Unikalny świat, ale czegoś w nim brak. Obejrzałem pierwszy polski serial Netflixa
"1983" jest pierwszym polskim serialem wyprodukowanym i dystrybuowanym przez Netflixa. Widzowie na całym świecie będą mogli zobaczyć retro-futurystyczną, alternatywną wersję Polski. W rolach głównych wystąpili Robert Więckiewicz i Maciej Musiał, a za kamerą stanęła m. in. Agnieszka Holland. Czy udało się?
Drugim planem czasowym serialu jest rok 2003. W tym świecie nasz kraj prosperuje i tylko pozornie przypomina kontynuację czasów PRL. Zgadza się reżim, służby, ale wszystko poza tym to zupełnie inna historia.
Fot. Krzysztof Wiktor/Netflix
Jak wyglądałby nasz kraj, gdyby komuna nie upadła? Nie trzeba być wielkim prognostykiem, by wyobrazić sobie początek XXI wieku zbytnio nie odbiegający od lat 80., gdyż ówczesne zarządzanie państwem nie pozwalało na śmiałe innowacje i rewolucyjny postęp.
Uniwersum "1983" zakłada inną opcję. Punkt krytyczny, który wywraca do góry nogami wszystko co znamy. Na taki przełomowy pomysł wpadł... Maciej Musiał oraz Joshua Long (o kulisach serialu przeczytacie tutaj), którzy wspólnie wykreowali ciekawe uniwersum z delikatną nutą cyberpunku.
Polska z początku XXI wieku dalej jest totalitarna i mroczna, ale przestała być zacofana i biedna. Rządy, które po zamachu objęła Partia, stawiały na rozwój technologiczny. Reżim inwigiluje obywateli i każe palić książki "Harry'ego Pottera". Unitra przekształciła się w Ultrę i wyprodukowała swojego smartfona. Warszawę zamieszkuje mnóstwo Wietnamczyków, którzy mają swoją dzielnicę z neonowymi banerami rodem z "Łowcy androidów".
Fot. Krzysztof Wiktor/Netflix
Gadżety, stroje, scenografia wnętrz i otwarte przestrzenie prezentują się na kadrach wspaniale, a odsłanianie kolejnych zakamarków i konceptów wprost z równoległego świata daje sporo frajdy. Niespodzianki kryją się też w dialogach. Brzmią sztucznie i jak na polską produkcję przystało - czasem je słabo słychać, a głównie na nich opiera się akcja. Na szczęście można sobie włączyć angielskie napisy.
Aktorsko mamy się czym chwalić przed światem - przynajmniej jeśli patrzymy na główny ekranowy duet. Robert Więckiewicz gra milicjanta z zasadami, a prochowiec dodaje mu wdzięku stróża prawa z filmów noir. Maciej Musiał wciela się w sztywnego studenta prawa, który naiwnie wierzy w słuszność systemu, ale kiedy poznaje całą prawdę - zmienia się. I to widać. Świetnie się uzupełniają i widać, że panowie polubili się poza kamerą.
Na drugi plan też przyjemnie się patrzy, ale przedstawione postacie są jednowymiarowe i nie wywołują emocji. Na uwagę zasługuje wschodząca gwiazda młodego pokolenia czyli Zofia Wichłacz - myślę, że po premierze posypią się propozycje ról. Mniejsze kreacje mogą z kolei wręcz irytować. Niektórzy aktorzy epizodyczni jakby żywcem urwali się z planu "Trudnych spraw".
Fot. Krzysztof Wiktor/Netflix
"1983" kupił mnie doskonałym ulokowanie w miejscu i czasie - dlatego właśnie poświęciłem temu tyle miejsca w tekście. To jednak za mało na polecanie go znajomym, bo potem wracaliby do mnie z reklamacją. Z odcinka na odcinek serialowy świat pochłaniał mnie coraz mniej i nie wywoływał już takich emocji jak na początku. Ktoś zapomniał o angażującym widza suspensie.
Dla wielu widzów "1983" będzie serialem o niewykorzystanym potencjale, o którym będą pamiętać jedynie z racji jego otoczki. Aktorzy i scenografowie napracowali się, ale to nie wystarcza, jeśli fabuła jest niezbyt wciągająca przez mało wyrazistą intrygę i niespieszną akcję.
Obraz alternatywnej Polski z pewnością przypadnie do gustu osobom (może tym z zagranicy?), które uzbroją się w cierpliwość, nie nastawią się na strzały i pościgi, a serial political fiction z przesłaniem, o którym Orwell pisał w 1948 roku.
Czy "1983" będzie stawiane na półce na równi z popularnymi produkcjami lokalnymi jak niemiecki "Dark" czy hiszpański "Dom z papieru"? A może dołączy do worka z duńskim "The Rain", który również miał ciekawy punkt wyjścia, ale niektórzy wytrzymali zaledwie jeden odcinek? To się okaże w grudniu - wszystkie osiem odcinków trafi na Netflixa 30 listopada.