Dział Kreatywny naTemat.pl
Dział Kreatywny naTemat.pl
REKLAMA

3 maja arcybiskup Marek Jędraszewski na Wawelu mówił tak: – Miłość nasza Polski, naszej ojczyzny, polega na pragnieniu posiadania dzieci i na szczyceniu się, że jest ich dużo.

Duchowny nawiązał też do uroczystości Matki Bożej Królowej Polski i do opisanej w Biblii wizji zmagania się niewiasty ze smokiem. W ten sposób opisał symboliczną walkę smoka z dziećmi Maryi, również tymi nienarodzonymi: – Smok chce te dzieci pożerać, czego symbolem niedawno stała się słynna zbrodnia w Oleśnicy.

Czytaj także:

Te słowa wzbudziły duże oburzenie, także w środowisku ludzi, którzy nie chcą decydować się na rodzicielstwo.

Bezdzietna lambadziara 

Katarzyna nigdy nie bawiła się lalkami. Kiedy inne dziewczynki śniły o welonach i wózkach, ona marzyła o domu z kominkiem. I świętym spokoju. 

– Nie umiałam tego wtedy nazwać – mówi dziś i dodaje: – Ale od zawsze czułam, że nie chcę rodziny w tym tradycyjnym sensie. Nie ciągnęło mnie do bycia żoną, matką. Od zawsze potrzebowałam przestrzeni. 

Od małego męczył też ją hałas. Ma tak do dziś. 

Jestem z pokolenia lat 80., wtedy nikt nie mówił o nadwrażliwości sensorycznej. Ale ja dosłownie cierpiałam, gdy ktoś włączał odkurzacz, kosiarkę. Zatykałam uszy, gdy w szkole dzwonił dzwonek na przerwę. Nie unikałam ludzi, ale najbardziej potrzebowałam ciszy. Dziś też wybiorę prędzej wędrówkę po górach niż koncert.  

Katarzyna

Bliscy Katarzyny suszyli jej głowę, żeby "ułożyła sobie życie". Straszyli brakiem "szklanki wody na starość", grozili wydziedziczeniem, wytykali egoizm.

Kilka razy usłyszała, że powinna pójść do lekarza i "sprawdzić co jej jest". Ale Katarzyna nie zamierzała się ugiąć.

Gdy koleżanki rodziły dzieci, planowała kolejną podróż. 

Gdy wychodziły z niemowlętami na spacery, ona uczyła się kolejnego języka. 

Gdy śpiewały kołysanki, ona zasypiała w swoim dużym łóżku – błogo, bezpiecznie i w zgodzie ze sobą. 

Ma 43 lata. Od mężczyzn nie stroni, bywa w związkach. Ale wszystkie oparte są na modelu Living apart together (LAT). Bywają u siebie, nocują, wyjeżdżają razem, ale mieszkają osobno.

Katarzyna nie zamierza tego zmieniać. Do słów hierarchy kościelnego podchodzi z dystansem: – Przypuszczam, że po prostu jest nadal niska świadomość w społeczeństwie na temat kobiet, które po prostu nie pragną mieć dzieci. Nie pragną i tyle. I nie ma w tym drugiego dna. Ja mam zwykłą pracę biurową, nie zamieniłam dziecka na karierę. Nadzwyczajniej w świecie go nie chcę.

I dodaje:

– Nie czuję się gorsza. Ani samotna. Ani pusta. Po prostu wybrałam inaczej. Dla wielu jestem dziwaczką. Albo "bezdzietną lambadziarą". Usłyszałam zresztą to nie raz. Trudno. Mam swoje życie. I lubię je. 

Sukieneczki 

Ciepły, pachnący mlekiem bobas. Różowe sukieneczki wiszące w pastelowej szafie. Pierwszy krok. Umorusana urodzinowym tortem buzia. Pierwszy dzień w szkole.

A potem już dalej: pierwsze zwierzenia o randkach, wyczekiwanie w oknie, aż wróci. Bo przecież dorasta i potrzebuje coraz więcej wolności. Ale tego wszystkiego nie ma. I może nigdy nie będzie. Bo Weronika powoli przestaje się łudzić. 

