
Próby kolejnych rakiet SpaceX należącej do Elona Muska to nie lada wyzwanie dla kontroli ruchu. Deszcz odłamków po jednej z eksplozji był spektakularny, ale mógł doprowadzić do katastrofy. Firma nie poinformowała bowiem o tym, co się stało, a w pobliżu znajdowały się samoloty pasażerskie.
W styczniu 2025 roku doszło do jednej z bardziej spektakularnych eksplozji rakiety SpaceX. Kosmiczne odłamki spadały z nieba, zostawiając za sobą smugi światła niczym fajerwerki. Problem polegał jednak na tym, że w pobliżu miejsca eksplozji były 3 samoloty, które mogły w każdym momencie zostać trafione częściami rakiety. Kontrolerzy lotów nie mieli pojęcia, że doszło do wybuchu i nie mogli ostrzec pilotów.
SpaceX mogło doprowadzić do trzech katastrof lotniczych
Nowymi ustaleniami ws. styczniowego incydentu podzielił się "Wall Street Journal". Z ich ustaleń wynika, że w momencie, kiedy doszło do eksplozji rakiety nad Karaibami, SpaceX nie skontaktowało się z Federalną Administracją Lotnictwa USA (FAA), a powinno to zrobić natychmiast.
W konsekwencji kontrolerzy lotów o zagrożeniu w powietrzu dowiedzieli się od pilotów, którzy przelatywali nad zagrożonym obszarem. Jak podał magazyn, w momencie wybuchu w zasięgu spadających odłamków były trzy maszyny pasażerskie. Oprócz jednego prywatnego odrzutowca był to samolot JetBlue lecący do Portoryko, a także maszyna linii Iberia. W sumie na pokładach tych samolotów było 450 pasażerów nieświadomych zagrożenia.
Z danych FAA wynika, że maszyna JetBlue już w trakcie przelotu dostała informację, że znajduje się w niebezpiecznej strefie. Kontrolerzy dodali, że jeśli piloci będą kontynuować podróż, to robią to na własne ryzyko, ponieważ ich maszyna może zostać uszkodzona przez odłamki. Te spadały nad Karaibami jeszcze przez 50 minut od wybuchu.
Iberia i prywatny odrzutowiec miały przeciąć strefę mimo jej zamknięcia. "Wall Street Journal" podał, że zrobiły to z powodu usterek technicznych. Podobno "zgłosiły one awarię zbiornika paliwa i przeleciały przez tymczasową strefę zakazu lotów".
Samoloty na trasie kolizyjnej. Ale SpaceX mogło wyciągnąć właściwe wnioski
Kiedy było już wiadomo, że doszło do eksplozji, FAA zamknęła część przestrzeni powietrznej i przekierowała samoloty. To wywołało duże zamieszanie, w efekcie którego dwie maszyny znalazły się w bardzo niewielkiej odległości od siebie. To mogło doprowadzić do katastrofy. Na szczęście ostatecznie nikomu nic się nie stało.
Nie można też wykluczyć, że firma Elona Muska wyciągnęła wnioski ze styczniowej eksplozji. Kiedy w marcu 2025 roku eksplodował ich Starship, reakcja była szybka. Wiele samolotów, w tym polski LOT, otrzymało nakaz "zatrzymania się", czyli holdingu. Maszyny miały krążyć w tym samym miejscu do momentu ustąpienia zagrożenia.
Zobacz także
