To on wymyślił 500+, teraz komentuje nową obietnicę PiS. "Ludzie nie rozmnażają się za pomocą pieniędzy"
"A wiecie państwo, jak narodził się i gdzie narodził się pomysł programu 500+? Oczywiście tam, gdzie rodzą się wszystkie najlepsze projekty dla Polski. Na Nowogrodzkiej!" – z entuzjazmem przekonywała Beata Szydło na konwencji Prawa i Sprawiedliwości. Tymczasem nawet w Wikipedii można znaleźć, że autorem pomysłu jest prof. Julian Marian Auleytner, były prezes Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej, rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Warszawie.
Panie Profesorze, Prawo i Sprawiedliwość spełnia właśnie Pana postulat.
Fakt, od początku postulowałem, aby to świadczenie przysługiwało na już na pierwsze dziecko. Uważam, że to słuszne, aby 500 zł było na każde dziecko, choćby dlatego, że jest to jest kwestia równości w podejściu do dzieci. Dlaczego dzieci z rodzin wielodzietnych od drugiego wzwyż mają być lepiej traktowane ekonomicznie przez państwo aniżeli ci rodzice, którzy mają dopiero pierwsze dziecko?
Tyle że ta propozycja podawana jest w określonym, politycznym opakowaniu.
Wyborczym?
Tak, ale przecież to hasło w ogóle nie pasuje do wyborów europejskich. Niestety – gdyby zapytać polityków, nie tylko PiS-u, ale też i Koalicji Europejskiej czy innych, jaki jest ich program w dziedzinie problematyki społecznej w kontekście europejskim, pewnie nie uzyskalibyśmy konkretnej odpowiedzi. A przecież ta problematyka ma dla wyborców zawsze istotne znaczenie. To, co PiS zaproponował, jest programem "podwórkowym" – w tym sensie, że przeznaczonym wyłącznie na własne, krajowe podwórko, a nie europejskie.
Nie uzyskaliśmy zatem odpowiedzi, dlaczego wyborcy mieliby głosować na kandydatów tej czy innej partii w wyborach europejskich, z jakiego powodu. Ze względu na hasła krajowe? To jest hasło na wybory krajowe na jesieni.
Cztery lata temu 500+ było głównym hasłem Prawa i Sprawiedliwości właśnie w wyborach krajowych.
Trzeba pamiętać, że dziś jest jeszcze jeden nowy wątek, którego nie było, gdy program startował. Program "Rodzina 500+" był uruchamiany w okresie deflacji. Wówczas był on dobrym mechanizmem ożywiającym gospodarkę poprzez redystrybucję pieniędzy. Wielu ekonomistów nie chce tego zauważyć do dnia dzisiejszego, ale moim zdaniem nie ma wątpliwości – gospodarka na tym wówczas zyskała.
Dziś ceny nie spadają, lecz rosną. NBP szacuje, że w 2019 r. inflacja wyniesie 3,2 proc.
I dlatego teraz jest pytanie – czy świadczenie 500+ na każde dziecko nie pobudzi nam inflacji nadmiernie. Trzeba przy tym zauważyć, że to 500 zł dziś ma zupełnie inną wartość niż 3 lata temu.
Ten spór toczono i wtedy, i teraz też on wraca – czy państwo na to stać?
Można to pytanie odwrócić i zadać inaczej: dlaczego nie dać tych pieniędzy na dzieci, skoro rząd w przyszłym roku planuje dopłaty po 36 tys. zł do kupna samochodu elektrycznego? Tu przecież też pojawia się pytanie, z czego rząd będzie to finansować. A jednak, gdy zestawimy te dwie wartości – dziecko i samochód – i te dwie kwoty, to moim zdaniem to bardzo ze sobą kontrastuje.
Wydatki na cele społeczne zawsze są związane z redystrybucją dochodu narodowego: jakiej grupie, co przyznać, co dodać lub komu i co odjąć.
I do tego sprowadza się polityka społeczna? Tylko do przyznawania świadczeń?
Pytanie jest, jakie wartości idą za pieniędzmi. 500+ faktycznie było dla części społeczeństwa jakimś rozwiązaniem w kwestii ubóstwa materialnego, podnosząc je na wyższy poziom.
