Biskupi przepraszają za pedofilię. To hipokryzja i górnolotne frazesy
19 listopada w trakcie Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski biskupi zajęli stanowisko w sprawie wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży przez niektórych duchownych. W treści ogłoszonego do mediów dokumentu padło jak zwykle wiele wielkich słów ale zabrakło konkretów.
Stanowisko polskiego episkopatu nie zawiera nic nowego. Wydanie wytycznych w sprawie nadużyć wobec nieletnich to nie żadna dobra wola czy też inicjatywa polskich biskupów, ale obowiązek każdego kościoła lokalnego nakazany przez Watykan.
Już ponad cztery lata temu, w lutym 2014 roku stanowiąca własność episkopatu Katolicka Agencja Informacyjne zapowiadała, że w ciągu kilku miesięcy kościół wyda Białą Księgę dotyczącą pedofilii wśród duchownych.
Prezes tej agencji Marcin Przeciszewski był przekonany, że "Okaże się, że problem nadużyć seksualnych w Kościele nie jest wcale tak wielki, jak to się niekiedy przedstawia". Minęło ponad cztery lata i księgi nie ma. Wielokrotnie wygłoszono frazesy o rzekomej polityce zera tolerancji wobec sprawców czynów pedofilskich w przestrzeni kościoła. Jak jest naprawdę, pokazują fakty.
Dobrym przykładem pokazującym gorliwość biskupów w walce z pedofilią jest chociażby sprawa księdza Pawła Kani. Biskupi wypuszczali bestię na żer. Kania ma na sumieniu wiele niewinnych ofiar. Hierarchowie stworzyli mu warunki, by kalał kolejne dzieci, pozwalali mu uczyć religii w szkołach, przenosili z miejsca na miejsce.
Nie wzięli za to odpowiedzialności. Watykan o sprawie Kani był informowany wybiórczo, a biskupi wbrew prawu kościelnemu nie zawiadomili o sprawie na czas Kongregacji Nauki Wiary. Arcybiskup Gołębiewski dopiero po zatrzymaniu księdza Kani poinformował Kongregację o jego nadużyciach. Siedem lat po tym, gdy było już wiadomo, że przejawia skłonności pedofilskie.
Przez ten czas hierarchowie przerzucali go z parafii na parafię z Wrocławia do Bydgoszczy i z powrotem stwarzając mu doskonałe warunki, by krzywdził dzieci. W nowych miejscach był anonimowy, nie wzbudzał podrzeń. Jedną z jego ofiar był nieletni Janek. Gdyby nie fakt, że został przeniesiony, nigdy by nie skrzywdził tego chłopca. Obecnie jego adwokat domaga się od kurii Bydgoskiej i Wrocławskiego pół miliona tytułem zadośćuczynienia.
Jeszcze we wrześniu 2013 roku ksiądz Grzegorz K. pełnił funkcję proboszcza na warszawskim Tarchominie, pomimo że dwa lata wcześniej dopuścił się molestowania ministranta w Otwocku. Na arcybiskupie Hozerze nie zrobił wrażenia fakt, że wobec sprawcy w marcu 2013 roku Sąd Rejonowy w Otwocku wydał wyrok skazujący oraz że toczyło się kolejne śledztwo o molestowanie nieletnich w innej parafii. Ksiądz K. posadę stracił po interwencji mediów. Kuria wszczęła wobec sprawcy postępowanie kanoniczne dopiero w 2014 roku.
W 2012 roku ksiądz Roman J., były proboszcz parafii w Małej na Podkarpaciu, został prawomocnie skazany ka karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu za molestowanie nieletniej. Biskup rzeszowski Jan Wątroba zrezygnował z wymierzenia księdzu dodatkowej kary, tzw. "kościelnej". Swoją decyzję skwitował szokującym uzasadnieniem: "Jego wina jest wątpliwa".
Biskup postanowił przywrócić skazanego księdza do pracy duszpasterskie, uzasadniając tę decyzję tym, że "posądzenie o przestępstwa seksualne wobec nieletnich pojawiało się po latach nienagannie przeżytych i nigdy więcej się nie powtórzyło". Czy biskup brał pod uwagę jak się czuje ofiara, której zarzucił pomówienie?
Ks. Roman Kramek, skazany w USA w 2005 roku na karę pozbawienia wolności za napaść seksualną na 17-latkę, od 2009 roku do października 2018 roku był proboszczem w Orzechowie. Dopiero po publikacji tej szokującej informacji przez media metropolita warmiński Józef Górzyński skierował sprawę księdza Kramka do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Czekano z tym blisko dziesięć lat.
Oto prawdziwa twarz polskiego kościoła w sprawie pedofilii. Czy biskupi, którzy mają za nic bezpieczeństwo dzieci, transferują pedofilów z parafię na parafię, dają jakąkolwiek rękojmię, by ich słowa brać na poważnie?
Symbolem postawy Kościoła w sprawie ofiar jest wreszcie fakt, że prymas Polak od pół roku nie odpowiada na prośbę o spotkanie Marka Lisińskiego, lidera Fundacji „Nie lękajcie się”, jedynej organizacji skupiającej ofiary księży. Ma w tym czasie czas na udzielanie wywiadów, w treści których górnolotnie opowiada o rzekomej trosce kościoła o ofiary.
To pokazuje hipokryzję prymasa Polaka, a może po prostu brak odwagi, by stanąć twarzą w twarz z pokrzywdzonymi. Ubrać się w ornat i prawić frazesy to żadna sztuka. Chrześcijaństwo jest bardziej wymagające.
Za zło należy zadośćuczynić, również finansowo. Słowa przeprosin to zaledwie krok. W dniu 22 stycznia bieżącego roku Sąd Okręgowy w Poznaniu wydał prawomocny wyrok w głośnej sprawie Kasi, bohaterki reportażu Justyny Kopińskiej opublikowanego w "Dużym Formacie". Sąd przyznał ofierze księdza aż milion złotych zadośćuczynienia i 800 złotych dożywotniej, comiesięcznej renty.
Według sądu, płacić ma sam Kościół, a nie zdegenerowany ksiądz-bankrut. Ale Polski kościół ma swoje prawo, nieprzejednanie stoi na stanowisku, że nie jest adresatem roszczeń pokrzywdzonych. W przyjętych przez Konferencję Episkopatu Polski 20 czerwca 2009 roku wytycznych oraz w znowelizowanych wersjach tego dokumentu określającego zasady postępowania kanonicznego wobec duchownego, który seksualnie molestował nieletnich, ciągle znajduje się niepozostawiający wątpliwości zapis:
Pokrzywdzeni mają już dość przeprosin i modlitwy, chcą konkretów. Polska nie może być wyjątkiem, pedofilią w kościele powinna zająć się komisja złożone ze świeckich fachowców oraz środowiska pokrzywdzonych. Kościół nie może być sędzią we własnej sprawie.Odpowiedzialność karną oraz cywilną za tego rodzaju przestępstwa ponosi sprawca jako osoba fizyczna.
Marek Lisiński – prezes Fundacji „Nie lękajcie się”.
Artur Nowak – adwokat, publicysta, współautor (z Małgorzatą Szewczyk-Nowak) książki dokumentalnej o pedofilii w Kościele „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos”oraz „Dzieci które gorszą” zawierających historie ofiar i dzieci księży katolickich.