7 osób, które opozycja powinna schować w 2019 roku, żeby zwiększyć swoje szanse

Rafał Madajczak
Dotychczas chowanie niewygodnych, zgranych twarzy, to była PiS-owska tradycja. W 2005 roku Jarosław Kaczyński na premiera zamiast siebie wyznaczył sympatycznego Kazimierza Marcinkiewicza, żeby nie psuć wyborczych szans brata. W 2015 roku kampanię wyborczą zbudował wokół mało wówczas znanych Andrzeja Dudy i Beaty Szydło, która obiecywała, że Antoni Macierewicz za nic nie zostanie ministrem obrony. Opozycja słusznie się z tego śmiała. Ale teraz powinna zrobić coś podobnego.
Przed opozycją najważniejsze wybory od 30 lat. Nie da się ich wygrać tymi samymi kartami. Fot. Dominik Gajda / Agencja Gazeta, Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta, Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Przed demokratyczną opozycją najważniejsze wybory od 1989 roku. Za 10 miesięcy Platforma Obywatelska i sojusznicy zmierzą się ze swoimi głównymi wrogami: Prawem i Sprawiedliwością oraz swoim własnym wizerunkiem. – starej, zblazowanej partii, pełnej przekonanych o swojej wyjątkowości leśnych dziadków z czasów, kiedy Kasia Tusk nie znała jeszcze słowa "blog".

Tymczasem jeśli rzeczywiście zbliża się wojna końca świata rebeliantów demokracji z dobrozmianowym Imperium, "dobro" powinno coś ze stereotypem leśnego dziadka demokracji zrobić. W normalnych warunkach chciałoby się, żeby odpowiedzią liberalnej opozycji była autentyczna zmiana, ale mamy tu do czynienia z opozycją, która na 10 miesięcy przed wyborami nie wie, czy chce je w ogóle wygrać.


Dlatego w grę wchodzi jedynie opcja "PiS-owska" z udawaniem, że wymienione poniżej osoby i ich wizja walki z PiS przypadkiem przechodziły obok Zjednoczonej Opozycji z tragarzami.

1. Lech Wałęsa
Były prezydent od lat czuje się patronem całej strony demokratycznej w Polsce. Nie jest członkiem PO, ale legendarnego "Lecha" już Donald Tusk promował jako ojca polskiej wolności, a Grzegorz Schetyna i Katarzyna Lubnauer fetowali na każdym kroku. Tymczasem Wałęsa to dziś polityczna bomba, która wybucha kiedy chce i jak chce. A to opowiada teorie spiskowe o zabiciu Lecha Kaczyńskiego przez brata, a to chwali Putina, jak najlepszego kumpla. To ma być ikona tej lepszej, nowej polityki, która ma zakończyć rządy paździerzowego PiS-u? W 1989 roku o sukcesie na opozycji decydowało zdjęcie z Lechem Wałęsą. 30 lat później o sukcesie może zdecydować wycięcie Lecha Wałęsy z kadru.

2. Ryszard Petru
Człowiek-mem, który nie potrafi zapamiętać nawet nazwy swojej własnej partii, a wszyscy wiemy, że Ryszard Petru nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Co prawda (na razie) planuje osobny start w wyborach, ale ten pomysł będzie ewoluował im bliżej domykania sejmowych list Zjednoczonej Opozycji. Wpuszczenie na nie Ryszarda Petru gwarantować będzie wiele udanych nagłówków w ASZdzienniku, ale cała reszta nie będzie niestety milczeniem ku uciesze prawicowego internetu.

3. Liberalny beton z KOD-u
Dzięki dobrej zmianie Zjednoczona Opozycja dorobiła się swojego betonu. PiS ma swoje żelazne 20-30 proc. konserwatywnych, antyelitarnych sympatyków, Platforma ma "stare kodziarstwo". Każdy, kto widział kiedyś marsz KOD pamięta tę specyficzną atmosferę festynu, na którym piosenki Kaczmarskiego mieszały się z żartami o wzroście Jarosława Kaczyńskiego i moralnym wzmożeniem Doroty Stalińskiej. Bez liberalnego betonu ZO nie ma co marzyć o przyzwoitym wyniku, ale afiszując się liberalnym betonem spod znaku Soku z Buraka o nowym otwarciu - tak potrzebnym do zwycięskiego wyniku 40 proc. - od razu może zapomnieć.