Przestaje mieć nadzieję, chociaż jeszcze niedawno wymyślała imiona dla wymarzonej córeczki. Wypatrywała w sklepach miękkich pluszaków, kolorowych grzechotek, rowerków na dwóch kółkach. Chciała całować najpierw łysą główkę, a potem zaplatać na niej warkoczyki. Udawać, że jest Wróżką Zębuszką i podkładać pod poduszkę pieniądze. 

– Najpierw poronienie zatrzymane, potem puste jajo, a jeszcze później dwie ciąże biochemiczne. Zachodzę w ciążę, ale nie umiem jej utrzymać – jej głos się łamie. 

Jeszcze dwa lata temu powiedziałaby, że ma wspierającego partnera. Ale wszystko się zmieniło. 

Raz, w kłótni, powiedział mi, że to moja wina. Potem przeprosił. Wiem, że nie chciał tak powiedzieć, że sam już jest zmęczony tym wszystkim, ale stało się. Te słowa padły. I ja nie umiem ich zapomnieć.

Weronika

Dalej mówi, że nie umie poradzić sobie z zazdrością. Szarpie ją w środku, kiedy widzi, jak kolejna koleżanka dzieli się swoim szczęściem w mediach społecznościowych, że została mamą. Weronika nie wie, czy kiedykolwiek usłyszy to słowo. 

Najgorsze jest to, że musi się tłumaczyć:

– Dobiegam czterdziestki, wszystkie moje znajome albo mają już dzieci albo zachodzą w kolejne ciąże. Ja mam coraz mniej czasu. Zawsze, jak spotkam jakąś dawno niewidzianą koleżankę, na przykład z podstawówki, to pyta o dzieci. Myśli, że je mam, tylko nie wrzucam ich zdjęć na Facebooka. Moi rodzice, tacy niby wspierający, to jednak podczas świąt też zawsze pytają o wnuka. 

Proszę ją, żeby odniosła się do słów arcybiskupa Jędraszewskiego. 

– Moje pragnienie posiadania dziecka jest tak wielkie, że nie trzeba mi o tym przypominać – ucina krótko. 

Czytaj także:

Boję się ciąży 

Przerażająca samotność. I porażające zmęczenie. To słowa klucze, które dźwięczą w uszach Beaty, 38-latki.  

Synonimy macierzyństwa. Definicje bycia samodzielną matką.  

– Do tego musiałabym dołożyć jeszcze strach o byt, o rachunki, o każdy dzień – opowiada.

Mówi, że pierwszy raz się zwierza. Obcej osobie łatwiej. Raz próbowała opowiedzieć przyjaciółce, że jest tak bardzo zmęczona, ale usłyszała, że chyba postradała zmysły: ma przecież zdrową, piękną córkę, a tyle osób nie może mieć dzieci!  

Niech więc lepiej zamilknie. 

Od ojca dziecka uciekła, kiedy Lenka miała trzy lata. Do jednej torby spakowała ubrania, do drugiej zabawki. Niczego więcej nie miała. Wszystko było jego. 

– Córka poszła do przedszkola i zaczęła chorować – wspomina. – Tydzień byłam w pracy, tydzień na zwolnieniu. I tak w kółko. Szef zagroził, że mam wybrać: dziecko albo praca.  

Beata nie mogła liczyć na pomoc swoich rodziców, którzy mieszkali w tym samym mieście. Byli źli, że odeszła od ojca dziecka. "Wstyd dla naszej rodziny" – mówili jej. 

A że pił? Mężczyzna przecież "musi sobie wypić".

– Zasypiałam na kanapie w pełnym makijażu i marynarce – opowiada. – Byłam skrajnie wyczerpana. Córka nie chciała chodzić do przedszkola, każde wyjście do placówki to był horror. Po przedszkolu odreagowała. Psycholog nic nie stwierdził. A ja czułam, że wariuję – opowiada.

Potem wszystko zaczęło się układać. Beata zmieniła pracę na lepiej płatną, wynajęła większe mieszkanie.

