Jak wygląda likwidacja szkody komunikacyjnej? Jeśli lubiłeś swój stary samochód, to możesz mieć problem
Jedziesz sobie spokojnie, aż tu nagle – bum! Chwila czyjejś nieuwagi i ukochane błyszczące autko zamienia się w zbitek pogiętych blach. Nawet nie wiesz, że to dopiero początek drogi przez mękę i wcale nie ma pewności, że na końcu tej ścieżki zobaczysz wyremontowany samochód.
Średnia wartość wystawianych na sprzedaż samochodów w Polsce to 21 000. W przypadku większych kolizji może się okazać, że naprawa pojazdu staje się z punktu widzenia ubezpieczyciela ekonomicznie nieopłacalna. Nawet, jeśli uszkodzenia nie są poważne, może dość do sytuacji, gdy trzeba będzie się rozstać ze swoim ulubionym pojazdem.
Uderzył i co dalej?
W przypadku poważniejszych kolizji warto wezwać na miejsce policję. Nie chodzi jednak o zemstę na nieostrożnym kierowcy, któremu policjanci zapewne wlepią mandat i parę punktów karnych. Policjanci na miejscu zbadają okoliczności zdarzenia i stwierdzą, kto ponosi za nie winę. Takie oświadczenie będzie ważnym dokumentem dla ubezpieczyciela i przyśpieszy proces likwidacji szkody.
Gdy policjanci na miejscu orzekną, że to my jesteśmy poszkodowani, a drugi kierowca przyznaje się do winy, naprawa naszego autka będzie opłacana z OC sprawcy. Im szybciej stosowne dokumenty wpłyną do ubezpieczyciela, tym szybciej ruszy machina i szybciej będzie wiadomo, czy... do naprawy w ogóle dojdzie. Ale nie uprzedzajmy faktów. Najpierw autko musi trafić do jakiegoś warsztatu blacharsko-lakierniczego.
Rozliczenie szkody w trzech aktach
Zanim rozpocznie się właściwa naprawa, auto zostanie dokładnie obejrzane przez rzeczoznawcę. Jego zadaniem jest określenie, co uległo uszkodzeniu. Zdarza się, że jedna wizyta specjalisty nie wystarczy, bo dopiero po zdemontowaniu kilku części auta będzie widać, że trzeba wymienić coś jeszcze. W skrajnych przypadkach rzeczoznawcy przyjeżdzają nawet 4-5 razy.
Gdy już zostanie sporządzona lista uszkodzeń, zakład, do którego trafiło uszkodzone auto, przystępuje do wyceny kosztów naprawy. W kalkulacji można zastosować części zamienne kategorii "O", czyli nowe, pochodzące od producenta pojazdu lub "Q" – nowe, zgodne ze specyfikacją producenta pojazdu, ale produkowane przez inne firmy, czyli zamienniki.
Im dłuższa jest lista uszkodzeń, tym maleją szanse na naprawę auta z OC sprawcy.•Fot. naTemat
Większość towarzystw ubezpieczeniowych nie toleruje wpisywania do kosztorysów części pochodzących z "odzysku", czyli wszelkiego rodzaju elementów karoserii czy lamp odzyskiwanych podczas złomowania pojazdów.
– Użycie części używanych nie gwarantuje przywrócenia pojazdu do stanu sprzed szkody, zwłaszcza w zakresie bezpieczeństwa jego dalszego użytkowania – twierdzi Paulina Stachura z TU ERGO HESTIA. Stachura podkreśla, że HESTIA nie dopuszcza do sytuacji, gdy pojazd zostanie naprawiony z wykorzystaniem części pochodzących ze szrotu.
To o tyle ważne, że korzystanie wyłącznie z części "P", "Q"i "O" znacząco podnosi koszty naprawy. Przykładowo "używane" drzwi do samochodu Mazda 2 można kupić na giełdzie za kilkaset złotych. Jeśli mamy szczęście, to będą nawet w żądanym kolorze. Nowe, oryginalne (i niepomalowane) drzwi to wydatek ponad 3 tysięcy złotych.
W przygotowywanym przez zakład kosztorysie znajdą się oczywiście nie tylko części, ale też koszty robocizny. Trzeba wymienić w aucie błotnik? W dokumencie będzie koszt potrzebnego elementu, koszt jego lakierowania i koszt montażu. Pół biedy, jeśli trzeba wymienić tylko ten błotnik. Schody zaczynają się, gdy trzeba wymienić na przykład cały bok samochodu.
Pozornie nie takie duże uszkodzenia w starszych samochodach mogą oznaczać orzeczenie o szkodzie całkowitej.•Fot. naTemat
Szkoda całkowita
I nagle okazało się, że naprawa jest nieopłacalna, więc towarzystwo ubezpieczeniowe podjęło decyzję o szkodzie całkowitej. Tak się dzieje, gdy suma wszystkich kosztów związanych z naprawą przekracza wartość pojazdu sprzed wypadku.
Wycena rzeczywistej wartości samochodu to dość skomplikowany proces.•Fot. naTemat
Gdy wartość pojazdu jest wyższa niż koszty naprawy, to wszystko jest w porządku. Pozostaje czekać, aż auro wróci z lakierni. Gdy ubezpieczyciel orzeknie o szkodzie całkowitej, wcale nie oznacza to jeszcze konieczności rozstania się z autem, ale sprawy zaczynają się komplikować.
W przypadku Marty towarzystwo, w którym był ubezpieczony tir, zaoferowało jej wypłatę 5 tysięcy złotych na konto. Tyle ich zdaniem auto straciło na wartości w wyniku kolizji. Obliczono to w następujący sposób: wrak został wystawiony na aukcję, a najwyższa oferta opiewała na 9 tysięcy złotych. Odjęto to od wartości pojazdu sprzed wypadku i mamy wynik.
Auto zastępcze
Warto wiedzieć, że poszkodowanym kierowcom przysługuje auto zastępcze. Koszty wynajmu ponosi sprawca, zwykle jednak jest tak, że opłacane to jest z jego polisy OC. Pojazd należy się już praktycznie od chwili wypadku, w praktyce jednak zwykle otrzymuje się go najwcześniej w ciągu jednego-dwóch dni.