Taki odzew nie śnił się nawet tytanom marketingu. Sklep zrobił komiks o Januszu, który okrążył internet

Bartosz Godziński
Antybohater memów o Polakach stał się kanwą do komiksu, który niespodziewanie rozsławił niewielki sklep z Olsztyna na cały kraj. Historyjka podbiła Facebooka i portale internetowe oraz zaskoczyła speców od reklamy. Rozmawiamy z twórcą, który wcielił się też w postać nosacza Janusza.
Komiks z nosaczem Januszem, który przyszedł kupić fotelik do samochodu, podbił internet Fot. Strefa Fotelików Olsztyn / Facebook
Ponad 2 tys. udostępnień albumu na Facebooku, artykuł na głównej stronie JoeMonster.org oraz publikacja na lokalnym i branżowym portalu... Poniżej prezentujemy galerię z komiksem, który rozbawił nawet poszukiwaczy wyrafinowanego humoru.









































Jak widać, zabawne obrazki (nawet nie muszą być profesjonalnie wykonane) są świetnym sposobem na zaistnienie w szerszej świadomości branżom słabo "memicznym". Wie o tym Relax Kebab czy Agencja Mienia Wojskowego. Przykłady można mnożyć.

Rozmawiam z Szymonem Staniaszkiem z obecnie najsłynniejszego sklepu z fotelikami dziecięcymi w Polsce. To on jest pomysłodawcą komiksu i wcielił się w rolę nosacza - Janusza, bohatera popularnej serii memów obśmiewającej przywary Polaków.


Wielu internautów zastanawia się, czy aby za komiksem nie stoi potężna agencja marketingowa. Jak zatem było naprawdę?

Trochę już w tej branży pracujemy, przez lata obserwowaliśmy wszystko z boku i w końcu sami otworzyliśmy sklep z fotelikami, bo na tym się znamy. W social media kwestia bezpieczeństwa dzieci jest traktowana bardzo na poważnie. Chciałem zrobić coś innego, zabawnego. Jakby to wyglądało, gdyby taki "Janusz" odwiedził nasz sklep?

Usiadłem, napisałem tekst, zamówiłem maskę, ustawiłem kolegów i przebrałem się za Janusza. Całą "sesję" sfotografowałem zwykłym telefonem. Oczywiście część tekstów pochodzi z oryginalnych memów, ale część sami wymyśliliśmy. Początkowo zacząłem to montować na telefonie, ale chłopaki powiedzieli, że jest to za mało czytelne. Włączyłem więc na komputerze Painta i wieczorem przed telewizorem zrobiłem całość.

Przed wrzuceniem komiksu mieliśmy tysiąc obserwatorów. Zrobiliśmy go właśnie dla nich, by się pośmiali, a nie w celach reklamowo-marketingowych, by przyciągnąć nowych klientów. To co się później stało, przeszło zupełnie oczekiwania. Zaliczyliśmy na chwilę obecną 1,2 mln odsłon, nie byliśmy w stanie odpisywać na komentarze, a telefon ciągle wibrował od powiadomień. Na początku było śmiesznie, ale potem ludzie zaczęli nas krytykować i co to w ogóle za reklama.

Tak, to też zauważyłem. Zwykle w takich żartobliwych memach i komiksach reklamowych zachwalany jest produkt, tymczasem w waszym Janusz w końcu nie kupuje fotelika. Myślę, że to zaważyło na autentyczności komiksu.

Tak, odnieśliśmy się również do bieżącej sytuacji i reklam tanich pasów dla dzieci. Producent pisze, że są bezpieczniejsze niż foteliki. Chciałem to trochę wyśmiać, zakładając, że Janusz kupi raczej coś takiego za 150 zł, niż normalny fotelik.

Ludzie jednak zaczęli się doszukiwać drugiego dnia, dlatego nawet później napisałem post mówiący o tym, że drugiego dna w tym po prostu nie było. Nawet nie reklamowaliśmy sklepu, bo w końcu nie przekonaliśmy Janusza do zakupu. Myślę, że ludzie są trochę zbyt poważni, a my wyszliśmy przed szereg i pewnie dlatego nam się udało.

I tyle. Ludzie zaczęli o nas pisać i oznaczać, że przeprowadziliśmy taki niekonwencjonalny marketing. Nawet mój kolega, który od lat siedzi w tym biznesie i zawsze zapewniał, że jesteśmy poważną firmą i nie możemy sobie pozwolić na żarty, nie dowierzał wynikom posta. "Przecież to nie ma nic wspólnego z budowaniem brandu!". Odpowiedziałem, że to wcale nie takie miało być.

A czy historia z komiksu jest w jakimś stopniu inspirowana prawdziwym wydarzeniem? Przychodzą klienci do sklepu, słyszą "1000 zł za fotelik" i mówią: "Ło matko, Halyna, mam zawał"?

Nie, w całości zostało to wymyślone przeze mnie i wymieszane z popularnymi tekstami w stylu "kurła" i "kapuczyna" z internetu. Akurat Polacy, a handluję w całej Europie, mają świadomość cen. Przychodzą do sklepu i wiedzą, że nasze foteliki mają atesty, certyfikaty i przeszły crash testy. Dlatego zawsze pytamy o maksymalną kwotę. Są przecież foteliki i za 300, i za 3000 złotych. Staramy się dopasować je do uwarunkowań fizycznych dziecka, samochodu i budżetu. Raczej nie przychodzą do nas ludzie, którzy przestraszą się cen i idą do marketu kupić fotelik za 150 zł. A takie tanie foteliki z marketu spełniają swoje zadanie?

Jeżeli taki fotelik za 150 zł przeszedłby crash testy, to pojawiłyby się też w profesjonalnych sklepach. To nie jest tak, że nie bierzemy ich, bo są za tanie, tylko nie są podparte żadną homologacją czy gwiazdkami ADAC. Ludzie mają różne potrzeby, jak ktoś jeździ tylko do przedszkola pół kilometra, to przecież nie będzie kupował fotelika za 2 tys. złotych.

Po wszystkim zrozumiałem, że można sobie żartować, ale gdzieś tam ludzie doszukują się drugiego dna. Przy następnych postach muszę na to uważać, albo stworzę po prostu grupę zamkniętą - dla fanów, bo jest szansa na kontynuację komiksu.