Patryk Jaki poszedł do nowej mekki warszawskich lemingów. Zapomniał o jednej, cholernie ważnej rzeczy

Paweł Kalisz
Patryk Jaki zaciekle walczy o fotel prezydenta stolicy i gdy tylko może, spotyka się z mieszkańcami Warszawy. Byliśmy na spotkaniu na warszawskich Odolanach. Tłumów nie było, w spotkaniu oprócz dziennikarzy i sztabowców wzięło udział kilkadziesiąt osób. Nie zabrakło za to obietnic, jak to będzie wspaniale, gdy Jaki wygra z Rafałem Trzaskowskim. W tym wszystkim jest tylko problem, bo na Odolanach "oficjalnie" nikt nie mieszka.
Patryk Jaki spotkał się z mieszkańcami Warszawy na Odolanach. Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Spotkanie na Odolanach było ogłaszane na Twitterze i Facebooku. Patryk Jaki miał się spotkać z mieszkańcami stolicy o godzinie 19:10. Trudno powiedzieć, czy kandydat na prezydenta słyszał powiedzenie, iż punktualność jest grzecznością królów, w każdym razie pozwolił na siebie czekać. I dobrze, bo o 19:10 tłumów nie było.
Na Jakiego oczekiwali nieliczni mieszkańcy i ekipa telewizyjna.Fot. naTemat / Paweł Kalisz
Wiceminister się spóźnia



Odolany to w tym momencie jedna z najatrakcyjniejszych lokalizacji do zamieszkania. Dawne tereny przemysłowe zamieniły się w nowiusieńkie osiedla, które błyskawicznie zalali młodzi warszawiacy.

Problem w tym, że życie tam to właściwie życie na budowie. W sąsiedztwie ciężarówek i paru firm, które są jeszcze pozostałością po dawnym przemyśle. Dodatkowo brak tu sensownego planu zagospodarowania przestrzennego, główna arteria (ul. Jana Kazimierza) jest dziurawa jak sito, a poranne wyjazdy stąd to koszmar. Do tego dochodzi brak szkół i przepis na problemy do rozwiązania gotowy. A z tym nie radzi sobie obecny burmistrz dzielnicy Krzysztof Strzałkowski.

Młode i nowe osiedla z równie młodymi mieszkańcami mają jeszcze jeden specyficzny problem. Oficjalnie mało kto tam mieszka. "Słoiki" po prostu się nie meldują, więc z tego punktu widzenia Odolany w ogóle kandydatom nie są potrzebne.

Jak na grupie "Moje Odolany" zauważyli sami mieszkańcy, to nie jest błąd. "Jest to wizualizacja zrobiona na podstawie danych meldunkowych. Z tej wizualizacji wynika więc, że duża część mieszkańców Odolan jest tu niezameldowana". A jak meldunku nie ma, to i na Jakiego (ani nikogo innego) nie zagłosują.
Screen z mapa.um.warszawa.pl
Plany związane z planem
– Warszawa potrzebuje planu zagospodarowania przestrzennego. Ten chaos, który panuje obecnie działa na korzyść jedynie deweloperów, którzy robią w stolicy co chcą. Pierwszą rzeczą, którą chcę wprowadzić w Warszawie to właśnie uchwalenie planu – przemawiał do zebranych Patryk Jaki.

Problem rzeczywiście istnieje. Częstokroć w warszawskich dzielnicach dzieje się jakoś tak, że najpierw deweloperzy pobudują nowe osiedla, a dopiero potem powstaje plan zagospodarowania przestrzennego. Taka kolejność nie jest bynajmniej przypadkowa, wynika to z kilku powodów.
Pierwszy to pieniądze. Miasto musi wykupić grunt pod ulice, chodniki, place, parki, publiczne place zabaw, szkoły, placówki kulturalne – słowem za to wszystko, co mieszkańcy chcą mieć, ale za co deweloper nie chce płacić. A budżet miasta z gumy nie jest, więc opóźnienia z wydawaniem decyzji mają ścisły związek z brakami w miejskiej kasie.

Innym razem, jak w przypadku terenów po fabryce traktorów w Ursusie, radni zwyczajnie nie mogą się zdecydować na to, co chcą tam postawić. Czy mają to być tereny rekreacyjne, wielki plac handlowy czy może jednak powstaną tam osiedla mieszkaniowe? Takie spory potrafią się ciągnąć przez kilka kadencji samorządu.

Proszę zostawić pana Artura
Gdy Jaki mówił o konieczności wprowadzenia planu zagospodarowania przestrzennego, na miejscu spotkania doszło do przepychanek. Jeden ze zwolenników polityka próbował wyrwać tekturową tabliczkę z rąk innego ze zgromadzonych. Rzut oka na napis i wszystko staje się jasne. "Jaki kłamca" – taki napis widniał na tabliczce.

– Panie ministrze, proszę o interwencję – krzyczał zaatakowany przez zwolennika polityka mężczyzna. – Proszę zostawić pana Artura, pan Artur jest najwierniejszym uczestnikiem naszych spotkań – zakrzyknął Jaki. Pomogło, po chwili po przepychankach pozostało już tylko niemiłe wspomnienie. A kandydat na prezydenta mówił dalej.

O Metrze, o komunikacji, o tym jak ważny jest transport masowy. Jednym słowem – nic nowego. Wygląda na to, że na większości spotkań polityk mówi mniej więcej to samo. To miło, że jest konsekwentny w sprawie własnego programu, szkoda, że plan ten pisany jest ewidentnie pod publiczką, a jego realizacja jest praktycznie niemożliwa. Bo gdy czekamy wciąż na finisz drugiej nitki metra, Jaki już "buduje" czwartą.

Patryk Jaki chce zbudować dwie linie metra w ciągu dwóch kadencji, w sumie miałoby powstać 40 nowych stacji, a przecież nie można zapomnieć o wykończeniu tych, które już powstają. Nie tłumaczy, skąd weźmie tak gigantyczne pieniądze i rzeszę robotników budowlanych. Cóż, papier wszystko zniesie.

Każdy, kto choć trochę śledzi budowę drugiej linii metra, szybko przeliczy w głowie, że to pomysł co najmniej nierealny.



Spełnianie obietnic
Podczas spotkania z Jakim nie padały tak trudne pytania. Mieszkańcy którzy przyszli wysłuchać kandydata na prezydenta Warszawy żalili się na nieszczęścia, które ich spotkały. Jedna z uczestniczek spotkania ma problem z parkowaniem samochodu, nie ma miejsca parkingowego, które jej zdaniem powinny zapewnić jej władze miasta.