To jego Klarenbach zaatakował w studiu TVP. Szolc: Rozzłościło go przeczucie, że złote czasy się kończą

Daria Różańska-Danisz
Jeśli agresja pana Klarenbacha była motywowana faktem, że jestem gejem, to tym gorzej dla pana redaktora – byłoby to bardzo nieprofesjonalne z jego strony – mówi w rozmowie z naTemat.pl warszawski radny Koalicji Obywatelskiej Marek Szolc. To jego w studiu TVP zaatakował prowadzący program "Minęła 20".
Adrian Klarenbach TVP zaatakował w studiu warszawskiego radnego Michała Szolca. Fot. screen z "Minęła 20" / TVP Info
Adrian Klarenbach na antenie TVP Info wyszedł z roli dziennikarza. Prowadzącemu program "Minęła 20" puściły nerwy. Z wymalowaną na twarzy agresją wręcz krzyczał na stołecznego radnego Koalicji Obywatelskiej Michała Szolca, który otwarcie mówi o swojej homoseksualnej orientacji. Wprawdzie tematem dyskusji była pedofilii w Kościele, ale rozmowa zeszła m.in. na temat... masturbacji.

To była pana ostatnia wizyta w TVP?

Marek Szolc: Oczywiście, że nie. Telewizja Polska to w tym momencie narzędzie propagandowe, ale ktoś musi odkłamywać tę propagandę i ich manipulacje.


Czyli nie podziela pan zdania polityków Platformy Obywatelskiej, którzy zdecydowali się na bojkot tej stacji?

W pełni zgadzam się z tym, że dziennikarze TVP często znają przekaz partyjny PiS-u lepiej niż zaproszeni goście z partii rządzącej. Ale to nie zmienia faktu, że TVP dociera do wielu milionów Polek i Polaków, którzy nie mają dostępu do innych mediów.

Jeśli tym ludziom będzie wtłaczany do głów wyłącznie przekaz partyjny, jeśli nie będzie tam polityków, którzy bronią praw mniejszości, praw kobiet, państwa prawa, to jakim cudem mamy pokazać Polkom i Polakom, że to, co robi PiS jest złe?

Tak długo, jak do TVP będą chodzili przygotowani i kompetentni politycy i polityczki opozycji, będziemy w stanie to robić.

Na Twitterze można przeczytać, że dziś Adrian Klarenbach wyszedł z roli dziennikarza i wszedł w rolę polityka, który powtarza przekaz dnia, zamiast o pedofilii w Kościele, mówi o karcie LGBT+, masturbacji. Czym pan tak rozwścieczył Klarenbacha?

Dyskutowaliśmy na temat tego, jak powinniśmy skutecznie bronić dzieci i młodzież przed molestowaniem seksualnym.

Przypomniałem o tym, że gdy w Warszawie była podpisywana deklaracja na rzecz społeczności LGBT+, to jednym z jej elementów było wprowadzenie w szkołach kompleksowej edukacji seksualnej. Podczas takich zajęć można m.in. wytłumaczyć dzieciom w sposób dopasowany do ich wieku, jak się chronić przed przemocą: gdzie postawić granicę, jak zachować własną autonomię.

Bardzo wiele ofiar molestowania mówi, że gdy były krzywdzone, gdy mieli 8 czy 10 lat, nie wiedzieli, co się dzieje. Czuli, że to coś złego, ale nie potrafili sobie wytłumaczyć, skąd taka reakcja. Myśleli, że to przestępstwo, które jest na nich popełniane, ale nie umieli się temu sprzeciwić.

Dzieci w szkołach potrzebują zajęć, podczas których dowiedzą się, że mają prawo powiedzieć "nie". Zajęć, które w zrozumiały i dostosowany do ich poziomu rozwoju sposób pokażą, kiedy dochodzi do sytuacji, w których ktoś chce im zrobić krzywdę.

Kiedy proponowaliście te zajęcia, to strasznie was skrytykowano.

Tak, zostaliśmy brutalnie zaatakowani przez polityków PiS i TVP, mimo że jest to jedna z form ochrony dzieci przed molestowaniem seksualnym, przed przestępcami, w tym – przestępcami w sutannach.

