Kit Harrington płakał, gdy poznał zakończenie. 5 rzeczy, których dowiedzieliśmy się z dokumentu o "Grze o tron"

Ola Gersz
"Gra o tron" skończyła się tydzień temu, ale HBO przygotowało stęsknionym fanom niespodziankę – dokument "Gra o tron: Ostatnia warta". Nie tylko możemy obejrzeć realizację tego słynnego serialu zza kulis, ale również obejrzeć reakcje zszokowanych aktorów na wieść o tym, co czeka ich bohaterów. I nie tylko. Oto 5 rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia przed premierą dokumentalnego filmu.
Niektórzy aktorzy bardzo emocjonalnie zareagowali na to, co stanie się z ich bohaterami w ostatnim odcinku. Chociażby Kit Harrington Fot. Kadr z filmu "Gra o tron: Ostatnia warta"

Kit Harrington jest bardzo emocjonalny

Nie wszyscy aktorzy przeczytali scenariusz ósmego sezon przed jego wspólnym czytaniem z całą ekipą. Pod prąd poszedł chociażby Kit Harrington, czyli filmowy Jon Snow. Aktor nie wiedział kompletnie nic o finałowym sezonie, więc jego spontaniczne, szczere i emocjonalne reakcje są jednymi z najlepszych momentów "Ostatniej warty".

Kit ucieszył się więc i był wyraźnie dumny z Maisie Williams, kiedy dowiedział się, że to ona zabije Nocnego Króla (wiwatowała zresztą cała ekipa). Inaczej zareagował jednak na to, że to Jon Snow zabija Daenerys Targaryen – kobietę, którą kocha, a która stała się Szaloną Królową. Kiedy twórcy "Gry o tron", David Benioff i D.B. Weiss, podczas czytania scenariusza doszli do tej dramatycznej sceny, Harrington był absolutnie zszokowany. Zakrył usta dłonią, odsunął się z krzesłem od stołu i miał łzy w oczach. Popatrzył też przepraszająco na Emilię Clarke, czyli filmową Daenerys – aktorka o tragicznym losie swojej postaci wiedziała już wcześniej – która żartobliwie robiła dramatyczne miny.


Kit Harrington nie ukrywał również emocji, kiedy żegnał się z ekipą po nakręceniu swojej ostatniej sceny (sprzeczki z Szarym Robakiem). – Serce mi pęka. Kocham ten serial bardziej niż cokolwiek innego na świecie. Nigdy nie był dla mnie pracą, ale całym moim życiem i zawsze będzie moim najwspanialszym osiągnięciem. A wy zawsze będziecie moją rodziną. Bardzo was kocham i bardzo wam dziękuję – mówił zalany łzami i trzęsącym się głosem.

Prawdziwym bohaterem "Gry o tron" jest pewien statysta

Kim jest Andy McClay? Irlandzki aktor i zagorzały fan "Gry o tron" był statystą w serialu HBO przez kilka sezonów. Pod koniec show wcielił się w wiernego wojownika Północy walczącego w armii Jona Snowa.

W "Ostatniej warcie" poznajemy McClaya, a ten oprowadza nas po planie filmowym. Czuje się na nim jak w domu – praktycznie wszyscy znają jego imię. Przez te kilka lat przygody z "Grą o tron" statysta stał się wręcz symbolem całego serialu, mimo że większość widzów wcale go nie kojarzy.

Nic więc dziwnego, że jego pożegnanie z serialem (oraz z Kitem Harringtonem) było wyjątkowo emocjonalne. – Chce mi się płakać. (...) To zmieniło moje życie. Nie wiedziałam, że będę miał w sobie tyle emocji, ale to dla mnie naprawdę trudne. Naprawdę. Ostatnich pięć lat było najlepszymi pięcioma latami w moim życiu – mówił wzruszony.

Nocny Król jest najmilszym człowiekiem na świecie

Oczywiście nie sam Nocny Król – nikt raczej nie płakał, kiedy Arya Stark go pokonała. Raczej wręcz przeciwnie. Jednak jego odtwórcy, słowackiego aktora Vladimira Furdika, absolutnie nie da się nie lubić.

Furdik jest absolutnym przeciwieństwem mrocznego Nocnego Króla. Miły, sympatyczny, pełen optymizmu i ekscytacji. A to zażartuje z kimś z obsady, a to przybije piątkę z filmową Aryą.

Jedną z najbardziej uroczych scen w "Ostatniej warcie" jest ta, kiedy Furdik – który w serialu ani razu się nie odezwał, a swoją twarz ukrywał pod charakteryzacją – natknął się na grupę pełnych entuzjazmu fanów.

– Ale wiecie kim jestem? – zapytał wyraźnie stremowany, kiedy ci zaczęli go zaczepiać. Ci odkrzyknęli gromko "Nocnym Królem" i zaczęli prosić o autografy. Na twarzy Słowaka zajaśniał szczery uśmiech i aktor zaczął robić sobie zdjęcia z fanami i podpisywać przyniesione przez nich koszulki czy plakaty.

King's Landing zbudowano tylko po to, by je... spalić

Rolę Kind's Landing przez wszystkie sezonu grał Dubrownik w Chorwacji. Jednak na potrzeby sezonu ósmego scenografowie z ich szefową, Deborah Riley, na czele musieli zbudować całe sztuczne miasto. W przedostatnim odcinku miała je bowiem spalić Daenerys Targaryen na grzbiecie Drogona.

King's Landing budowano w Irlandii aż siedem miesięcy. I spalono je podczas zdjęć w zaledwie kilka dni. Na planie nie spalił go oczywiście smok, ale pirotechnicy, dzięki którym miasto – jak widzieliśmy to na ekranie – zostało obrócone w proch.

Statyści nie mogli oddychać podczas Bitwy o Winterfell

W Bitwie o Winterfell nie brakowało trupów. Na ziemi leżeli i Biali Wędrowcy, i wojownicy walczący w armiach Północy oraz Daenerys Targryen. Może się wydawać, że to wymarzona praca dla co bardziej leniwych statystów – w końcu można położyć się i odpocząć, a jeszcze wziąć za to pieniądze.

Jednak nic bardziej mylnego. Podczas kręcenia Bitwy o Winterfell w Belfaście było wyjątkowo zimno. Realizatorzy kazali więc grającym zwłoki statystom... nie oddychać. Inaczej na ekranie byłoby widać ich mroźne oddechy.

"Statyści i kaskaderzy, dopóki nie krzykniemy "cięcie!", musicie wstrzymać oddech. To będzie świetne. Jeśli ktoś umrze, niech da mi znać – żartował jeden z kierowników planu. Oddech musiał wstrzymać również Iain Glain, czyli Jorah Mormont, w scenie, w której Daenerys płakała nad jego martwym ciałem.

Na szczęście nikt jednak nie umarł. Przynajmniej w rzeczywistości.