściągnął do kraju takich gigantów, jak Aleksandra Mądrego z MIT czy Marię Kwiatkowską z Oksfordu.
Wydawać by się mogło, że jego sukcesy były wystarczającą ochroną przed politycznymi wstrząsami. A jednak – prezes zostaje zwolniony. Na jego miejsce wskoczył dr hab. inż. Grzegorz Borowik, specjalista od cyberbezpieczeństwa.
I tu wchodzi Maciej Gdula, cały na biało (czy raczej – politycznie na czerwono), tłumacząc na platformie X, że zmiany są konieczne. IDEAS NCBR przynosi straty: 28 milionów w plecy i przychody rzędu 173 tysięcy. "No, to może zmieńmy prezesa" zdaje się myśleć Gdula. Dla Czarnka takie tłumaczenie jest jak zaproszenie na pojedynek w ringu. "Chłopie, ty jesteś dla nauki czy przeciwko niej? No, chyba że nie masz mózgu!” – grzmi były minister, jakby mózg był walutą, którą Gdula zgubił gdzieś w politycznym tłumie.
IDEAS NCBR – to nie chodzi o zyski, tylko o przyszłość
Część komentatorów z Twittera podkreśla, że finansowe straty są naturalne dla instytucji badawczej tego typu, bo generują wiedzę i technologie, a nie od razu pieniądze. Dla Gduli jednak bilans finansowy stał się wystarczającym pretekstem do zmiany kursu.