Twierdzi, że sam wybierze moment swojego odejścia. Tak naprawdę wie jednak, że gdy ma się 80 lat, to wiele spraw trudno przewidzieć. Jerzy Urban wydał właśnie książkę. O swoim życiu rozmawia z Martą Stremecką z wydawnictwa "Czerwone i czarne". W książce mówi, że ledwie chodzi, rzucił picie, nie ma ochoty na życie towarzyskie, przeżywa uwiąd bodźców życiowych i ambicji. Książkę traktuje jako testament.
Z punktu widzenia książki nie. Ale ja jestem przyzwyczajony do przemilczania. Prasa prawicowa nie będzie mnie atakować, bo mnie przemilcza. Prasa bardziej zaprzyjaźniona, jak Polityka, czy Wyborcza, to im jest niezręcznie chwalić lub krytykować. Wolą niezauważać. Lewicowy Przegląd jest konkurencją dla nas, więc nie będzie pisał. Do telewizji miałem dwa zaproszenia. Oba zostały odwołane. Chciałbym żeby moja książka została odnotowana. O wiele bardziej błahe książki są bardzo pilnie odnotowywane, recenzowane, krytykowane.
Z jakiego powodu anulowano Pana telewizyjne wywiady?
Kierownictwo nie zgodziło się na pomysły dziennikarzy, którzy chcieli ze mną rozmawiać. Gdyby spotkało to dziennikarza Gazety Polskiej, to napisałby, że jest to wredna zmowa
Każdy stacja i swój tytuł ma swoje powody. Nie porozumiewają się w tej sprawie. Nie ma jednego ośrodka decyzyjnego. Jednej zmowy. Milczenie wokół mnie jest związane z moim statusem osoby, którą pragnie się wykreślić z publicznego funkcjonowania. To w różnych rzeczach się objawia. Osiągnąłem 5 milionów wejść na mój kanał na YouTube. Regularnie czytuję artykuły o tym, co się dzieje w internecie. Mój sukces jest zupełnie niezauważany, mimo że jest znaczący, że jest to silne wejście. Taki jest mój status.
Mainstream wolałby żeby Pana już nie było?
Jestem kłopotliwy ze względu na przeszłość, jako „Goebbels stanu wojennego”. Tygodnik „Nie” też jest prawie niezauważany. Gdy u nas się ukazuje coś, czego nie można pominąć, to po jakimś czasie ukazuje się to gdzieś indziej jako własne odkrycie.
One nie zostały pominięte przez internautów. Premier Tusk to zauważył i uznał że groźne dla niego jest dla niego, że wszyscy w to wierzą. Że wszyscy są przekonani, on naprawdę mógł tak mówić.
Wpłynął już pozew od Tuska?
Wpłynął. A sąd od razu wyznaczył termin na połowę maja.
Bardzo szybko.
Obywatel musi czekać wiele miesięcy, a premier ma od razu termin.
Będzie pan zeznawał?
Nie idę na ugodę, broń boże. Przecież ten proces ośmieszy Tuska. To jest dla mnie łakomy kąsek, że premier mnie skarży. Wyciąga mnie to z niebytu. Pozew jaki został wysłany do sądu omawia, że ja Tuska pomawiam, obrażam, utrudniam pełnienie funkcji. Tylko nie ma ani słowa, o co dokładnie Tusk ma pretensję. O które sformułowanie z naszego tekstu. To jest pozew kuriozalny. To jest pozew, że zrobiłem z Tuska prima aprilis.
Co takiego jest w Pana książce, co zasługuje na dostrzeżenie, na opisanie?
Na przykład opowieść z wnętrza rządu Jaruzelskiego, jak wyglądały wady, możności, niemożności od wewnątrz. Jest to życiorys polityczny, który jest z jednej strony nietypowy, z drugiej strony spójny. Objaśnia mój punkt widzenia na różne okresy. To nie jest książka plotkarska. Jest przyczynkiem do historii PRL.
Wydał Pan książkę u Roberta Krasowskiego, czyli w wydawnictwie raczej prawicowym, niż lewicowym.
