Krzysztof Brejza, niezwykle szanowany przeze mnie polityk napisał na X, że Antoni Macierewicz powinien złożyć mandat posła i zostać wyrzucony z PiS. Mam nadzieję, że europoseł miał na myśli to, że Macierewicza te sankcje powinny spotkać na samym początku, jako wstęp do właściwej kary.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
To naprawdę wspaniała wiadomość, że MON zaprezentowało raport, w którym udowodniło, że podkomisja smoleńska Macierewicza nie dość, że kosztowała podatników ponad 81 mln zł, a jej członkowie nie mieli żadnych kompetencji do badania wypadków lotniczych to jeszcze, za wiedzą Macierewicza i przy jego aktywnym współudziale dokonali licznych manipulacji, fałszerstw i prób pozbycia się i zacierania dowodów. Tak, by potwierdzić tezę zmyśloną, ale potrzebną PiS, że w Smoleńsku doszło do zamachu, a nie lotniczej katastrofy.
Cieszę się, że wreszcie to wszystko wiemy, ale – niemniej – mam w związku z tą sytuacją kilka pytań. O rzeczy, których nie rozumiem.
Kilka pytań po raporcie ws. komisji smoleńskiej
Czy naprawdę Polska jest krajem, w którym potrzeba roku i raportu MON (praca ekspertów przy raporcie też przecież kosztowała podatników niemało), żeby stwierdzić, że faceci operujący na parówkach, kłamiący w żywe oczy i podważający opinie uznanych ekspertów nie mają kompetencji i sprzeniewierzą pieniądze Polaków? Nie mówiąc o ośmieszaniu Polski i okłamywaniu opinii publicznej?
Czy naprawdę trzeba było specjalistów, by stwierdzić, że to wszystko blaga, zamiast od razu, w pierwszym dniu po wygraniu wyborów napisać doniesienie (a w tym wypadku 24 doniesienia) do prokuratury?
Jak słusznie stwierdził Piotr Świerczek z TVN 24, "arcyciekawym" tropem w tej sprawie jest kontakt Antoniego Macierewicza z obywatelem Federacji Rosyjskiej Aleksandrem Glaskowem. I faktycznie "szkoda", że minister Cezary Tomczyk nie potrafi odpowiedzieć opinii publicznej na pytanie, czy był on inspirowany przez obcy wywiad, kim jest ten człowiek i co znajdowało się dokładnie na pendrivie przekazanym Macierewiczowi przez Rosjanina.
Nie po raz pierwszy zadaję pytanie (i o oczywiście nie tylko ja), co u diabła robi polski kontrwywiad, bo Macierewicz przecież od lat jest postacią, która aż krzyczy o dokładne prześwietlenie jego działalności i kontaktów pod kątem kontaktów z rosyjskim wywiadem. (Jego dobry kolega Tadeusz Rydzyk także).
Jego działania idą od lat wprost po linii Kremla, a liczne publikacje, z książkami Tomasza Piątka na czele, nie pozostawiają wątpliwości, że sprawa, bardzo delikatnie mówiąc – śmierdzi.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tymczasem dowiadujemy się, że ów Glaskov nigdy nie został zatrzymany, a sam Macierewicz także miał poinformować o spotkaniu z nim z opóźnieniem, które uniemożliwiło polskim służbom skuteczne podjęcie tego tropu.
Ale tu znowu: czy służby nie powinny od dawna obserwować Macierewicza pod kątem kontaktów z rosyjskim wywiadem, złapać go na gorącym uczynku – i przechwycić ów pendrive? Czy nie na tym właśnie polega ich praca? Na tym, żeby wiedzieć, zapobiegać i wyprzedzać?
Nie rozumiem też tego, o czym napisałam wczoraj na X: Dlaczego te wszystkie śledztwa prokuratury w sprawach Macierewicza i jego zespołu nie są prowadzone od roku? A śledztwo w sprawie nadużywania publicznych pieniędzy na prywatne cele Kaczyńskiego, czyli "miesięcznice"? Kto płacił za zamykanie Krakowskiego Przedmieścia i pracę policji 10-go dnia każdego miesiąca? Za utrudnienia w ruchu i stracony czas mieszkańców Warszawy? Kaczyński z własnej kieszeni czy z pieniędzy podatników? I jakim prawem angażował służby państwowe do swoich prywatnych spraw?
Czemu tych tematów nikt nie podejmuje?
W sprawie rozliczania kluczowych pisowców, sprawców polskiego autorytaryzmu istnieją dwie rzeczywistości: medialna i faktyczna. W tej medialnej ciągle ujawniane są jakieś sprawy, pisane raporty i składane doniesienia do prokuratury (nawet jeśli strasznie późno, bo dopiero po roku od objęcia władzy przez demokratów), czasem nawet wszczynane jakieś śledztwa i wystawiane listy gończe.
W rzeczywistości prawdziwej natomiast nikomu jeszcze włos z głowy nie spadł, ba – największym decydentom i prowodyrom, rozgrywającym, jak Kaczyński, Macierewicz czy Ziobro nawet nie zdjęto immunitetów – choć podejrzane sprawki widać jak na dłoni.
Naprawdę – rozumiem i szanuję argumenty, że szybko nie znaczy dobrze i że trzeba działać powoli – ale przecież tylko w sprawach, które naprawdę wymagają czasu!
Natomiast kiedy przestępstwa widoczne są jak na dłoni, a dowody leżą na ulicy i wystarczy się po nie schylić, taka opieszałość jest nie do wytłumaczenia.