I zakochała się jak nastolatka: – Partner nie miał swoich dzieci. Marzył o swoim, to zrozumiałe. Ale ja od początku mówiłam mu, że nie wybrażam sobie miec drugiego dziecka. Nie chcę, nie pragnę. A on naciskał.  

Nic nie dawało, że zapewniał ją, że tym razem nie będzie sama, że razem dadzą radę. Że ich historia będzie miała zupełnie inne zakończenie niż ta, którą zna. Że we dwoje zawsze lżej i łatwiej. Beata nie chciała słuchać.

On też nie. 

Odszedł.  

Dwa lata później Beata zobaczyła jego zdjęcie na Facebooku z synkiem.  

– Czy zabolało? Ani trochę. Dobrze, że spełnił swoje marzenie. Ja nie wyobrażam sobie po raz drugi zostać mamą – przyznaje.

Beata mówi, że przytłacza ją codzienność. Praca, obowiązki, logistyka. Czasem nie ma siły ugotować zupy. 

– Nie dałabym rady martwić się o jeszcze jednego człowieka. Przeżywać to wszystko kolejny raz. Te bunty, brak pomocy dziadków. Chyba popadłabym w depresję – przypuszcza.  

Nie żałuje córki. Kocha ją ponad wszystko. Ale nie chce więcej. 

Miała wybór: pełna choć patchworkowa rodzina albo przetrwanie.

Wybrała to drugie.

logo
Rodzicielstwo nie jest marzeniem każdej kobiety Dział Kreatywny naTemat.pl

"Pragnąć sobie można"

Zapytałam kobiety na jednej z facebookowych grup o ich doświadczenia związane z macierzyństwem lub jego brakiem. Takie, które nie mieszczą się w prostych hasłach. 

Oddaję im głos.  

"Marzę o tym, żeby zostać mamą trójki wspaniałych dzieci. Przypadkiem dostałam diagnozę choroby, która być może przekreśli moje marzenia. To bardzo boli";

"Nigdy nie chciałam być mamą i nią nie zostałam. Teraz wchodzę w menopauzę i dzieci mieć już nie będę. Nawet przez minutę tego nie żałowałam. I nie, nie jestem zgorzkniałą frustratką. Jestem szczęśliwa. Jestem w zgodzie z samą sobą. I tego wszystkim życzę".

"Moja historia to 10 lat zmagań z niepłodnością, która zakończyła się adopcją naszej córeczki. Nie mogę, ale… życie nauczyło mnie, że czasem największe pragnienia spełniają się tylko w sposób, którego nigdy byśmy się nie spodziewali".

"Myślałam o dzieciach, ale zbliżam się już do 40-tki, i dla moich teoretycznych dzieci ciągle nie ma ojca. Tak mi się życie ułożyło, że nie spotkałam nikogo, kto chciałby stworzyć ze mną związek, a świadomie na samotne macierzyństwo się nigdy nie zdecyduję".

Nie chcę mieć więcej dzieci, bo jeśli trafi mi się kolejna nieudana próba to rozpadnę się na milion kawałków. Mam na koncie trzy ciążę i tylko jedno dziecko, a jedna z ciąż zagrażała poważnie mojemu zdrowiu (ale przez upolitycznienie tematu aborcji lekarze byli bardzo opieszali w działaniu). 

Internautka

"Mam jednego syna. Urodziłam go,  kiedy miałam 33 lata. Chciałam mieć drugie dość szybko. Za mną ciąża która obumarła, puste jajo płodowe i ciąża pozamaciczna. Więc czasem chcieć nie znaczy móc".

Nie chcę mieć dzieci, bo nie chcę. To nie wymaga dodatkowego tłumaczenia się i szukania na siłę powodów. 

Internautka

"Nie chcę mieć dzieci. To znaczy, może i chciałabym z mojej egoistycznej strony je >>posiadać<<, żeby wychować, przytulać, rozpieszczać, patrzeć jak dorasta jako osobna jednostka. Mam jednak takie zdanie, że dziecko to ogromna odpowiedzialność. Nie tylko jeśli chodzi o wychowanie, ale ogólnie wydanie na świat człowieka, któremu przyjdzie w tym świecie żyć. Szczególnie w dzisiejszych czasach. Boję się o przyszłość świata. O wojny, ekologię, ekonomię. Jeśli więc mam wybór, to wolę tego młodego człowieka na świat nie sprowadzać".