To oni zapukali do mnie, nie ja do nich. Prawdę mówiąc pracowałem wcześniej nad podobną książką dla lewicowego wydawnictwa. Ale to wyszło tak marnie, że ja się wycofałem. Mój rozmówca nic nie wiedział o mnie. Przyszedł i zadawał pytania: A co pan robił tego dnia. Pani Stremecka tymczasem bardzo dużo pracy włożyła w studiowanie Urbana. Nie tylko czytała stenogramy z moich konferencji prasowych, ale żeby sobie wyobrazić tonację, ona poszła i obejrzała te konferencje. Przeczytała literaturę przedmiotu, bo o mnie jest z pięć, sześć książek. W ogóle nie ma porównania. Tu jest profesjonalnie zrobiona książka, a tam była chałturka.
Jaki Urban wychodzi z tej książki?
Szczery
Mówi Pan coś więcej niż w innych książkach?
Ja się w tej książce nie kreowałem
Nie grał Pan?
Pokazałem takiego, jaki uważam że jestem. Przecież ja nie jestem obiektywnym widzem, czy analitykiem siebie. O ile często błaznuję i robię jakieś kreacje, to tutaj pominęliśmy żarty, niewiele jest anegdot i historyjek. Tylko tyle, żeby czytelnik nie usypiał. Starałem się przedstawić czasy tak, jak je widziałem.
W jakim stopniu w tej książce krytycznie ocenia Pan siebie?
W minimalnym. Ja jestem z siebie zadowolony.
Czy jakieś osoby Pana książka zaboli?
Balem się tylko że zaboli Jaruzelskiego, ale w swojej łaskawości odpowiedział, że przyjmuje krytykę.
Nikogo po 90tym roku Pana książka nie zaboli?
Może być kłopotliwa dla Michnika. Może służyć do potwierdzana tezy, że komuniści i opozycjoniści, to jedna szajka.
Ile powstawał Pana wywiad-rzeka?
Rozmowy odbyły się u mnie w domu, w Konstancinie. Odbywaliśmy je raz na tydzień, to było kilkanaście tygodni.
Pan ma dobrą pamięć? W książce wspomina Pan rzeczy z dzieciństwa.
Starsi ludzie często pamiętają rzeczy bardzo stare, ale z trudem do kogo mają oddzwonić. Zresztą o swoim dzieciństwie i młodości mówiłem wiele razy. Pamiętam co mówiłem, więc pamiętam co było.
Czy tą książkę traktuje Pan jako testament?
Myślę że ona pełni taką rolę. Innej książki nie wydam. O sobie już nie napiszę.
Kiedy Pan przejdzie na emeryturę?
Na razie od poniedziałku do czwartku przyjeżdżam do redakcji codziennie. Potem mam trzydniowy weekend. Co mnie do tego pcha? To jest moje zajęcie, ja tu spełniam rolę coraz mniejszą, ale takiego bezpiecznika. Odrzucam teksty, pilnuję poziomu. Mam trochę doświadczenia prawnego, widzę co jest wymyślone, a co zdokumentowane. Poza tym „Nie” to autorskie pismo, jestem z nim identyfikowany. Nie wiem, kiedy przyjdzie moment na odejście, ale to będzie moja decyzja.
Czy na pewno będzie to tylko Pana decyzja? W książce pisze Pan, że ledwo chodzi, cierpi na uwiąd bodźców życiowych, uwiąd ambicji, nie ma Pan ochoty na życie towarzyskie.
Póki jestem zdrowy na ciele i umyśle i żyję, to będzie to moja decyzja. Jak zdechnę, to nie będzie to moja decyzja. Jak się rozchoruję, rozłożę, jak dostanę sklerozy, czy Alzheimera, to nie będzie to moja decyzja. To jest oczywiste i nie ma co o tym mówić.
Jest Pan na to wszystko przygotowany?
Bynajmniej, skąd. Wiadomo kto wszystko przejmie. Nie muszę o tym myśleć. Zrobiłem testament i kropka.
Ma Pan jeszcze w Polityce przyjaciół?
Tylko Passenta.
A w polityce?
Mam wielu znajomych, ale wymienianie ich jest tak dla nich niezdrowe, że wymieniać nie będę. Ja nie wiem, co się stało. Wydawało się, że czas będzie zasypywał lęki, a przeciwnie. One narastają. Nie ma to racjonalnych przyczyn.