Dziś rzadziej spotykane jest ubóstwo skrajne, częściej zostało ono podniesione na poziom minimum socjalnego. Rzadko zwraca się uwagę na inny rodzaj ubóstwa – niematerialnego, związanego z dostępem do edukacji, kultury, wiedzy psychologicznej, solidarnością w środowisku lokalnym. Niestety, nie ma narzędzi, aby prowadzić politykę społeczną także na poziomie jakościowym, a nie tylko finansowym.
Niewłaściwe jest także to, że pracownicy służb socjalnych sami często są w trudniejszej sytuacji niż beneficjenci tych świadczeń. Pytaniem więc pozostaje, jaką motywację do działania będą mieli ci ludzie, żeby rozwiązywać różne problemy socjale w środowisku lokalnym.
Wkrótce miną trzy lata funkcjonowania programu "Rodzina 500+". Nawet ówczesny wicepremier Morawiecki mówił o zadłużaniu się państwa w celu poprawy dzietności. Ten efekt został osiągnięty?
Nie ma wzrostu dzietności. Był jednorazowy skok. W gronie ekspertów wiedzieliśmy od początku, że tego typu instrument finansowy może przynieść efekt demograficzny jedynie krótkotrwały. W 2017 r. faktycznie nastąpił wzrost, ale w 2018 spory spadek liczby urodzeń.
500+ na pierwsze dziecko może to zmienić?
Dane o liczbie urodzeń za rok 2018 pokazują, że - w cudzysłowie i żartem - ludzie nie rozmnażają się za pomocą pieniędzy. To oczywiście będzie pewna pomoc, zwłaszcza dla młodych małżeństw, ale efektu demograficznego nie należy się spodziewać.
Beata Szydło podczas konwencji PiS""A wiecie państwo, jak narodził się i gdzie narodził się pomysł programu 500+? Oczywiście tam, gdzie rodzą się wszystkie najlepsze projekty dla Polski. Na Nowogrodzkiej!
W 2015 roku, przed rozpoczęciem kampanii wyborczej, rozmawialiśmy z Jarosławem Kaczyńskim o tym, co powinno znaleźć się w naszym programie. I wówczas pan premier Jarosław Kaczyński przedstawił pomysł na program, który ma wspomóc polskie rodziny. Ten program, który później rząd Prawa i Sprawiedliwości, którym miałam zaszczyt kierować, wprowadził jako 500+, a pani minister Rafalska w ciągu pierwszych stu dni przygotowała ten projekt i w ciągu pierwszego roku skutecznie i bez żadnych przeszkód wdrożyła go w życie. Ogromne dla niej brawa!".
Panie Profesorze, na konwencji PiS ponownie opowiedziano historię, jak to Jarosław Kaczyński w gabinecie przy Nowogrodzkiej wymyślił 500+.
Cóż ja mogę polemizować z takim poglądem? Po co? 500+ to jest pomysł polityczny wdrożenia tego, co naukowcy wcześniej proponowali.
Przy czym - ta propozycja też padła poprzez polityków. Pan o tym pomyśle w 2011 r. rozmawiał m.in. z Pawłem Kowalem czy Joanną Kluzik-Rostkowską, czyli wówczas politykami partii Polska Jest Najważniejsza.
Oni mnie wówczas poprosili o konsultacje, bo szukali prospołecznego programu reformy. To przede wszystkim miał być instrument walki z ubóstwem. Moja propozycja brzmiała, aby to był ekwiwalent kwoty 100 euro (wówczas euro kosztowało poniżej 4 zł – przyp. red.). Na każde dziecko w rodzinie, bo wiadomo, że to pierwsze zawsze jest najdroższe. Gdy w rodzinie rodzi się drugie dziecko, często korzysta z tego, co rodzice kupili już wcześniej na potrzeby pierwszego dziecka.
Polska Jest Najważniejsza ten pomysł upubliczniła wtedy w swoim programie - 400 zł na każde dziecko plus 200 zł w postaci bonu edukacyjnego - i zapewne stąd Jarosław Kaczyński ten pomysł wziął.
Nie boli Pana to, że Pana zasługa jest przypisywana komu innemu?
Ja funkcjonuję w środowisku naukowym. Nie zamierzam konkurować z politykami w ich metodach przekazu medialnego. Nie mam takiego przebicia. Jest to po prostu kolejny przykład na to, jak zamiast promować naukę, promuje się politykę.