"Zawsze marzyłam o trójce dzieci. Mam 29 lat i na dzieci mnie niestety nie stać pomimo bardzo dobrych studiów. Boję się też o ich przyszłość, przeraża mnie wizja jak będzie wyglądać ten świat za 20 lat".

Pragnąć sobie można, ale praktyka pokazuje, że większości ludzi po prostu nie stać na dzieci – stwierdza kolejna internautka.

– To nie są czasy, w których da się utrzymać rodzinę z jednej pensji – oboje rodziców musi pracować. A kobiet często nie chce się zatrudniać, bo "mogą zajść w ciążę". Czy to znaczy, że pracodawcy też nie są patriotami?

I dalej odnosi się to do słów arcybiskupa:

– Najłatwiej byłoby mieć dzieci będąc młodym, ale młodych nie stać na własne mieszkania. Czyli deweloperzy i wynajmujący też nie są patriotami, bo niechętnie wynajmują ludziom z dzieckiem i słabą pracą... A już najmniej patriotyzmu wykazują politycy, którzy mają gdzieś to, że ludzi nie stać na mieszkanie, jedzenie, życie po prostu – ironizuje.

Dodaje, że paradoksalnie zakaz aborcji działa tak samo.

– Gdyby dostęp do aborcji był normalny i bezpieczny, wiele kobiet mogłoby się jednak zdecydować na ciążę, bo nie bałyby się o własne życie. A skoro lekarze zasłaniają się klauzulą sumienia, to trudno nazwać ich patriotami, bo de facto nie wspierają decyzji o macierzyństwie, tylko ją utrudniają. Nie wspominając już o tym, że jeśli trafisz na dziecko z niepełnosprawnością, myślenie o kolejnym potomku staje się niemal niemożliwe – leczenie, rehabilitacja i codzienna opieka pochłaniają ogromne ilości czasu, energii i pieniędzy.

Na koniec stwierdza, że wygląda więc na to, że najmniej patriotyzmu mają ci, którzy najgłośniej nazywają się "obrońcami życia", bo w praktyce robią wszystko, by zniechęcić innych do podjęcia ryzyka ciąży.

Inna internautka opowiada, że od pięciu lat walczy o to, żeby zostać mamą. Udało się zajść w ciążę, ale obumarła. Nie doszło do samoistnego poronienia: musiała przejść zabieg aborcji. A potem się po tym pozbierać. Przeszła dodatkowe badania.

–Wyszło na to, że naszą jedyną opcją jest in vitro – opisuje. – Przeszłam dwie próby bez rezultatu, które psychicznie mnie zniszczyły. Obecnie podchodzę do trzeciej. Notorycznie słyszę komentarze: „A ty? Kiedy?” albo „Hehe, wiesz… już ten wiek!”. Często od osób z pracy, którym nie chcę się tłumaczyć i opowiadać o swojej sytuacji. To strasznie przykre.

Powoli przestaje wierzyć, że się uda.

– Przeżywam każdą ciążę koleżanki. Kończą mi się opcje na posiadanie własnego dziecka. Jestem przerażona. Mówienie, że „to kwestia pragnienia”, to dla mnie cios prosto w serce – odnosi się do słów hierarchy kościelnego.

Na wypowiedź zdecydował się też mężczyzna, tata jednego dziecka. – Chcielibyśmy więcej, ale w pierwszej ciąży od 24. tygodnia były podejrzenia wady genetycznej, skierowanie na amniopunkcję, później stan przedrzucawkowy, dziecko nie rosło. Poród przedwczesny w 33. tygodniu. Ostatecznie urodzone zdrowe, z wagą 1500 g, ale nikt nie zna przyczyny, dlaczego tak było. I nikt nie gwarantuje, że kolejna ciąża będzie w porządku – opisuje.