4. Grzegorz Schetyna
To właściwie powinien być numer 1. Tak, wszyscy wiemy, że Grzegorzowi przywództwo w PO się należało. Że wytrzymał wyniszczającą wojnę z Tuskiem, że był z Platformą na dobre i na złe, że to świetny partyjny organizator, który Nowoczesną pożarł tak elegancko, że tylko przez parę dni media nie żyły niczym innym. Tymczasem główna opozycyjna partia polityczna to nie Oscar za całokształt twórczości, ale maszyna do zabijania. Jeśli jej lider jest uosobieniem jej wartości i jej najwspanialszym przedstawicielem, to "zabijanie" może zakończyć się mało chwalebnym strzałem w stopę.

Grzegorz Schetyna rządzi w partii już trzy lata, ale spróbujcie sobie przypomnieć choćby jeden jego cytat, jedno "zaoranie" polityka PiS, jeden błysk, po którym poczuliście, że ten gość da radę. No właśnie. Czy to oznacza, że PO powinna w ostatniej chwili zmienić lidera i pogrążyć się w chaosie? Dobry moment już minął - Grzegorz Schetyna będzie z PO do końca. Od niego jednak zależy, jaki ten koniec będzie.

5. Katarzyna Lubnauer
Mentalny bliźniak Grzegorza Schetyny, który doskonale uzupełniał się z szefem PO na szczycie kierownictwa Zjednoczonej Opozycji i jeden z głównych argumentów dlaczego nie głosować na Nowoczesną. Tu miała nastąpić wyliczanka dokonań szefowej N., ale Google nie pokazał żadnych wyników.

6. Jan Grabiec
Pamiętacie, kto był na seksistowskiej konwencji prezydenta Legionowa i zamiast reagować, bił Romkowi brawo? Jan Grabiec powinien był po ujawnieniu swojej słabości do dyskursu wąsatych wujków na imieninach stracić stanowisko. Ale gdzie tam, to przecież zakochana w sobie Platforma. Dzięki temu nadal jako rzecznik partii mógł Grabiec zasugerować odebranie 500+ osobom bezrobotnym. Platformerski beton zapiał z zachwytu. Reszta znów zobaczyła leśnego dziadka wolnego rynku, który z działami Leszka Balcerowicza pod pachą "nareszcie bierze się za nierobów".

7. Naganiacz Zjednoczonej Opozycji
Na koniec być może najgroźniejsza figura, która ciągnie Zjednoczoną Opozycję do porażki, jaką będzie każdy wynik poniżej wyniku PiS. To najbardziej oddany fan ZO, który na każde pytanie odpowiada "najpierw odsuńmy PiS od władzy".
Czy opozycja ma plan na dzień po wygranych wyborach? "Najpierw odsuńmy PiS od władzy". Czy odwróci reformę oświaty? "Najpierw odsuńmy PiS od władzy". Czy Grzegorz Schetyna to dobry lider przed najważniejszymi wyborami po 1989 roku? "Najpierw odsuńmy PiS od władzy". Która godzina? "Najpierw odsuńmy PiS od władzy".

Nieważne, czy formułkę "najpierw..." wypowiada znana publicystka, zwykły internauta czy Dariusz Rosati. Każde "najpierw odsuńmy" nie tylko sprawia, że gdzieś na świecie płacze mały kotek, ale sprawia też, że wyborcy otrzymują komunikat, żeby wracali do dziecinnego stolika, a politykę zostawili dorosłym.

Ostatnio to przesłanie wyborcze z powodzeniem zastosowała w 2000 roku Unia Wolności.

Za co wyborcy nagrodzili ją wynikiem 3,1 proc.