Przypomniałem o tym panu redaktorowi. I on się bardzo rozzłościł. Myślę, że to wynika z chęci manipulacji. W Warszawie od wielu miesięcy tłumaczymy sens i treść zajęć edukacji seksualnej w szkołach czy lekcji antydyskryminacyjnych. W tym czasie politycy PiS, a wraz z nimi TVP i rzecznik partii rządzącej, w którego rolę często wciela się redaktor Klarenbach, sprowadzają to do "latarników" LGBT, którzy będą uczyć w szkołach dzieci masturbacji.

To kłamstwo. I oni doskonale wiedzą, że kłamią. W programach u tego samego redaktora Klarebnacha już kilka razy tłumaczyłem dokładnie wszystkie te zagadnienia.

Ale to się nie przebija do widzów TVP, mam wrażenie, że pana głos i tłumaczenie nie dotarło do widzów TVP. Ledwo było pana słychać.

Owszem, ale na szczęście był to tylko fragment programu. W pozostałej części mogłem wytłumaczyć, dlaczego sprawy, o których mówiłem, są tak istotne.

Mówiliśmy o pedofilii wśród duchownych. Tłumaczyłem, dlaczego w przypadku Kościoła katolickiego ten problem jest szczególny. Podkreślałem, że Kościół jest jedyną instytucją, co do której mamy dowody, że istniał tam zorganizowany system ukrywania przypadków duchownych-pedofilów. O tym trzeba mówić, tym bardziej, że PiS, jak i hierarchowie, chcą ten problem zamieść pod dywan.

Dzień wcześniej w TVP do filmu braci Sekielskich odniesiono się podając stare statystyki, z których wynika, że najwięcej pedofilów jest wśród murarzy.


Sądzę, że każdy rozsądny człowiek widzi, że to wręcz obraźliwa manipulacja, bagatelizowanie problemu kosztem ofiar. Ale też dowód, że TVP straciła rolę informacyjną. To kolejny przykład, gdy zadziałała jak szczekaczka propagandowa.

Dlatego raz jeszcze podkreślę, że trzeba tam być i głośno mówić o tym, jakie są fakty. Bo chociaż co do faktów powinniśmy się zgadzać.

Myśli pan, że politycy partii rządzącej obawiają się, że dokument Sekielskich wpłynie na wyniki zbliżających się wyborów?

Tak. Sądzę, że ten film wywołał dyskusję o problemie, który narastał od dawna. Już widzimy, że w zjawisko ukrywania pedofilii w Kościele byli zaangażowani bardzo wysoko postawieni hierarchowie. Niestety, mamy też przykłady w obozie PiS, a myślę o prokuraturze Piotrowiczu, który kiedyś bronił księdza-pedofila z Tylawy.

To na pewno będzie temat – zwłaszcza, gdy widzimy, jak wiele plakatów kandydatów PiS-u wisi przy kościołach i parafiach. Mamy przepisy, które pozwalają prowadzić śledztwa i wsadzać przestępców do więzień.



Niestety, z jakichś powodów policja woli o 6 rano aresztować aktywistkę i artystkę, która domalowała tęczową aureolę na obrazie Matki Boskiej, niż zatrzymywać hierarchów tuszujących skandale pedofilskie w Kościele, mimo że mają na to dowody.

To pokazuje, że determinacja organów państwa w zwalczaniu przestępców seksualnych jest dziś żadna, zwłaszcza, jeśli są to przestępcy w koloratkach.

Przeczytałam opinię, że Klarenbach z taką złością zwracał się do pana, co może wynikać z tego, że na początku roku zrobił pan coming out i publicznie powiedział o swojej orientacji. To mogło mieć znaczenie, czy zupełnie nie?


Mam nadzieję, że nie. Ale jeśli ta agresja była motywowana faktem, że jestem gejem, to tym gorzej dla pana redaktora – byłoby to bardzo nieprofesjonalne z jego strony.

Sądzę jednak, że reakcja pana redaktora wynika z ogólnego poczucia, że PiS przegra nadchodzące wybory. I wszyscy ludzie, którzy dziś w mediach publicznych zarabiają bardzo duże pieniądze, robiąc PiS-owi propagandę, stracą swoje stanowiska. Myślę, że pana Klarenbacha zezłościła prawda. I przeczucie, że złote czasy się kończą.